Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-04-2014, 23:26   #57
Halad
Banned
 
Reputacja: 1 Halad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodzeHalad jest na bardzo dobrej drodze
Wichacz - błonia nad Huśnyniem - po zmroku

Dotknięcie brudnego łba przyjemnym nie było, ale cóż.

Moneta upadła na ziemię błysnąwszy złotawo, a dziad błyskawicznym ruchem wyciągnął po nią pazurzastą dłoń. Jednak Ałtyn była szybsza i pochwyciwszy ja przyciągnęła ku sobie. Jednocześnie Eliasz zbliżył się z łuczywem. Żebrak szarpnął się w tył sądząc że sługa Tynci chce mu krzywdę zrobić, ale pachołkowie przyskoczyli i ucapiwszy za ramiona przygięli brudny kark ku ziemi.
Dziewczyna przyjrzała się dłoniom schwytanemu i westchnęła rozczarowana. Nie był to szpieg żaden, chyba że dzień cały rył w błocie i śmieciach, bo łapska jego tak właśnie wyglądały.

Do tego samego wniosku musiał dojść i Eliasz bo mruknął :
- Prawdę mówi. Dziadyga to nie łeż. A pewnie i złodziej - huknął groznie - obwiesić cię karzemy pokrako, na uciechę panience nogami nad ogniskiem zamajtasz
Łazęga ryknął ze strachu i jak długi padł do nóg Karaimki (ale szybkim ruchem zgarnął wcześniej lewicą leżącą monetę)
- Łaski panienko litościwa... Prawdę całą powiem jak na spowiedzi. Jeno przebaczcie grzesznemu i zdrowiem darujcie a powiem wszystko...
Ałtyn skinęła głową i dziad zaczął opowiadać.
- Przy bramie stałem jak zawsze po świtaniu gdy jeden taki wysoki i wielki przyszedł. Chłopisko olbrzymie było, wielkie jak góra panienko, a w barach jak odrzwia stodoły.
- Gadaj szybciej chamie - huknął Eliasz i zamierzył się kułakiem.
Żebrak skulił się i skamlącym głosem kontynuował.
- Akuratnie panienkę opisał i kazał wypatrywać. Wiedział w ile wozów jedziecie i że ze szlachcianka jedną jeszcze. Wieść mu po biciu dzwonów na południe zaniosłem. Kazał za wami chodzić i baczenie mieć. Powiedział że wieczorem przyjdzie i zapłaci, ale nie było go... I grosze moje przyobiecane przepadły
I dziadyga rozchlipał się znowu nie wiadomo czy nad losem swoim dziadowskim, czy ze strachu.
- Naści dziadku - Ałtyn rzuciła mu jeszcze jedną monetę, a Eliasz i pachołkowie aż gęby rozdziawili na ten gest iście pański.
Łazędze oczy mało głowy parchatej i skudlonej nie wyszły, ale ucapiwszy monetr zaczął bełkotać szybko jakby bał się że mu przerwą zaraz.
- To ja powiem wszystko jak na spowiedzi świętej - bił się brudnym kułakiem w pierś - poszedłem ja za nim jakem mu wieści przekazał i do budy co nad rzeką stoi poszedł. Drugi tam jeszcze był, ale mały i chudy. Tamem sie w krzach zataił i alem słyszeć niewiele słyszał bo rzeka szumiała, a bliżej się podejść bałem. Tylem tylko wyrozumiał, że na kogoś znacznego czekają i że po moskiewsku breszali. Ja mowę moskwicińską znam bom znad granicy dawnej jest. I to dziwnego jeszcze gadali, że czas najwyższy by psy znowu ziemię carską zamiotły i do łask wróciły. Tylko że wcześniej ubić kogoś muszą znacznego co przyjedzie i jakoweś pisma ukraść panience.

Tu łypnął na Ałtyn czy przypadkiem przy ostatnich słowach się nie rozgniewa.





Wichacz - zagajnik - po zmroku

Dwie postaci w ciemnych kapotach zaiste przemykały ku rzece na prawo od błonia chcąc zapewne w chaszczach nadbrzeżnych się utaić. Nagle jeden z nich odwrócił się i i błysnęło z nagła. Wraz z hukiem strzału kula gwizdnęła panu Pawłowi koło ucha, aż mimowolnie ręką w której półhak trzymał się przeżegnał. Za nim rozległ się jęk jednego z pachołków i prawie jednocześnie pomocnicy pana Czermińskiego ognia dali.

- Żywcem brać - wrzasnął szlachcic wściekły że niewolnika złapać nie zdoła a z martwego to nawet i sam mistrz małodobry z przesławnej w całej Rzeczypospolitej akademii katowskiej w Bieczu słowa nie wydusi.
Tedy przedzierali się przez krze aż miedzy drzewami błysnął księżyc który się w nurtach Huśnynia odbijał.

Nagle cień jakiś wychynął zza drzewa, na rozpędzonego szlachcica wpadł i na ziemię obalił. Ucapił pan Paweł jednak padając go za nogę i tak wylądowali obaj wśród paproci. Uczuł pan brat jak ręce żylaste go za szyję ucapiły tak że nawet na swe sługi krzyknąć nie mógł i tak przemagając się wzajem stoczyli razem do niewielkiego parowu. Szczęściem szlachcic na łotrzyku owym, co życia chciał go pozbawić wylądował i teraz mając nieco swobody zmacał za pasem pistolet drugi i za lufę go ująwszy gruchnął kolbą zbója między oczy, tak iż legł on jak nieżywy.
Przebóg zacna broń pomyślał oglądając kolbę gdańskiego puffera.

- Sam tu - krzyknął złapawszy oddech i wnet przybiegli pachołkowie.
- Gdzie drugi ? - spytał.
- Ubieżał jaśnie panie, znalezliśmy jeno to - i podano szlachcicowi broń porzuconą przez łotrzyków. szlachcic zdumiał się bo broń owa spod ręki prawdziwych mistrzów cechu wyjść musiała i warta była z ćwierć wsi. Żadną miarą nie mogła strzelba tak przecudnej urody i wartości wielkiej w rękach zwykłych opryszków się znależć.
- Dycha ? rzucił swoim pan Czermiński.
- Samko ? Dycha pnie i zdrów będzie, kula jeno po żebrach go zmacała
- Nie o Samka pytam - rzucił zły pan Paweł - ale o tego tu...
- Żyje Wasza Miłość, jeno przytomność go odeszła
- Obszukać !

- Wielmozność - podszedł do pana Pawła ów były żołnierz, co wcześniej służbą wojskową się pochwalił - ja z Tatary na Dzikich Polach tańcował. Powie mi ten ptaszek wszystko co wie, albo na przypieczonych piętach do piekła pójdzie - i błysnęły spod wąsów mówiącemu zęby w tak okrutnym uśmiechu, że aż panu Czermińskiego lubo przecież nie strachliwemu zimno się zrobiło.


 

Ostatnio edytowane przez Halad : 04-04-2014 o 00:16.
Halad jest offline