Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-04-2014, 09:57   #8
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Pierwszy dzień na drugim piętrze Wieży.



- Gdzieś Vayesa wywiało - stwierdziła Ryo przekraczając próg hotelu “Błękitna łąka”. - Zastanawiam się, czy to twój kijaszek ma magiczną moc czy to Vayes tak się zestrachał, że poleciał gdzie indziej.
- Nawet go na nim nie użyłem. Jedynie mu powiedziałem, że to zrobię. - bronił się Bezimienny idąc za Ryo. Jego srebrna zbroja odbijała pojedyncze promienie słońca wpadające przez okna. - Nie moja wina… chyba. Eh… znowu będzie trzeba sobie zwiadowcy poszukać. Coś nas się ta klasa nie trzyma. - westchnął z dezaprobatą zmiennokształtny.
- Słyszałeś o efekcie motyla? Z pozoru mało znaczący sygnał doprowadza do zjawisk o skali niewyobrażalnej w skutkach. Być może dałeś Vayesowi pewien sygnał, który sprawił, że mimo iż nie użyłeś kija wprost, to na niego podziałało to tak, jakbyś mu przywalił kijem i go wywiało. No, szczęścia do zwiadowców to my nie mamy. Jakaś klątwa się nas trzyma. Ja nie trafiłam do zwiadowców, Aidan odszedł, teraz Vayes gdzie indzie trafił...
- Trzeba było nie podpalać biurka. Wtedy pewnie miałbym jedną wredną babę mniej do rywalizacji w klasie. - odparł lustrzany osobnik.
- To było na jaja - mruknęła. - I tak bym nie trafiła. Mam zbytni Chaos w umyśle. Tak Zuu stwierdził. No i że mam zapędy destrukcyjne i żem niezbyt pewna swych racji. Ale się nie zgadzam z tym.
- Widać każde nasze działanie było brane pod uwagę. Z resztą kto ci broni się doszkalać na zwiadowcę? Patrząc po zachowaniu Vayesa na ostatnim teście, nie można powiedzieć, że się nie nadajesz. Przynajmniej nie lecisz na wroga bez zastanowienia… Prawda?
- Oczywiście, że nie! Tylko masochiści i idioci tak czynią. Ja się doszkalam w tym, co mi potrzebne. Na klasy za bardzo nie patrzę. Mówiłam ci, że te klasy mnie ograniczają niemożebnie.
- Chyba właśnie określiłaś Vayesa. Chociaż sądzę, że by się z tym nie zgodził. - stwierdziło dziecię czasu. - To doszkolisz się trochę bardziej w dziedzinach zwiadowczych i będziemy samowystarczalni. A ja dołączę trochę umiejętności łowców. Denetsu sam może nie wystarczyć na pierwszej linii.
- Najwyraźniej zapomniałeś, staruszku, czym się zajmowałam w przeszłości - Ryo uśmiechnęła się na wpół niecnie, na wpół radośnie. - Tylko latarni sobie nie sprawię, no ale trudno. W życiu nie można mieć wszystkiego.
- Ty sobie uważaj, bo tego kija na tobie użyję. W porównaniu z innymi z mojej rasy jestem zaledwie nastolatkiem. Robienie za drugiego łowcę zostaw mi. Niebezpieczne jest zbytnie rozdrabnianie się. Wtedy nie będzie się w niczym dobrym. - zakończył filozoficznie.
- Kto jest do wszystkiego, ten jest do niczego - mruknęła Ryo. - Daruj sobie to straszenie kijem. Primo, nie boję się ciebie, secundo, mam rację, tertio, powinniśmy uważać na siebie i nie skupiać zbytnio na sobie uwagi. Quattro, panuj nad swoją agresją.
- Eggo ma latarnie! -wtrąciło się jajeczko do ich rozmowy. - Eggo nauczy Bezimiennego...chociaż mistrz Oko mówił Eggo, że są res...res...że nie zawsze wolno!
Mała shinsoistka pogłaskała delikatnie jajko po główce.
- Eggo, chcesz powiedzieć, że nie-latarnicy mogą posługiwać się latarniami?
- Kusząca propozycja Eggo, ale chyba nie skorzystam z niej. To znaczy z chęcią nauczę się tyle by pomóc ci w treningu, ale nie potrzebujemy dwóch odważnych liderów, prawda? - odparł Bezimienny uśmiechając się lekko.
- Chciałeś też powiedzieć: są dwaj ochroniarze - Ryo poleciała myślami do nie wiadomo dokąd. Nawigacja jej umysłu najwyraźniej się zawiesiła. - a szef jest jeden?
- A może zaprzeczysz? - zmiennokształtny sprzedał dziewczynie lekkiego kuksańca. - Dwaj ochroniarze i jeden odważny lider. Zespół idealny na zdobycie wieży.
- Eggo… Eggo jest dzielnym liderem… Eggo… - powiedziało niepewnie jajeczko, spoglądając to na jednego, to na drugiego towarzysza.
- Dobry zespół jest dobry - oczy Ryo zaszły mgłą. Wiedźma wpadła w swoisty trans, a rzeczywistość poszła na jakiś czas się kochać. - na wszystko. Gdzie Den?
- Poszedł wynająć sobie pokój. Też powinniśmy iść, by nie zostały nam same rudery. Właśnie. Jak rozmieszczamy się w pokojach?
- Ja poproszę pokój bez przyzwoitki i tych natrętnych agentów z hotelu. Tak to mi to obojętne. Byleby z drużyny. Możemy też wszyscy wpakować się do jednego pokoju.
- Mnie łóżko niepotrzebne i tak pewnie byś spędzała w nim więcej czasu niż ja. Potrzebuję kawałka podłogi i regał na książki. Eggo ty chciałbyś mieć własny pokój jako lider?
- Um… Eggo nie… Eggo chce z Bezimiennym. - odparł latarnik.
- No to załatwione. Łap… - lustrzany byt rzucił w stronę dziewczyny swój kij. - Przytrzymaj. Idę załatwić nam jakiś pokój.
- Ej![ - Ryo obudziła się z transu. - A ja to co?!
- Ty masz łóżko i tą część podłogi gdzie mnie aktualnie nie będzie. Chyba po tylu nocach spędzonych w moim pokoju nie będzie przeszkadzać.
- Hmmm… Den też na podłodze będzie spał?
- Ale to nie w porządku wobec niego dawać go do pokoju razem z tobą. Przecież jest spokojnym i grzecznym facetem. Po co go psuć? Z resztą mężczyzna i kobieta w jednym pomieszczeniu… - wredny uśmieszek pojawił się na twarzy dziecięcia czasu.
- Zachciało się i tobie bawić w przyzwoitkę? - Ryo teatralnie wywróciła oczy. - Przecież nikt nie tknie takiej brzydkiej deski do prasowania jak ja. Daj spokój.
- Ja się wcale o ciebie nie martwię. Tylko o niego.
- To się nim będziesz opiekował, a nie mną. Nie widzę żadnego, ale to żadnego problemu. On będzie w swoim łóżeczku, pośpiewasz mu kołysanki czy coś, i będzie fajnie. Ja najwyżej zatkam uszy.
- Sama se śpiewaj. Ale nie licz, że będę cię bronił przed zemstą sąsiadów. - odparł Bezimienny. - Dobra to ja idę załatwiać pokój, a ty idź pogadać z Denetsu czy jest gotów spędzić najbliższy czas w pokoju z kob… tobą.
- Tak mówisz, jakbym miała go codziennie do swojego łóżka zaciągać albo na odwrót. Ale dobra, pogadam - Ryo wzruszyła ramionami. - A o jakiej zemście sąsiadów gadasz?
- Ja? Coś mówiłem? Przesłyszałaś się. - rzucił i z Eggo siedzącym na głowie ruszył w stronę recepcji.
- No właśnie mówiłeś, sklerotyku. Słyszałam to - burknęła pod nosem. - Ale nie bój się... na twoją zemstę sąsiadów znajdę sposób... - Ryo uśmiechnęła się wrednie i szaleńczo.


Uwaga. Zły feniks, właściciel jeszcze gorszy.
~ Tabliczka na drzwiach pokoju 23, hotel "Błękitna łąka"


Nadal pozostała wredotą obdarzoną przez matkę Naturę wzrostem dzieciaka z podstawówki i dużymi cyckami, a przez Chaos - szaleństwem i piekielnym charakterem.
Urodzona jako jeden z jeźdźców Apokalipsy zwiastowała swoją osobą kłopoty.
Kłopoty o następującym składzie chemiczno-shinsoistycznym: 99% chaosu, 99% tajemnic, 99% destrukcji i 3% kiepskiej jakości katalizatora tego bajzlu w postaci człowieka, co dawało to 300% shinsoisty z kompleksami niedoszłego zwiadowcy, Mesjasza i przyszłego władcy wszystkiego, co istnieje.
Kłopoty w postaci niskiej, dobrze i mocno zbudowanej dziewczyny, której trójkątna twarz była naznaczona szramą rozciągającą się na prawym policzku i dwoma tatuażami pod żółtymi oczami. Mimo licznych blizn na ciele, ukrywanymi pod ubraniem, dziewczyna wyglądała na bardziej zadbaną niż pamiętali ją kompani. Długie ciemne włosy odeszły w przeszłość; teraz czarne, krótsze włosy były spinane w kitkę, ale Ryo nadal pozwalała kosmykom latać na wszystkie strony.
Nie nosiła teraz żadnej biżuterii ani innych tego typu magicznych śmieci. Jedyną jej ozdobą był srebrny naszyjnik, który w swym poprzednim wcieleniu służył jej poległemu przyjacielowi jako katana. Ubierała się schludniej, ale skromnie, nie uznając cudacznych zbroi ani kostiumów. Miała na sobie czarną koszulę, ciemne spodnie i nosiła skórzane wysokie buty na grubej podeszwie. Zdarzało się, że czasem narzuciła na siebie długi, ciemny płaszcz. Pomimo śladów ekstrawagancji w aparycji Ryo, prostota i zwyczajność królowały. Była zwyczajnie bezpieczniejsze, w przeciwieństwie do miejsca, w którym przyszło jej mieszkać. Miejsca pełnego potencjalnych szpiegów, łażących i obserwujących gości, nachalnych agentek, które inwigilowały z pewnością jej rzeczy podczas sprzątania pokoju, a jeszcze ci recepcjoniści - niewarte zaufania, podstępne kreatury.
Jak tu żyć w spokoju?

***

Dzień testu na trzecie piętro, świątynia i miko - drużyna Loki

- Widzicie gdzieś Dullahana? - Kil zapytała pozostałych członków grupy, która przez kilka najróżniejszych wydarzeń stała się jedną drużyną. Zaklęte w lustrzanej zbroi dziecko czasu, zdominowana paranoją piromanka, siwy lokaj, szermierz, magiczna jajecznica i czająca się w gdzieś w cieniu głównego latarnika zespołu istota. Wszystkich, łącznie z czającą się w objęciach Edwina Irrią musiała zżerać ciekawość. Nawet Kil nie potrafiła zachowywać w pełni racjonalnego spojrzenia na świat. Presja pierwszego prawdziwego testu zdawała się być zbyt wielka.
- Trzeba będzie się porozglądać - stwierdził Edwin, a po chwili spod jego ubrania wyszła na światło dzienne wróżka i ziewnęła głośno siadając na jego ramieniu.
- Już jesteśmy na miejscu? - zapytała, rozglądając się dookoła.
- Owszem - potwierdził starzec. - Aczkolwiek echolokacja mogłaby zdenerwować okoliczne ptaki, więc wolałbym z niej nie korzystać.
- W takim razie sama rozejrzę się za Dullahanem - stwierdziła Irria, wzlatując wysoko w powietrze, by przyjrzeć się po kolei twarzom wszystkich zebranych.
- Widzisz może kogoś, kogo poznałeś na tym piętrze? - Kil, która w swej ocenie była teraz liderką tego zgromadzenia, uniosła nieco głowę. Jej blond włosy zafalowały pod wpływem ruchu, a jedynie skórzana czapka trzymała je w miejscu na tyle, by powstrzymać kreację swoistej złotej burzy.
Wzrok latarniczki zatrzymywał się na każdej z podległych jej osób, zaś usta ofiarowały większości z nich szczery uśmiech. Sporą część z nich widziała w boju, pozostali przeżyli wystarczająco by zyskać jej uznanie. Jedyną niewiadomą było magiczne jajko, którego przyszłość była całkowicie zależna od widzimisię dziecka czasu. Jeśli znudzi mu się misja, wedle której prowadzi Eggo na szczyt, żywot tej istoty z pewnością będzie zmierzał ku końcowi. Swobodnym spadkiem. Z prędkością zbliżoną do tej, którą porusza się światło.
- Eggo nie widzi Dullhana! -zakomunikowało jajeczko latające nad zgrają. Zresztą mało osób było pod światynią, większość regularnych krążyło po parczku by zabić nudę oczekiwania. Mały latarnik po za naszyjnikiem otaczającym jego skorupkę, w ogóle się nie zmienił. - Eggo to by zjadł cukierka… -dodało jajeczko gdy cicho zaburczało mu w brzuchu.
- Proszę bardzo - rzekł do jajeczka starzec, wyciągając zza pazuchy woreczek z landrynkami przeznaczonymi dla jego wróżek, który wyciągnął w kierunku jajeczka. - Częstuj się. Myślę że Marigold się nie obrazi. A gdzie kupiłeś ten naszyjnik? Nie wiedziałem że interesujesz się biżuterią.
- Bezimienny mi dał! On mówić że to dla Eggo jako rep..rep...jako coś po Draugdinie! -oznajmiło stworzonko chwytając cukiereczek.
- Po Draugdinie? - zdziwił się starzec, po czym bliżej przyjrzał się błyskotce, oceniając że o dziwo jest wykonana ze stali, zamiast srebra. - Ah, teraz sobie przypominam, że Bezimienny zabrał z pola bitwy jego miecz. Najwyraźniej został przetopiony. Bardzo miło z jego strony, że podarował ci taką pamiątkę - pokiwał głową z uznaniem.
- Każdy z naszej… bliższej drużyny taki dostał. - wtrącił siedzący przy jednym z drzew zmiennokształtny. Zmienił się. Nie tylko rozchodziło się o wygląd, w którym pojawiło się złoto, pas z tajemniczym woreczkiem i naszyjnik podobny do tego u Eggo. Charakter też się zmienił. O ile wcześniej był otwarty na nowe znajomości, o tyle teraz wydawał się bardziej zamknięty w sobie. - Poprosiłem kowala, by zrobił po jednym dla Aidana i Sharrath.
Od czasu opuszczenia pierwszego piętra Ryo również się zmieniła. Stała się mniej gadatliwa, a bardziej rzeczowa i zamknięta w sobie. Sama opierała się o drzewo, przy którym siedział Bezimienny. Miała zamknięte oczy, jakby nad czymś się skupiała.
- Nie zarejestrowałam nigdzie śladów bytności Dulli - oznajmiła blondwłosej latarniczce, mając się na baczności.
Po chwili piromanka otworzyła oczy. Jej wzrok skanował dokładnie resztę regularnych. Ryo jak widać, nie paliła się do nawiązania nowych znajomości tak jak na poprzednim piętrze. Wolała dokładnie przyjrzeć się przybyłym, zanim zdecyduje się na współpracę z którymkolwiek z nich.
- Tak swoją drogą - dzięki, Koryu - zwróciła się do Bezimiennego. Chodziło jej o naszyjnik.
Po czym powróciła do obserwacji terenu oraz reszty uczestników testu. Sama się do niego po cichu przygotowywała.

Ryo wysłuchała, co ma do powiedzenia gospodyni tego miejsca. O dziwo, piromanka dostosowała się bez większych problemów do tutejszych zasad. Rzecz jasna, po swojemu, tak jak zrozumiała polecenia administratorki. Bez protestów zdjęła buty, wzięła swój kij ze sobą; resztę broni poukrywała w ATSie, nie chwaląc się przy tym nikomu pokaźnym arsenałem broni, której nie powstydziłby się niejeden łowca. Wszak nikt nie kazał jej oddawać broni.
Pierwszy raz poczuła się trochę jak w swoim starym, dobrym domu w pierwotnym świecie, a nie jak w zajeździe, który pełnił tylko rolę przystanku w dalszej podróży. Taka specyfika i wygląd miejsca, który przywołał żywe wspomnienia z dawnych lat. Przeczuwając jednak kłopoty postanowiła nie wdawać się w walki i nie demonstrować swoich mocy, ani nie ufać tutejszym mieszkańcom. Starała się stłumić swoją ciekawość w spojrzeniu jak i w mowie ciała.
Weszła wraz z nową "rodzinką" do środka świątyni...
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.

Ostatnio edytowane przez Ryo : 28-04-2014 o 10:03.
Ryo jest offline