Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-04-2014, 22:09   #10
Mike
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Murdock i Williams
Obraz wielkiego zamieszania i chaosu wypełnił umysł Howarda. Wszędzie dużo ludzi, pośpiech. Sporo złych emocji, ale zdarzały się dobre, gdy okazywało się, że ofiary katastrofy znajdowały się żywe.
Wokoło szpitala, na parkingu i trawnikach też był sporo ludzi, reporterów, policji. Próbowano zaprowadzić jakiś porządek, ale z małym skutkiem. Rebeliantów ani śladu. Albo informatorzy się pomylili, albo coś kombinowali po cichu, a gdy się objawią to w pełnej krasie.

- Gdzie was wyrzucić? Wokoło szpitala będzie trudno, ale dam radę na trawniku, mogę też na lądowisku helikoptera, ale tam mnie szybko wykopią bo co chwilę ląduję maszyny z rannymi.

Williams tymczasem wszedł na częstotliwość policyjną i słuchał raportów. Jak na razie nic szczególnego, parę interwencji i prób szabrowania, ale nic z czym niebiescy sobie nie poradzili. Ale…
- Do wszystkich jednostek, dwójka niezidnetyfikowanych osób odleciała z Centrum biznesowego. Kierują się w stronę do szpitala Mount Sinai. Przechwycić.

Naddźwiękowy grzmot słychać było nawet w kabinie.
- Chłopaki… mam dziwny namiar… - odezwał się pilot - dwa cele, ludzie… z czego jeden to staruszka. Zwalniają, kierują się do szpitala.


David
Wydał dyspozycje i pozostało czekać na to co dalej. W zasadzie czuł się już dobrze. No, może trochę szumiało mu w głowie, ale nic dziwnego skoro obcował cieleśnie ze sztuka nowoczesną. A do szumu to i tak był przyzwyczajony, choć zazwyczaj aplikował go sobie w o wiele przyjemniejszy sposób.

Drzwi do pokoju się otworzyły w wpadł jakiś młody chłopak. W fartuchu lekarskim.
- Dzień dobry, doktor Calachan. Przykro mi, że tak w biegu ale sam pan wie, że mamy od zajeb… dużo roboty. Proszę się położyć, i podciągnąć górę piżamy.
Doktor coś tam majstrował na stoliczku pod ścianą, najwyraźniej przygotowując się do badania. David w odbiciu w szybie szafki zobaczył, że Calachan założył na dłoń coś na kształt rękawicy, odbicie było zniekształcone, więc detali nie widział, ale na pewno nie było to standartowe wyposażenie szpitala. I na pewno mające coś wspólnego z technologia obcych.


Centrum biznesowe, miejsce katastrofy, kilkanaście sekund wcześniej
Dwa worki na zwłoki, z wkładem leżały na podłodze karetki. Ratownicy zajmowali się żywymi, ci mogli poczekać. Nagle coś się poruszyło w środku. Czyjeś dłonie naparły na folię i rozerwały ją. Barczysty brunet usiadł i rozejrzał się. Wstał trochę sztywno i stanął w drzwiach karetki. Nie obejrzał się gdy za nim rozległ się trzask rozrywanej folii. Zeskoczył na ziemie i przeszedł kilka kroków. Po chwili dołączyła do niego siedemdziesięcioletna babcia.
- Hej wy, poczekajcie - w ich kierunku ruszył żołnierz.
Nie zareagowali.
- Mówiłem stójcie - załapał za ramię babcię, ta od niechcenia odtrąciła jego rękę. Żołnierz obrócił się wokoło własnej osi i padł na kolana z jęciem. Jego przedramię starczało pod dziwacznym kątem.
Brunet i babcia wystartowali i pomknęli w niebo.
 
Mike jest offline