Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-04-2014, 23:00   #5
Nortrom
 
Nortrom's Avatar
 
Reputacja: 1 Nortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputację
Detronizacja


W niewielkim, jak na standardy pałacu, pokoju było już ciemno. Dało się w nim słyszeć jedynie oddech niewielkiej istoty, która odpoczywała po ciężkim dniu. Młodemu Rikiemu pierwszy raz udało się dopaść Mistrza Sylena podczas treningu, a było to zadanie niełatwe. Od pięciu lat bezskutecznie próbował tego dokonać, ale udało mu się dopiero dziś. W wypoczynku nie przeszkadzały mu nawet dźwięki uczty, która znów odbywała się w pałacu. Zdawało się, że nic nie może przerwać jego snu, ale było inaczej. Rozpoznał ten dźwięk, który słyszał tak często. Uderzenie stali o stal.
Zwyczajem całego rodu zawsze miał przy sobie broń podczas snu, jednak on sam posunął się nieco dalej i zamiast jednego prostego sztyletu, zawsze miał przy sobie trzy sztylety. Dwa służyły do walki, a jeden był zapasowy. Mogło się to wydawać przesadą, ale wszyscy satyrowie wyszkoleni w sztuce cichego zabijania, którą jego lud doprowadził niemal do perfekcji, wiedzieli, że to tylko niezbędna ostrożność. Zanim zdążył o tym pomyśleć, już trzymał swoją broń w gotowości i stał przy ścianie, w miejscu, gdzie niemal zawsze był cień, nawet w dzień. Czekał...
To pokoju wpadło trzech uzbrojonych osobników, spodziewających się śpiącego potomka dynastii Tahlin. Na pierwszy rzut oka było widać, że nie byli nikim z jego ludu. Wykorzystał moment zaskoczenia, gdy zauważyli, że nie ma go tam, gdzie być powinien. Skoczył między dwóch osobników, którzy stali na tyle i poderżnął ich gardła. Zanim ich ciała opadły na ziemię, wskoczył na ostatniego z wrogów i wbił ostrza w jego ciało. Jedyne co widział to tryskająca krew.
Chwilę stał nad ciałami, walcząc z mieszanką strachu, gniewu i szoku. To było coś zupełnie innego niż walka podczas treningu. Musiał się uspokoić. Jego mistrz zawsze powtarzał, że nie można dać się ponieść emocją. Trzeba być spokojnym i zimnym jak stal ich ostrzy.
Ruszył szybko i cicho jak cień przez korytarze pałacu. Wszędzie widział ciała i krew. Gdzieniegdzie jeszcze trwała walka, ale nie mógł iść im pomóc. Nauczono go, że w takiej sytuacji ma uciekać, że musi przeżyć.
Biegł do miejsca, z którego mógł łatwo uciec i przy okazji zabrać kilka przydatnych rzeczy. Co jakiś czas wpadał na jednego lub kilku żołnierzy. Nie miał litości. Wyrżnął sobie drogę przez pałac, nie zwracając uwagi na to co działo się dookoła. Po kilku minutach, które wydawały się wiecznością, wybiegł do ogrodu pałacowego. Księżyc na niebie miał kolor krwi...

Światło i mrok


Krew powoli spływała po ostrzach. Trupy poległych w ostatniej potyczce właśnie przenosiły się do swoich świątyń, żeby tam powrócić do życia i walczyć dalej dla tych, którym poprzysięgli wierność. Trzech za pięciu. Dobra wymiana…
Niewielki satyr usiadł pod drzewem, żeby wyczyścić swoją broń. Mijał już rok od momentu, gdy dołączył do tego konfliktu i miał wrażenie, że potrwa on jeszcze długo. W tym czasie widział już chyba wszystko: od Króla Piasków, który wywoływał trzęsienia ziemi, przez Widmo, które w każdej chwili mogło pojawić się za plecami, po niepozorną Kryształową Dziewicę, która zsyłała na pole bitwy potworne zamiecie…
-Musisz bardziej uważać, Rylai. Gdybym w porę nie dorwał Strygwyra, byłabyś już trupem.
Jego poważny ton nie pasował do złośliwego uśmiechu, który zawsze wykrzywiał jego twarz. Młoda kobieta spojrzała na niego z góry, co nie było trudne nawet, gdy stał.
-Nie traktuj mnie jak dziecka, Riki! I przestań wreszcie uśmiechać się w taki sposób, bo wyglądasz jak szaleniec! W każdym razie podczas walki…
-Nie wątpię... - Zaśmiał się w sposób, który faktycznie przywodził na myśl szaleńca. - ...bo faktycznie czerpię trochę przyjemności z wbijania sztyletów w plecy niespodziewających się tego istot. - Błysk w jego oku był niepokojący, ale na kimś, kto widział go w walce, nie robił wrażenia. - Musisz tego kiedyś spróbować, moja droga. - Jego uśmiech stał się bardziej maniakalny.
-Chyba podziękuję… - Twarz czarodziejki zdradzała, że wyobraziła sobie to. Był pewien, że za moment zwróci ostatni posiłek, więc lekko się zdziwił, gdy wytrzymała.
-Może jesteś głodna?
-Zawsze po walce jestem głodna, bo używanie magii tak na mnie działa i dobrze zdajesz sobie z tego sprawę! Co masz?
-Stek. Krwisty…
Nie wytrzymała… Riki zarechotał głośno. Położył się, nie zwracając uwagi na jego towarzyszkę, która próbowała zabić go wzrokiem, gdy doszła do siebie. Znów zadał sobie pytanie, ja to się stało, że znalazł się w tym miejscu? On! Drugi syn wielkiej dynastii Tahlin! Zadawał sobie to pytanie wielokrotnie, ale odpowiedź zawsze była ta sama. Ktoś postanowił zdradziecko zniszczyć jego lud i rodzinę...
-Jesteś małym, złym, złośliwym…
-Jak wszystkie satyry.
-...i podstępnym…
-Dziękuję bardzo.
-Mógłbyś nie wtrącać się kiedy mówię?!
-Mógłbym, ale nie widziałbym jak się złościsz.
-Ty mały… Chciałeś zwyczajnie zobaczyć mnie w takim stanie!?
-Oj, nie tylko w takim…
Ledwie zdążył wykonać unik, gdy próbowała uderzyć go swoim berłem. Jej zaczerwieniona twarz mówiła wszystko.
-Już rozumiem skąd twój przydomek. Teraz wybacz, jestem potrzebny w innym miejscu…
Riki zniknął w krzakach szybko i bezszelestnie.
-Chyba mnie tu nie zostawisz?!
Nie odpowiedział. Nawet nie słyszał pytania. Był już daleko.

Daleka podróż


Rzeka. To ona dzieliła tą krainę na dwie części i stanowiła granicę. W niej i na jej brzegach przelano więcej krwi niż gdziekolwiek w tej krainie.
Nadeszła noc, a Riki obserwował wszystko z klifu. Reszta powinna zaraz dotrzeć, a do tego czasu pozostała tylko obserwacja. "Pięciu wrogów, trzymają się blisko siebie. Jeden wygląda na wytrzymałego, dwójki nie poznaję… Ci z tyłu to wsparcie. Jak im było?" Mimo starań, nie przypomniał sobie, ale to nie było ważne, bo niedługo i tak będą martwi. Uśmiechnął się paskudnie.
Z zamyślenia wyrwała go wiadomość telepatyczna. Wszyscy zajęli swoje pozycje, a Rylai dalej chciała go dorwać. Nie rozumiał czemu tak się złościła za te niewinne żarty, ale kto mógł zrozumieć kobiety? Spojrzał jeszcze raz na wrogów, którzy wychodzili na ich brzeg. Pora zaczynać!
Skoczył w dół, za plecy swoich przeciwników. W tym momencie spomiędzy drzew pomknęły zaklęcia i pociski. Skoczył na plecy najbliższego przeciwnika, który był słabo opancerzony i wyraźnie bardzo kruchy. Ostrza mknęły w odsłonięte miejsca. Już widział oczyma wyobraźni krew tryskającą we wszystkie strony. Błysnęło…
...i obudził się u progu jakiejś ogromnej budowli. Wszystko go bolało i czuł się słaby. Chwilę zajęło mu dojście do siebie, a przynajmniej do stanu, w którym przypomniał sobie co działo się jeszcze chwilę temu.

Gdy usiadł, przed jego twarzą pojawiła się twarz jakiegoś mężczyzny.
-Witajcie w Wieży...
 
__________________
"Alea iacta est." ~ Juliusz Cezar
Nortrom jest offline