- Ha! Ja i koń! Ta bestia mnie zje na śniadanie! Statek, powiadam! Dajcie mi dobry, żeglowny szkuner a wyprzedzę całe towarzystwo... albo lepiej galerę, bo w Topalowej Zatoce o tej porze roku wiatry bywają bardziej kapryśne od mej ciotki Matyldy! - orzekł hobbit.
Obserwując przemianę Massaja, hobbit wybałuszył oczy:
- Na garkuchnię mej babki! Powiało magią! Ale powiedz mi, cny Massaju, co uczynisz, kiedy zostaniesz ranny? Jak wszelakim ciekawskim wytłumaczymy, żeś bez konia, kiedy wszyscy pozostali konno? I czy chcesz w tej formie podróżować całymi dniami? Toć dopiero zwróci na nas uwagę! Eee... - hobbit zdał sobie nagle sprawę z potencjalnego utrudnienia - No i powiedz COKOLWIEK, Massaju abyśmy wiedzieli, że w tej formie MOŻESZ mówić!
- Chłopcze! Jak Cię zwą? Poucz no mnie, jak na taką bestyję wsiadać! Czy nie macie nic mniejszego, gdzie nie musiałbym się na siodło katapultować, a co dotrzyma kroku tym - niewątpliwie śmigłym - stworzeniom?
Widząc zaś wzrok Xarda, rzucił:
- Niech Blacker wsiada na czarnego konia! Pasuje doń! - po czym spozierając na Xarda roześmiał się i dodał serdecznie - Żartowałem! Równie dobrze widzę tam Ciebie, lub naszą elfią damę, towarzyszu! Choć, Ty, pani - spojrzał na Luthien - pewnikiem białą jakąś bestyję sobie upatrujesz? |