Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-04-2014, 22:18   #3
Karmazyn
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Srebro vs Złoto po raz drugi

Kilka dni po wejściu na drugie piętro, gdy wszystkie zaległe oraz związane z zakwaterowaniem sprawy zostały załatwione, Bezimienny odbył kolejną podróż do swego wnętrza. Wrota fortecy jego umysłu znów zostały przed nim otwarte, a on natomiast rozpoczął kolejną wędrówkę korytarzami jego wspomnień. Na ścianach pojawiły się nowe obrazy przedstawiające wydarzenia mające miejsce w akademii dla nowych regularnych. Jeden z większych prezentował portret Draugdina trzymającego katanę. Przechodząc obok niego, zmiennokształtny odruchowo chwycił za wiszący na szyi wisiorek.
Tym razem nie kierował się do lochów. Najwyższa wieża (zupełnie jak w jakiejś ckliwej bajce o księżniczce) była jego celem. A raczej to, co się w niej znajdowało.

Drzwi, przed którymi stanął, przypominały te prowadzące do lochu jedynie swoją masywnością, jednak w żaden sposób nie były zablokowane. Wykonane były z litego złota, a ozdobione były płaskorzeźbami prezentującymi sceny, od oglądania których wielu prawdziwym skurwysynom zrobiłoby się niedobrze… To też były sceny z przeszłości Bezimiennego.
Zmiennokształtny pchnął drzwi. W środku znajdowały się jedynie stolik z krzesłem i niewielki regał wypełniony od góry do dołu butelkami przeróżnych alkoholi. Gdyby istniało to w prawdziwym świecie, z pewnością Aki miałaby w czym wybierać.
Przy stoliku siedział On. Trzymał w ręku kieliszek wypełniony ciemnym płynem. W jego wyglądzie zaszły te same zmiany co u dziecięcia czasu.
- Witam Ponownie swoją lepsza połówkę. -odparł Złoty, odchylając się na krześle i wpatrzony w zawartość kieliszka. - Przybyłeś poużalać się nad sobą? -zagadnął, był spokojniejszy niż ostatnio.
- Nie widzę potrzeby, by użalać się nad sobą. Bardziej przyszedłem pozałatwiać niedokończone sprawy. Po co wtrąciłeś się do walki z robotem? Prosił cię ktoś o to? - głos Bezimiennego był w miarę spokojny.
- Ty. -zauważył drugi z Bezimiennych. - Twoje emocje mnie zaprosiły.
- Z tego, co kojarzę, emocje nie są mną. Są jedynie częścią mnie… tak jak niestety ty.
- Póki co. Opuścisz na chwile gardę, a ja bez sprzecznie to wykorzystam, wiesz o tym. -dodał, zatrzymując ruchy nadgarstka, przez co płyn w kieliszku po chwili przestał tworzyć mały wir.
- Chyba, że wcześniej cię pokonam. To ile razy jeszcze? Czekaj niech pomyślę… - Srebrny teatralnie rozejrzał się po pomieszczeniu. - Księżniczka w wysokiej wieży? Schematycznie… Do trzech razy sztuka co nie? A ile razy mogę przegrać?
- Dobrze chyba wiesz… Ci źli w przeciwieństwie do Ciebie nie biorą jeńców. -odparł Złoty, przekręcając głowę w stronę swego brata z mniej szlachetnego kruszscu. - I nie wiedza co to Fair play! -dodał, nagle ciskając zawartością kielicha w stronę twarzy Bezimiennego i podrywając się z krzesła, by ruszyć w jego stronę.
Dziecię czasu zareagowało niemal instynktownie. Być może było przygotowane na nieuczciwe zagrywki ze strony swego alter-ego. W końcu poprzednia walka tej dwójki zaczęła się w dość podobny sposób.
- Nie wiem czy zjedzenie kogoś można nazwać braniem jeńców. – odparło, wystawiając przed siebie rękę. Nie pojawiła się żadna ściana, lecz z dłoni wystrzeliła kula mająca spalać manę. Jej celem nie był Złoty, a płyn.
- Mam Cię. -zaśmiał się Złoty, gdy kula nic a nic płynowi nie zrobiła. Było to zwykłe wino, sprytna finta na odwrócenie uwagi od ostrza, które pojawiło się w dłoniach złotego. Przejechało ono po piersi Bezimiennego, zostawiając gruba i głęboka rysę na pancerzu.
Oblicze zmiennokształtnego przez chwilę wykrzywił grymas bólu szybko jednak zamieniony na determinację.
- Tak jak wtedy. Pierwszy celny cios dla ciebie. - wypowiedział te słowa, zamierzając się jednocześnie świecącą od energii ręką w odpowiednik szczęki u swojej złej połówki.
Ta jednak odskoczyła w tył, a jej miecz został rozbity na dwie części. Teraz złoty osobnik dzierżył dwie szable, powoli krążąc dookoła swego srebrnego alter-ego. - Nie tylko ty trenowałeś. -zaśmiał się szyderczym głosem.
- Niech zgadnę, kosztowało cię to dwa razy mniej wysiłku niż mnie? W końcu to ty jesteś tym od ofensywy. - Bezimienny wyprostował palce prawej dłoni. Na moment pojawił się w niej kulisty kształt, który niemal natychmiastowo zaczął rosnąć, aż przybrał wygląd kija utworzonego z Shinso. - Zawsze się zastanawiałem… jak to jest być tylko złym? Dużo dylematów można sobie odpuścić, co nie?
Kij został chwycony oburącz, a jedna z jego końcówek ruszyła na spotkanie z głową Złotego. Prawdziwym ciosem miała być jednak druga strona, którą zmiennokształtny zamierzał uderzyć w brzuch przeciwnika.
Nastała wymiana miecze kontra kij, w normalnym starciu ostrza miałyby o wiele większe szanse, jednak tu liczyła się siła Shinso nie zaś ostrość. Drobinki energii skakały po sali, gdy dwójka tańczyła po niej, swoisty taniec śmierci. - Na pewno o wiele przyjemniej niż być zafajdanym, histerycznym i dobrym. Ja przynajmniej nie bawię się z jakimś jajkiem w naukę literek. -parsknął, gdy jego miecz ominął głowę Dziecięcia czasu.
- Za to siedzisz jak ten debil w wieży bez okien. - zripostował Bezimienny. - Myślałem, że narodziłeś się w czasie służenia tym skurwysynom. Chyba się myliłem.
Za plecami Srebrnego zaczęła formować się ściana z Shinso. Średniej grubości, za to sięgała pod sam sufit. Najwyraźniej lustrzany byt coś kombinował.
- Chyba po ostatniej walce przejąłem część twoich cech. Jakoś nie mam zamiaru oszczędzić ci życia. – dodał, wyprowadzając pchnięcie w nogi Złotego, tak by w razie możliwości zdzielić go też w twarz.
- Lepiej być zamkniętym w wieży niż zadawać się z takimi mięczakami jak ty. - odparło zła wersja, wykonując dla zgrabne uniki i wyprowadzając swoje własne ataki. Dwie rysy ozdobiły srebrny pancerz. - Weźmy taką Ryo. Uważa się, za nie wiadomo kogo, a gdyby ze mną miała do czynienia, nie przeżyłaby nawet minuty. Nawet jako… jak jej tam… Paranoja - Złoty zaśmiał się szyderczo - Jesteś słaby i beznadziejny. Niby jak masz zamiar wygrać? Drzewkiem?
Opanowanie grymasu bólu zajęło Bezimiennemu więcej czasu niż za pierwszym razem. Jednak i tym razem się udało.
- Jak na osobę, która padła praktycznie po jednym ciosie masz niezwykle wysokie mniemanie o sobie. - powiedział, uśmiechając się szyderczo. - A drzewko mi niepotrzebne. Mam coś lepszego.
Wraz z tymi słowami powstała kolejna ściana. Była ustawiona prostopadle do wcześniejszej i również jak ona sięgała sufitu.
- Nigdy nie umiałeś blefować. A nawet jeśli… Myślisz, że pozwolę ci coś zrobić?
Kolejne dwa ataki zostały wymierzone w Srebrnego. Ten jednak dał radę zbić ostrza swoim kijem, jednocześnie samemu wyprowadzając pchnięcie w głowę przeciwnika, które również nie dotarło do celu.
Nastąpiła kolejna wymiana ciosów. Shinso śpiewało pieśń wojny, tnąc cząsteczki powietrza. Srebrny i Złoty nacierali na siebie co chwilę, chcąc udowodnić, który z nich jest tym silniejszym. Z niezwykłą zaciętością wymalowaną na obu obliczach doskakiwali i odskakiwali od siebie, nie mogąc zdobyć wystarczającej przewagi, by zadać ostateczny cios. Na obu pancerzach pojawiały się coraz to nowe rysy. Pomimo że to dobra wersja miała ich więcej, nie sprawiała wrażenia, jakby miała się tym przejmować. W końcu odskoczyli od siebie na znaczną odległość.
– Przegrywasz sreberko.
– zarechotał odziany w złotą zbroję. – Nie jesteś w stanie mnie pokonać. Jesteś za słaby.
– Wiesz, że nie możesz oceniać czyjejś siły, dopóki ten stoi na nogach? – odparł Bezimienny, ocierając stróżkę energii spływającej z jego ust.
– Och to tylko kwestia czasu.
– następny rechot poprzedzał skoczenie do ataku i wyprowadzenie dwóch pchnięć w klatkę piersiową.
Srebrny zakręcił swoim kijem, ustawiając się bokiem do nadchodzącego ataku. W dalszym ciągu kręcąc swą bronią, zablokował oba ataki. Jednak spowodowało to, że twory Shinso wypadły obu walczącym z rąk i uderzyły w regał z trunkami. Zdarzenie to przerwało koncentrację obu wersji Bezimiennego. Nastąpił wybuch Shinso, do którego po chwili dołączył wybuch alkoholu. Ogień zajął większą część pokoju, pozostawiając do dyspozycji niewielki obszar niedaleko drzwi.
– I to był ten twój genialny plan?
– zakpił zły – Potrzebujesz miejsca do unikania moich ciosów. Tutaj go nie masz. - Jego prawa ręka zaczęła świecić od energii.
– Nie potrzebuję miejsca, gdy mam to.
– odparł Srebrny, tworząc kolejną ścianę, odgradzającą go od przeciwnika.
Wszystkie trzy twory z Shinso mogły uchodzić za rozpłaszczone wierzchołki trójkąta równobocznego pośrodku, którego stał Złoty.
– I co? Myślisz, że mnie tym powstrzymasz?
– Złe alter-ego uśmiechnęło się, nacierając na ścianę.
– I mam jeszcze to.
- Czas popłynął z rąk Bezimiennego, jednak nie widać było żadnego efektu.
– Idiota! Przecież ściana tobie też nie pozwala atakować. Poza tym jesteśmy tutaj odporni na nasz czas.
– odziany w zbroję koloru szlachetniejszego metalu ryknął śmiechem, uderzając w osłonę z Shinso, która zaczęła pękać.
– A kto powiedział, że celowałem w ciebie?
– Srebrny odwrócił się i podszedł do drzwi. Przeszedł przez nie, a przed ich zamknięciem wskazał palcem na sufit. Oczy Złotego spojrzały we wskazanym kierunku w tym samym momencie, w którym kamienne sklepienie poczęło spadać w dół.Osłabiona przez Złotego ściana nie poddała się pierwsza. Dwie pozostałe nie stanowiły dla kamieni żadnej przeszkody.
– Ty skurw... – dało się słyszeć zza złotych drzwi, które po chwili na skutek podmuchu wyrwały się z zawiasów i przeleciały tuż koło głowy dziecięcia czasu, tworząc w zamku podstawy nowego okna. Nim lustrzany byt opuścił zamek, poczuł, jak Shinso Złotego spływa do niego, łącząc się z jego własnym.

Otworzył oczy. Siedział po turecku na łące niedaleko jeziora. Do „Błękitnej Łąki”, miejsca zamieszkania jego towarzyszy na tym piętrze było dobre kilkaset metrów. Miał na sobie czarny płaszcz – prezent od mistrzyni Aki, a tuż obok niego leżał kij – prezent od mistrza Jaxa.
– Udało się. Tym razem też go pokonałem. – rzucił do latarni krążącej dookoła jego głowy. Należała do Eggo. Samego malca nie było widać. – Nie musisz się przejmować Eggo. Przynajmniej moim zachowaniem. – dodał, uśmiechając się lekko. Zmiennokształtny wstał i podszedł do jeziora. Przyjrzał się swojemu odbiciu w tafli wody. Lustrzane, niemal nieruchome oczy spojrzały w równie lustrzaną twarz, pokrytą nierównomiernie złotymi i srebrnymi plamami. Całe jego, mierzące metr osiemdziesiąt „ciało”, będące kiedyś zbroją, zostało podobnie ozdobione. Co prawda spodziewał się innego efektu, lecz uznał, że takie wymieszanie kolorów jest dużo lepsze niż w jego wyobrażeniu. Gdyby jeszcze całe ciało go tak nie bolało.
– Kolejny krok osiągnięty. Jeszcze raz i w końcu się ciebie pozbędę. – rzucił do siebie i ruszył z powrotem do hotelu.
Złoty nie odpowiedział. Był za słaby, by zrobić teraz cokolwiek. Ale czekał... Czekał na swoją szansę.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.

Ostatnio edytowane przez Karmazyn : 25-04-2014 o 14:51.
Karmazyn jest offline