Taaa... Tess popatrzyła na kręcących się w koło ludzi. Wyglądali na lekko zagubionych i oszołomionych. Chyba jedynie Szwajcarka myślała w miarę trzeźwo i próbowała coś zdziałać oglądając wentylację.
Irlandka nie miała ochoty dłużej marnować czasu, więc zabrała się za działanie.
- Skoro to urządzenie podtrzymujące energię może zadziałać tylko kilka sekund trzeba się przygotować na wypadek gdyby po otwarciu, jeśli to zadziała, drzwi znowu się zamknęły. - Tess popatrzyła na mężczyznę kręcącego się w pobliżu. Mówił po angielsku z nieznanym jej akcentem, ale w miarę poprawnie. Doszła więc do wniosku, że na pewno ją dobrze zrozumie. - Proponuję przynieść pod nie jakieś biurko lub stół i wsunąć w otwór. Ja wezmę też coś mniejszego jak krzesło, na wypadek gdyby drzwi nie otworzyły się zbyt szeroko.
- Tak, to jest myśl. - odparł mężczyzna o wyraźnie wschodnim akcencie. - Nie zwlekajmy, czas nas goni, a nie mam zamiaru tutaj zostawać ani chwili dłużej.
I ruszył w kierunku bliższego z biur opróżniając zawartość jednego z biurek w ekspresowym tempie, by je dźwignąć i stabilnym krokiem ruszać w stronę zamkniętych drzwi.
- Aleksiej jestem. - przedstawił się krótko i zwięźle, acz przyjaźnie.
- Jak już mówiłam wcześniej jestem Tess. - Odparła Irlandka zabierając krzesło z oparciem.
Skinęła na tego, który przyznał się do umiejętności technicznych, a teraz stał jakby zagubiony i czekał na polecenia innych:
- Zawołaj zanim uruchomisz generator. Postaramy się działać szybko z kartą i resztą.
Leon skinął głową. Wszedł do pomieszczenia z generatorem i szybko wyszedł. Zobaczywszy, że Esko znalazł śrubokręt, wyrwał mu go i popędził znowu do pokoju ze sprzętem. Nie odzywał się z minutę. Potem rozległ się jego krzyk. Paniczny.
- U pakao! Uwaga!
Coś tam głośno trzasnęło, wyraźny dźwięk zwarcia przebił wycie alarmu. Nagle zabłysło jasne światło, oślepiając ich. Zaszumiały komputery, coś zabrzęczało, drzwi wydały z siebie syk. Użyta szybko karta piknęła i przejście zaczynało się odsuwać.
I nagle wszystko zgasło.
Zapanowała absolutna, całkowita ciemność. Gdzieś z góry ciągle dobiegały przytłumione dźwięki syren. Monique pisnęła. Drzwi zatrzymały się również, po odsunięciu się może o dwadzieścia centymetrów.
Gdy tylko drzwi zaczęły się rozsuwać Tess rzuciła kartę i wsunęła oparcie drzwi w powstającą szparę. Systematycznie przekręcała je tak by maksymalnie wypełniać wolną przestrzeń. Teraz przynajmniej miała gwarancję, że nie zasuną się na nowo.
- Pomóż mi wcisnąć to krzesło do końca. Może uda się powiększyć otwór. |