Taylor upił łyk piwa. Cienkusz, ale było to mokre. A mokre z reguły przynosiło upragniony odpoczynek gardłu i ciału. Cokolwiek co miało alkohol, do cholery!
Szkot kiwnął głową i lekko się uśmiechnął na widok nowo przybyłych.
Nie był specem do rozpoznawania ludzi na pierwszy rzut oka. Takie rzeczy potrafili chołpaki z Teksasu.. radar przyzwoitości w oczach. Ci z Vegas tym bardziej - im większym frajerem jesteś, tym większy zysk. Podobnie jak typu z Hegemoni..
Kurwa, wychodzi na to, że większość ludzi tak potrafi. Ale Taylor był z Detroit, miasta posrańców, wyścigów, gangów i ekstrawagancji. Lubił to miasto ale los rzucił go na równinę Pieprzonych Stanów Zasranej Ameryki.
Jeśli miałby oceniać, to ten postawny gość o nieco kwadratowej szczęce, którego Sloan nazwał Tomem, byłby jakimś najemnikiem czy zabijaką. Niby kocie ruchy od niechcenia i bang! masz nóż w bebechach. Wolał nie zadzierać z takimi. Nie w otwartej konfrontacji.
Zwrócił swoje ciemne oczy ku Sloanowi i odrzekł z twardym, szkockim akcentem. - Kiedy więc ruszamy?
Ostatnio edytowane przez Gveir : 18-04-2014 o 17:03.
|