Tommy przysiadł grzecznie przy Sloanie i ukrył ciężkie westchnienie. Luzu najwidoczniej nie będzie. Niemniej jednak należało robić dobrą minę - nie zamierzał robić sobie wrogów ze względu na skrzywiony ryj. Wręcz przeciwnie - uruchomił całe rezerwy talentu i zaserwował wszystkim promienny wyszczerz i solidną, powitalną grabę.
- Erm...? Jaki blaszak? - rzucił po chwili rozkojarzony, bo właśnie zaczął się zastanawiać, jak by tu przytulić kubek piwa, żeby nie być zmuszonym stawiać kolejki dla całego stołu.
- Znaczy, w sumie nie moja sprawa, ale pewnie trzeba będzie to ochraniać, nie? - Ogarnął się trochę i skupił uwagę na rozmowie. Musiał jeszcze spytać, co wiadomo o dalszej drodze.
__________________ Cogito ergo argh...! |