Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-04-2014, 02:37   #40
Proxy
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Druga godzina dyżuru po średnio przespanej nocy przebiegała nadwyraz spokojnie. Najwidoczniej z samego rana, czym godzina 13 była bardzo względna, niewiele osób pchało się do atrakcji tłumami i niewiele osób planowała się obijać, czy łamać. Pasażerowie bardziej problematyczni, jak z dnia poprzedniego jeszcze spali, więc przynajmniej z początku był kontakt z ludźmi nieco bardziej życzliwymi. Jednym z nich był pewien wiekowy facet, który jak się okazało, nie spakował ze sobą potrzebnych mu leków. Służba medyczna miała więc stałe zadanie

- Panie Murphy? - odzywała się przez zamknięte drzwi od pokoju 7425. Po zapukaniu drzwi dalej stały niewzruszone - Panie Murphy? - powtórzyła jednak kolejne chwile przeciągały się bez żadnej odpowiedzi - Panie Murphy?! - podniosła głos wyżej uderzając zaciśniętą pięścią.

Taki hałas na pewno zwróciłby uwagę w pokoju, nawet zbudziłby gdyby spała. Jednak głucha cisza wskazywała na coś gorszego. Niewiele myślać zareagowała natychmiast. Wyciągając kartę przyłożyła ją do czytnika jednocześnie wpisując służbowy kod. Wparowała do środka mając już położoną dłoń na komorze, której zawartości potrzebowała. Przejrzała sypialnie, łazienkę razem z kabiną prysznicową, balkon. Pusto.

- May, co Ty kombinujesz? - odezwał się w radio głos menagera, który zdążył się zorientować, że ratowniczka użyła swojej karty do wejścia do kajuty pasażerskiej.

- O 13 miałam być w 7425. Jest 13.05 a gościa nigdzie nie ma.

- Nie dostałaś ode mnie zezwolenia na wejście.

- Bez jaj! - odszczekała z niezadowoleniem - Zgubiliście faceta na tak wielkiej przestrzeni?! Gość zejdzie jak nie dostanie tego zastrzyku a Ty się przypier*alasz, że szukam go omdlałego na podłodze? Rusz lepiej dupę i go znajdź to nie będziesz musiał organizować trumny - nie mogła sobie odpuścić takiej szansy na odgryzienie się fiutowi.

* * *

O 15 udała się na swoją jedyną 30 minutową przerwie. Położyła się na sofie by móc przynajmniej chwile odetchnąć od zwiększającej się ilości ludzi i zadań. Zamknęła oczy i przysłoniła je dłonią dogorywając, studząc mięśnie i czyszcząc głowę. Zanim się zorientowała zmęczenie wzięło w górę i ocknęła się dopiero po trzaśnięciu wciąż włączonego radia. Brutalnie wyrwana i słabo kojarząca spojrzała na zegar słysząc czyjeś kroki. “KUR*A! 16 godzina!”

- May - zaczął menager krzywym wzrokiem wchodząc do pomieszczenia - Chyba nie jesteś tu od godziny?

Clem przerwała przechylanie przy ustach niewielkiego plastikowego kubeczka stojąc na drugim końcu pomieszczenia - To już nie można niczego wypić? To też jest zabronione? - wpatrywała się gromnym wzrokiem wyrzucając kubeczek do śmieci.

* * *

- Mówisz o Murphym? - dodał pytająco niekoniecznie rozumiejąc sytuację jeden z innych ratowników obecnych na dyżurze.

- No tak, dokładnie o nim - potwierdziła Clem.

- Ale… No ale po co jak on jest już “zrobiony”? - odpowiedział wzruszając ramionami.

- Co? Jak to? Kiedy?

- No w tedy jak trzeba było. O 13 nawet przyszedł sam, Ciebie nie było więc zmianowy stwierdził, żebym ja go kuł - opowiadał jakby rzecz oczywistą.

- Co kur*a… - skrzywiła się kwaśnie z niedowierzania. Gość wcale nie zapadł się pod ziemie, tylko był cały czas z managerem, gdy ona biegała po całym statku i prawie niewywarzyła drzwi, nie mówiąc już mitycznych zakazach wchodzenia do kajut pasażerów. Uknuł wszystko, by sprawdzić jej reakcje, mieć na nią haka… I dała się sprowokować… - Skur*iel… - wydusiła pod nosem mściwie idąc na noże już od drugiego dnia.

* * *

Natychmiast po tym, jak poczuła na swoich pośladkach dotyk, nie myśląc nawet, czy był on zamierzony, czy przypadkowy, odwróciła się z zaciśniętą pięścią i z przyłożeniem siły przyrżnęła w gębę tego, kto był najbliżej za jej plecami. Ciężko było powiedzieć kto był bardziej zaskoczony. Nikt nie oczekiwał takiej sytuacji o której dopiero po fakcie pomyślała. Cóż… Fizyczny atak ze strony obsługi na pasażera był jasnym biletem w jedną stronę. Okoliczności i tak wszyscy mieliby w dupie z uwagi na “klient nasz pan”. Tak jak szybko zaistniała cała sytuacja tak szybko Clem zreflektowała się nad swoim czynem i prostolinijnie zwiała z miejsce zdarzenia. Miała całkowicie przechlapane. Ostatnim co chciała widzieć to manager, który wezwie ją do siebie po zgłoszeniu uderzonego gościa. Pozostała jej niemalże godzinie w panice przed końcem dyżuru i dzisiejszej klęski wszystkiego, co miała.

* * *

Podminowana i wściekła jak osa wparowała do swojej kajuty. Podobnie jak dnia poprzedniego drobna Tracey podchylała się nad jakimś tekstem. Patrzyła z nieco zaskoczona zachowaniem ratowniczki.

- Łooł… Co Tobie się stało? - zapytała jeszcze przed ciśnięciem torby medycznej w ścianę nad łóżkiem Clem.

- Zaje*ałam jakiemuś pasażerowi w twarz - warknęła nabuzowana przez zęby.

- Zrobiłaś co…?! - odpowiedziała niemal natychmiast współlokatorka robiąc wielkie oczy. Odpowiedzi nie otrzymała.

Tryskający wulkan wściekłości mocno pilnował się, by przypadkiem nie rzucić na coś i tego nie zniszczyć albo nie zatłuc. Nie chciał też wylać się na bogu ducha winną menadżerkę powierzchni płaskich. Uciekł więc bez słowa do toalety zamykając z trzaskiem za sobą drzwi. Tracey przytrzymała jeszcze chwilę wzrok na ich futrynie jakby zastanawiając się, co robić. Zamknęła w końcu swoją czytankę, odłożyła ją na bok i zsunęła się z łóżka na proste nogi. Udała się w stronę łazienki, do których drzwi na szczęście nie były zamknięte. Otworzyła je i stanęła w przejściu opierając się. Clem na zmianę trzymała się brzegów umywalki stojąc na przeciwko lustra i starając się ochłonąć na zmianę zwilżając twarz.

- Nie przesadzaj, najwyżej wyskoczysz z paru stówek.

- Ja już jestem bankrutem! Nie mam nawet na je*aną sukienkę a co dopiero na kolejną przegraną sprawę! Je*any skur*ielski manager już ma na mnie całą masę rzeczy, by wyje*ać na zbity pysk. I wcale z tym nie zwleka - rzuciła prawie mściwie robiąc dwa kroki w jej kierunku.

- Hej, laska! - odezwała się podniesionym i niezadowolonym głosem - To ja Tobie coś zrobiłam, że się na mnie wydzierasz? To na mnie masz być zła? Weź uspokój się.

Parę tych słów wystarczyło, do szybkiego zreflektowania się nad swoimi niekontrolowanymi reakcjami. No cóż… Nie pierwszy raz. Cofnęła się do lustra zakręcając emocjonalny kurek i nie pozwalając na bryzganie nim po wszystkim.

- Widzisz, nie jest jeszcze z Tobą tak źle, potrafisz - skomentowała nieco uszczypliwie pilnując odpowiedniego traktowania swojej osoby - Teraz powiedz mi na spokojnie…

[center]* * *[/center

- Clem? - odezwała się jedna z dziewczyn nie chcąc się narzucać mając na uwadze jej problem - Idziemy na basen, dołączasz się? Woda wyciągnie z Ciebie stres i trochę męcząc się ruchem odpoczniesz.

Ratowniczka pomachała przecząco w niemalże depresyjnej minie. Grzebała coś przy swoich rzeczach nie mogąc usiedzieć w spokoju w jednym miejscu - I tak nie mam stroju - odpowiedziała spod nosa beznamiętnie.

- Do dobra… - westchnęła pytająca zbierając potrzebne rzeczy i w parze udając się w wyznaczone miejsce.

Clementine została sama. Potrzebowała zaszyć się w rogu i przesiedzieć tak tyle ile można było z dala od czyjegokolwiek wzroku. Wyciągnęła ze tobołków słuchawki i naciągnęła je na głowę. Oparła się, zamknęła oczy i przysłoniła je dłonią. Drugą zlokalizowała magiczny przycisk wyłączający ją z rzeczywistości. Za jego pomocą w słuchawkach zatrzeszczało głośno.

* * *

Nieprzyjemny zimny dotyk nagle wyrwał ją ze snu. Podskoczyła nagle jakby coś ją poparzyło.

- Kolacja. Idziemy na kolacje - powtarzała Mia szturchając ją nieznośnie - Nie leż w gaciach cały wieczór tylko ubieraj się, bo idziesz z nami.

Zniszczona i standardowo bardziej zmęczona niż przed drzemką wybudzała się niezwykle wolno. Po jakimś czasie i oczekiwaniu na nią zebrała się w sobie i była gotowa.

- Nie, no znowu. Popatrz na siebie. Wyglądasz gównianie. Ubierasz się w jakieś szmaty... Zacznij może tego pilnować, co? Chodź - rozkładała ręce masażystka ciągnąć następnie krzywiącą się lecz nie mającą ochoty na przepychanki do mocniejszego światła - Oddam Tobie to pod warunkiem, że będziesz tego używać. Nie mogę patrzeć na Ciebie bez tego.

* * *

Po całym dniu w końcu był czas na element najprzyjemniejszy. Kolejno wypalane papierosy jeden za drugim, lekko chłodnawa noc i rześkie powietrze. Tej nocy na zapożyczonym balkonie były również ich prawowite właścicielki. W większym gronie było znacznie więcej hałasu głośnych rozmów i śmiechów. Clem w tym wszystkim prawie milczała. Nie miała ochoty na rozmowę i nie można było się temu dziwić. Dopiero późno w nocy, gdy towarzystwo było już nieco zmęczone i już rozleniwione wszystkie usiadły i zaczęły opowiadać na wyrywki swoje historię przy szklance płynów wedle uznania. W końcu też padło na ratowniczkę, która pomimo ogólnego przekonania zaczęła się odzywać i opowiadać o swoich przeżyciach między spokojnymi pociągnięciami papierosa.

- Beez jaj… - przyznała zmieszana jedna z obecnych - I nie możesz się odwołać od tego?

- Mogłam, ale dałam się sprowokować i to wykorzystał. Jak z resztą wszystko. - zaciągnęła się - Teraz nie ma nawet gdzie pójść i mam to, co mam.

- Zrobić kogoś na tyle kasy... - skomentowała inna robiąc wielkie oczy do wszystkich obecnych pracownic.

- No dobra, a nie możesz sprzedać tego, co masz? - zaczęła kolejna

- Na przykład? - odezwała się spokojnie wydmuchując dym z kolejnego zaciągnięcia wpatrując się przy tym ponuro w czerń nieba.

- Możesz sprzedać przecież mieszkanie, samochód.

- Mieszkanie wskazał na liście rzeczy w zadośćuczynieniu. Wraz z wyrokiem poleciało w jego łapy. Samochodu i tak nie miałam, bo był jego. Mam motor, ale nie mogę go sprzedać - zaciągnęła się.

- Czemu..? - dopytywała nie dając jej spokojnie wypuścić dymu.

- Mając cyrograf, o którym mówiłam wcześniej, jeśli będę przynajmniej raz niewypłacalna to mnie zamkną. Bez motoru muszę być albo na pogotowiu, albo w ambulansie. Płacą wystarczająco mniej by nie spełnić wymogów. Nie kalkuluje się

* * *

- Clementine - zaczepiła ją Mia gdy przesiadywanie na balkonie zakończyło się a dziewczyny były w drodze powrotnej - Wybacz za wszystko, nie zdawałam sobie sprawy. Tracey też głupio a gdyby nie leciała na swoją zmianę powiedziałaby to osobiście.

Ratowniczka tylko smętnie wzruszyła ramionami bez większego przejęcia - Nie wiedziałaś - wydusiła w końcu widząc oczekiwania werbalnej odpowiedzi, którą Mia musiała się zadowolić.
 
Proxy jest offline