Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-04-2014, 19:26   #13
Googolplex
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
“O niedoczekanie twoje!” Pomyślał i sięgnął do sakiewki na komponenty po odrobinę miodu. Słowa które wypowiadał tkając dłońmi saklęcie miały dziwne bzyczace brzmienie. Zaś już po chwili nachalna fantomowa pszczoła pofrunęła by nekać konia zamachowca.
Erilien zobaczył, że człowiek zaczął mieć kłopoty z opanowaniem konia płoszonego przez natarczywą, magiczną pszczołę. Zwierze wierzgnęło kilka razy, zwolniło, zaczęło obierać inny kurs. Prześladowca próbował sam odgonić owada, ale nie dawało to niczego konkretnego. W końcu pszczoła zaczęła kręcić się przy uszach wierzchowca, co spowodowało, że ten rzucił się w bok, na łąki próbując uciec od owada.
Erilien zaśmiał się cicho wierząc, że teraz półelf zdąży odjechać na dość dużą odleglość by zmylić pościg. W końcu jego zycie znalazło się w jego rękach. Zaś paladyn miał inne jszcze plany. Odwrócił się plecami do bramy i ruszył niespiesznie do świątyni. Teraz mógł sobie pozwolić na spacer ulicami miasta, więc wybierał te najbardziej malownicze.
Nie odszedł jednak daleko. Ledwie pokonał kilka metrów od miejsca, w którym splótł czar, gdy poczuł jak ktoś chwyta go za rękę. Zobaczył małą, może dziesięcioletnią niebieskooką dziewczynkę o jasnych włosach, wpatrującą się z poruszeniem w elfa.
- Nie darują tego panu. - odezwała się i dodała cicho. - Nie chcę byś umierał…
- Cos się stało malutka? - Zapytał przyjaznym tonem nie bardzo rozumiejąc o czym to dziecko mówi. - Jesteś tu sama? - Dopytywał, przecież ni mógł pozwolić aby dziecko samotnie biegało po mieście, zwłaszcza, że niedługo zacznie się ściemniać.
- Nie chcę byś umierał… - powtórzyła i spojrzała w ziemię. - Jestem sama… ale nic mi nie będzie.
- Nie musisz się martwić, nie umrę. - Usmiechnął się do dziewczynki. - Jak chcesz odprowadzę cię do domu, dzieci nie powinny same biegać po mieście.
Dziewczynka odwróciła głowę.
- Nie.
- No dobrze… - Odrzekł trochę niepewny. - A dlaczego bałaś się, że coś mi sie stanie? - Ciekawość w końcu zwyciężyła.
- Bo będą chcieli cię skrzywdzić. - odparła, jakby to była oczywista oczywistość.
Coś go tknęło i musiał zadać jeszcze jedno pytanie aby sie upewnić.
- A powiesz mi gdzie mieszkasz, żebym mógł Cie kiedyś odwiedzić?
- W świątyni Srebrnych Gwiazd… - mruknęła wzmacniając uścisk na dłoni elfa.
Teraz już się zaniepokoił. Dziecko mieszkające w światyni mogło oznaczać tylko kilka możliwości a to spotkanie sugerowało jedną i w dodatku wcale nie miłą. “Oj Erilien w co ty się wplataleś tym razem?” Zapytał sam siebie. No ale cóż, w tłumie był w miarę bezpieczny.
- Masz ochotę na piernczka? - Zapytał czując znajoma woń z niedalekiej piekarni, a bywał już tam wielokrotnie i to co mógł powiedzieć napewno to to, że pierniczki mistrza piekarskiego są wyśmienite. - A potem wrócisz do domu a ja obiecuję, że nic mi się nie stanie. Dobrze?
- Mam. - odparła nieśmiało. - Proszę. - spojrzała na Eriliena. - Ale Arelia nie dała mi pieniążków…
- Więc pozwól, że ja Ci kupię jako podziękowanie za ostrzeżenie. - Poczym ruszył w stronę znajomej piekarni. Zastanawiając się po drodze, czy będą mięli szczęści i uda im się przekonać piekarza by odsprzedał też dzbanek mleka. Pierniczki z mlekiem były wprost bajeczne.
Przekonanie piekarza nie było trudne. Kojarzył on Eriliena i bez problemów sprzedał pierniczki, jak i dzban mleka. Przez cały czas, kiedy elf kupował mała była w niego wpatrzona, ale na jej twarzy malował się niepokój.
- Mogę o coś zapytać? - odezwała się trochę speszona.
- Śmiało. - Zachęcił ją.
- … jak to jest być elfem?
- Nigdy nie byłem nikim innym więc nie wiem jak to opisać. - Zaśmiał się. - Jestem po prostu sobą. Ty też powinnaś zawsze być sobą i nikim innym. Tak nas bogowie stworzyli i tak jest dobrze. - Dodał wspominając czasy kiedy sam chciał być kimś innym niż był w istocie.
- Ale… Jeden elf mi kiedyś powiedział, że… Jest lepszy. Bo jest elfem. - ludzka dziewczynka zajadała powoli pierniczka.
Erilienowi zrobiło się przykro, że ktoś z jego rasy zachowywał się w taki sposób. Owszem ludzie żyli krócej i nigdy nie osiągali takiego duchowego rozwoju jak elfy. Jednak wytykanie im tego było zwyczajnie niegrzeczne. Ludzi trzeba było wszak prowadzić aby nie zgubili drogi a nie stawiać się ponad nimi.
- Nigdy nie wierz komuś kto tak mówi. Gdyby był lepszy pokazał by Ci jak ty możesz stać się lepsza a nie pysznił i przechwalał. - Zamyślił się chwilę. - To fakt, że żyjemy dłużej niż ludzie i mamy wiecej czasu ale samo to nie czyni nas lepszymi. W końcu to czyny świadczą tak o człowieku czy elfie. - Kiedy mówił zdał sobie sprawę, że naprawdę w to wierzy choć w cześniej po prostu nie próbował tak myśleć.
- I na pewno nie umrzesz? - dopytywała patrząc poważnie, jak na swój wiek, dziewczynka. - Może powinnam zostać z tobą… Bo cię skrzywdzą.
- I właśnie dlatego powinnaś wrócić. Jeśli przyjdą dam im radę ale nie chcę aby Ciebie przy tym skrzywdzili. - Odpowiedział równie poważnym tonem wiedząć, że jej wiek nic nie znaczy wobec mądrości jaką została naznaczona. Bowiem miał prawie pewność, że rozmawia z jasno widzącą.
- Może… - mruknęło dziecko kończąc pierniczka. - Ale jeżeli umrzesz będę zła.
- Nie umrę. - Powiedział poważnie i z pełnym przekonaniem. - I jeszcze nie raz zabiorę cię na pierniczki. Zgoda? - Zapytał z uśmiechem bowiem rozbawił go obraz jaki pojawił się w jego wyobraźni. Obraz małej dziewczynki wyciągającej go z grobu i dobitnie informującej jak jest niepocieszona faktem, że umarł.
- Nooo… Dobrze. - zgodziła się mała. - Ale co zrobisz z nim? - zapytała.
- Coś wymyślę. - Konspiracyjnie puscił jej oczko. - Nie pierwszy raz ktoś czyha na moje życie. Może nawet uda mi się sprawić aby nikt za bardzo nie ucierpiał, nawet oni… - Choć w myślach godził sie już z tym, ze pewnie nie uda się zachować napastników przy zyciu a jedynym rozwiązaniem okażą się magia i miecz stosowane razem lub osobno w różnych proporcjach.
- Ale... on już patrzy, a ty go nie widzisz…
- Nie zawsze muszę widzieć aby się obronić. - Choć to ostrzeżenie zmroziło mu krew to przecież nie mógł tego dać po sobie poznać. Co więcej skoro zamachowiec był już tak blisko wówczas trzeba jak najszybciej odprowadzić dziewczynkę w bezpieczne miejsce. - Skoro zjadłaś to odprowadzę Cie do domu i przygotuje coś co pozwoli mi wygrać z niewidzialnym wrogiem.
- Mhm… Dooobrze… - mruknęła dziewczynka trzymając Eriliena za rękę. Ziewnęła.
- A wiesz, z tego wszystkiego nie zapytałem jak masz na imię. Ja jestem Erilien. - Zagadywał mała w drodzę do świątyni Srebrnych Gwiazd.
- A ja Namena. - odparła dziewczynka i spojrzała na elfa. - Ładne imię. Jesteś stąd?
- I twoje bardzo mi się podoba. - Pochwalił po czym dodał. - Mieszkam tu od niedawna ale urodziłem sie daleko na zachodzie, za morzem. Na wyspie elfów. - Rozgladądał się czujnie nie chcąc aby napastnicy zaatakowali w chwili kiedy był z dziewczynką. Siebie obroni, ostatecznie jeśli nie zwycięży to ucieknie ale jeśli ona będzie w niebezpieczeństwie… Wtedy nie będzie wyboru.
- Na wyspie elfów? Samych elfów? - dziewczynka zainteresowała się. - Ładnie tam jest?
Ulice powoli przerzedzały się, ale Erilien jeszcze nie był pewny czy ktoś za nimi podąża…
- Tam gdzie się urodziłem panuje zima przez większość czasu a wszystko skrzy się w bieli i srebrze. Powietrze chodź chłodne jest też odświeżające. Piękne miejsce. - Westchnął rozmarzony i zaskoczony z jak wielkim sentymentem wspomina swe rodzinne strony. “Czyżby już tyle czasu upłynęło, że zacząłem tęsknić za domem?”
- Musi być ładnie - stwierdziła dziewczynka. - Chciałabym kiedyś zobaczyć.
- Może za kilka lat jak będziesz starsza i będziesz mogła podróżować tak daleko. Teraz jeszcze trochę na to za wcześnie ale później, jeśli dalej będziesz chciała to pokażę Ci wyspę Zimowego Dworu. - Obiecał i po raz kolejny zaskoczony stwierdził, że mówi szczerze.
- Dobrze - zgodziła się dziewczynka. - Jakiego boga czcisz? Ja Selune. - dodała z dumą w głosie.
- Służę tylko Corellonowi Larethienowi lecz szanuję wszystkie dobre bóstwa. - Odparł nie przestając zwracać uwagi na otoczenie. Robiło się trochę niebezpiecznie, nie dobrze, jeśli zaatakują małą…
- A ja znam Sehanine. Jej kapłani zrobili dla nas piękny księżyc.
Ulice pustoszały wraz z zanikającymi promieniami słońca. Erilien w pewnym momencie zaczął mieć podejrzenia, że faktycznie ktoś za nimi podąża.
Spróbował sobie szybko przypomnieć plan miasta i to jak daleko jeszcze ma do świętyni. Po czym chwycił dłonią rękojeść miecza. Wyprawiona skóra na niej nadawała się jak każda inna na koncentrator dla zaklęcia, skoncentrował się i wypowiedział słowa mocy. Może było to nazbyt dużą ostrożnością lecz powtórzył czynność i osłonił zaklęciem również dziewczynkę.
Skierował się w stronę głównej drogi, nie tylko aby szybciej dotrzeć do celu ale też ze względu na patrole miejskie. Miał nadzieję, że zamachowiec nie zaatakuje mając w perspektywie starcie z wieloma przeciwnikami i mozliwość utraty życia lub długiego pobytu w lochu.
- A chciałabyś zobaczyć świątynie Corellona? - Zapytał najspokojniejszym i najweselszym tonem na jaki było go w tej chwili stać.
- Tak - odparła z uśmiechem dziewczynka, ale zaraz spochmurniała. - Ale muszę już wracać do świątyni… Nikomu nie mówiłam, że wychodzę… Nie wiedzą… chyba…
- Pokażę Ci ja po drodze i będziesz mogła przyjść innym razem jeśli będziesz chciała. Tam też najłatwiej mnie znaleźć - zastanowił sie nad tym co powiedział - choć mam wrażenie, że Ty potrafisz znaleźć każdego kogo chcesz.
- Aeron też tak twierdzi, ale nie umiem… Tylko czasami tak… wychodzi…
- Przyjdzie czas kiedy się nauczysz, nie musisz się śpieszyć.
Mała przez dłuższą chwilę milczała idąc wpatrzona w ziemię, ściskając dłoń Eriliena.
- Nie znasz strachu? - zapytała w końcu.
- Każdy zna strach. - Pokrecił głową zaprzeczając jej stwierdzeniu. - Ale nadzieja może być od niego silniejsza. - Uśmiechnął się łagodnie. - Nadzieja zawsze pokona strach jeśli tylko jej pozwolisz.
- Mhm… - mruknęła i spojrzała do góry na elfa. - Ale nie boisz się, że chcą ci zrobić krzywdę.
- Boję. - Przyznał szczerze. - Ale mam nadzieję, że jeszcze kiedyś zjemy razem pierniczki i dlatego strach nie ma nademną władzy. - Dodał żartobliwie.
Dziewczynka pokiwała głową i zamilkła idąc wraz z Erilienem w ciszy. Elfowi wydawało się, że udało mu się uchwycić przez chwilę podążającego za nimi… człowieka? Tak, to chyba był człowiek, chociaż widział go jedynie przez moment. Co planował? Czy chciał zrobić coś dziecku? Wszystko było możliwe, a ryzykowanie nie przyniosłoby niczego dobrego w tym momencie.
Dotarli w końcu do świątyni władcy Seldarine i dziewczynka ożywiła się rozglądając na boki. Nie puściła jednak ręki paladyna.
- Wejdźmy na chwilę, przedstawię Ci panią która opiekuje się tym miejscem. Na pewno ja polubisz.
Namena skinęła głową i już za chwilę byli w świątyni. Od razu zobaczył Eyen, która podchodziła do niego najpewniej mając zamiar zapytać jak poszło, gdy zobaczyła uczepioną ręki elfa dziewczynkę, która gdy tylko zrozumiała, że jest poświęcona jej uwaga skryła się za paladynem.
- Wszystko dobrze… poszło? - zapytała niepewnie posyłając pytające spojrzenie Erilienowi.
- Owszem - skinął głową - choć pojawiły się komplikacje. A ta młoda dama pośpieszyła by mnie ostrzec o czyhającym niebezpieczeństwie. Ma na imię Namena i mieszka w świątyni Srebrnych Gwiazd. Obiecałem, że będzie mogła kiedyś przyjść i obejrzeć świątynię Corellona, chyba nie będzie przeszkód prawda? - Starał się zawrzeć jak najwięcej informacji w tak krótkim przekazie a jednocześnie połechtać trochę dumę swojej małej wybawicielki.
- Nie, nie będzie, ale… Jest już późno, a jej opiekunowie pewnie się martwią - odparła kapłanka i spojrzała podejrzliwie. - Chyba, że są ważniejsze… powody, aby pozostała.
Skinął głową a wyraz jego twarzy powiedział kapłance prawie wszystko.
- Jeśli nie macie szlachetne panie nic przeciwko, muszę dokończyć jeszcze jedną drobną sprawę. Wrócę jak szybko to będzie możliwe. - Dodał mając nadzieje na zrozumienie i pomoc kapłanki.
- Dobrze - zgodziła się Eyen i wyciągnęła dłoń do Nameny. - Chodź, pokażę ci wszystko.
Namena przez chwilę się wahała, ale w końcu puściła dłoń Eriliena i podeszła do słonecznej elfki. Ta szybko zabrała dziecko wgłąb świątyni pokazując jej malowidła.
Otoczył się kolejną warstwą magii ochronnej i ruszył szybkim krokiem. Po opuszczeniu świątyni skierował się w jeden z mrocznych i odludnych zaułków. W końcu jeśli maja zaatakować to mogą to równie dobrze zrobić na jego warunkach.
Nie uszedł daleko. Jak tylko zanurzył się w zaułki jego uszom objawił się głos zza jego pleców. Głos spokojny i wyważony.
- Tak długowieczna rasa powinna wiedzieć, kiedy nie należy się wtrącać.
- A także to kiedy wtrącić się należy. - Odparł równie spokojnie, w końcu spodziewał się tego spotkania. - Jak mniemam nie obejdzie się bez przemocy? - Zapytał odwracając się.
Naprzeciw niego stał niski, jak na ludzkie standardy, człowiek o krótkich ciemnych włosach i niewielkiej bródce łączącej się w kącikach ust z wąsami. Erilien nie mógł określić czy jest on ubrany w jakąś zbroję, ani czy nosi broń, bo zakryty był czarnym płaszczem.
- Och, nie chcę tego. Tylko nie wiem czy dasz mi inny wybór.
Oblicze Eriliena rozpromieniło się radosnym uśmiechem.
- A zatem mamy podobne pragnienia, ja również nie chcę uciekać się do przemocy. Podajmy sobie więc dłonie i rozstańmy jak przyjaciele.
- Zastanawiałem się co z tobą zrobić po tym, jak dzięki tobie uciekł ten mały złodziej. Jesteś z siebie zadowolony? Pozwoliłeś umknąć złodziejowi.
- Być może gdyby nie próby odebrania mu życia nie musiałby uciekać ni o pomoc prosić. - Odciął się Erilien.
- Każdy inaczej dba o swoje. I inaczej egzekwuje kary za złamanie praw.
- Mnie zaś sumienie każe pomagać rannym którzy o życie proszą. Czyż to tak wiele sprawy kradzieży zgłosić władzy? Czyżbyś nie ufał miastu? - Od dawna chciał zadać to pytanie bowiem nurtowało go dlaczego w Silverymoon ktokolwiek brał sprawiedliwość we własne ręce.
- To nie są sprawy miasta, a ja biorę wszystko we własne ręce. I dawno byłoby już po problemie, gdybyś nie wszedł z buciorami na nie swój teren.
Elf skłonił się szarmancko.
- Cieszy mnie więc, że wkroczyłem w odpowiednim momencie. - Zastanowił się przez chwile czy aby ten osobnik nie próbuje przypadkiem grać na czas. - A teraz może zechcesz mi jeszcze powiedzieć cóż takiego warte jest by za to zabijać.
- Pamiątka rodzinna - odparł krótko mężczyzna.
- Brak w tym sensu. Po co kraść coś takiego i po co za to zabijać? Wybacz waść lecz dalsza taka dyskusja pozbawiona jest sensu. Czyń co masz czynić a może bogowie pozwolą Ci odzyskać zdrowy rozsądek w lochu Silverymoon.
- W lochu? - człowiek zaśmiał się. - Ja do żadnego lochu nie pójdę, o nie. A dyskusja wyda niedługo owoce…
Erilien miał już pewność. Rzucił się do wylotu uliczki bezceremonialnie odtrącając człowieka na bok. Biegł ile sił w nogach wprost do świątyni.
Wbiegając do świątyni wpadł na Eyen trzymającą obnażony miecz. Odbili się od siebie, a ona ledwo utrzymała równowagę.
- Widziałeś go? Gdzie zwiał?
Potrząsnął głową.
- Nikogo nie widziałem. Co się stało? - Zapytał choć miał swoje podejrzenia, bardzo złe podejrzenia.
- Jakiś psi syn wkroczył do świątyni i bez słowa podszedł do nas i złapał małą. - prychnęła. - Kiedy zaczęłyśmy stawiać opór ten wyciągnął miecz. Dobrze, że miałam swój nieopodal… - westchnęła.
- Klątwa na ich dusze! Sądziłem, że to ja jestem celem. Wybacz mi głupote pani…- Zaczął skruszony. - Obawiam się, że śpiesząc tu pozostawiłem za sobą jednego z oprychów, lecz wątpię by ciągle tam był. Czy możesz zawiadomić służby miejskie o porwaniu? Ja czym prędzej podążę do świątyni Srebrnych Gwiazd. Być może opiekunowie Nameny wiedzą jak ją znaleźć, wszak to początkująca wyrocznia! - Próbował myśleć jasno choć w jego sercu płonął gniew. Gniew na porywaczy i przede wszystkim na swoją głupotę przez którą naraził obie niewiasty.
- Ja żałuję, że nie zdołałam go zatrzymać… Mogłam zrobić więcej. - obwiniała się. - Ale wydaje mi się, że prócz tego, który wszedł do świątyni na zewnątrz był też ktoś jeszcze…
- Nie obwiniaj się, tym który ponosi odpowiedzialność jestem tylko ja. - Starał się panować nad swymi emocjami. - Teraz musimy działać rozważnie. Jestem pewien, że porywacze dobrze przygotowali drogę ucieczki i szukanie i na własną rękę będzie stratą czasu. Potrzebujemy pomocy.
- Ale skąd? Straży miejskiej? Powinieneś chyba jednak najpierw powiadomić jej opiekunów… Nie można ich tak zostawić.
- To właśnie zamierzałem uczynić, Ciebie zaś pani prosze byś zawiadomiła straż. Wszak porwania dokonano w świątyni a mnie przy tym nie było i niewiele o porywaczu mógłbym rzec.
- Tak też zrobię - obiecała Eyen. - Każde z nas ma teraz swoje zadanie i oby dziecko się całe i zdrowe znalazło.
Erilien ruszył szybko do świątyni Srebrnych Gwiazd, choć ciaążyła mu świadomość, że z jego winy dziewczynka znalazła się w wielkim niebezpieczeństwie. Pocieszał sie jednak myślą, że kapłani z pewnością będą ja potrafili znaleźć a wtedy żadna siła na tym świecie nie powstrzyma jego miecza.
 
Googolplex jest offline