Murdock i Williams
Obraz wielkiego zamieszania i chaosu wypełnił umysł Howarda. Wszędzie dużo ludzi, pośpiech. Sporo złych emocji, ale zdarzały się dobre, gdy okazywało się, że ofiary katastrofy znajdowały się żywe.
Wokoło szpitala, na parkingu i trawnikach też był sporo ludzi, reporterów, policji. Próbowano zaprowadzić jakiś porządek, ale z małym skutkiem. Rebeliantów ani śladu. Albo informatorzy się pomylili, albo coś kombinowali po cichu, a gdy się objawią to w pełnej krasie.
- Gdzie was wyrzucić? Wokoło szpitala będzie trudno, ale dam radę na trawniku, mogę też na lądowisku helikoptera, ale tam mnie szybko wykopią bo co chwilę ląduję maszyny z rannymi.
Williams tymczasem wszedł na częstotliwość policyjną i słuchał raportów. Jak na razie nic szczególnego, parę interwencji i prób szabrowania, ale nic z czym niebiescy sobie nie poradzili. Ale…
- Do wszystkich jednostek, dwójka niezidnetyfikowanych osób odleciała z Centrum biznesowego. Kierują się w stronę do szpitala Mount Sinai. Przechwycić.
Naddźwiękowy grzmot słychać było nawet w kabinie. - Chłopaki… mam dziwny namiar… - odezwał się pilot - dwa cele, ludzie… z czego jeden to staruszka. Zwalniają, kierują się do szpitala. David
Wydał dyspozycje i pozostało czekać na to co dalej. W zasadzie czuł się już dobrze. No, może trochę szumiało mu w głowie, ale nic dziwnego skoro obcował cieleśnie ze sztuka nowoczesną. A do szumu to i tak był przyzwyczajony, choć zazwyczaj aplikował go sobie w o wiele przyjemniejszy sposób.
Drzwi do pokoju się otworzyły w wpadł jakiś młody chłopak. W fartuchu lekarskim.
- Dzień dobry, doktor Calachan. Przykro mi, że tak w biegu ale sam pan wie, że mamy od zajeb… dużo roboty. Proszę się położyć, i podciągnąć górę piżamy.
Doktor coś tam majstrował na stoliczku pod ścianą, najwyraźniej przygotowując się do badania. David w odbiciu w szybie szafki zobaczył, że Calachan założył na dłoń coś na kształt rękawicy, odbicie było zniekształcone, więc detali nie widział, ale na pewno nie było to standartowe wyposażenie szpitala. I na pewno mające coś wspólnego z technologia obcych. Centrum biznesowe, miejsce katastrofy, kilkanaście sekund wcześniej
Dwa worki na zwłoki, z wkładem leżały na podłodze karetki. Ratownicy zajmowali się żywymi, ci mogli poczekać. Nagle coś się poruszyło w środku. Czyjeś dłonie naparły na folię i rozerwały ją. Barczysty brunet usiadł i rozejrzał się. Wstał trochę sztywno i stanął w drzwiach karetki. Nie obejrzał się gdy za nim rozległ się trzask rozrywanej folii. Zeskoczył na ziemie i przeszedł kilka kroków. Po chwili dołączyła do niego siedemdziesięcioletna babcia.
- Hej wy, poczekajcie - w ich kierunku ruszył żołnierz.
Nie zareagowali.
- Mówiłem stójcie - załapał za ramię babcię, ta od niechcenia odtrąciła jego rękę. Żołnierz obrócił się wokoło własnej osi i padł na kolana z jęciem. Jego przedramię starczało pod dziwacznym kątem.
Brunet i babcia wystartowali i pomknęli w niebo. |