Z siłą, którą dodał mu strzał adrenaliny, nie było trudno Maxowi wyrwać się z uścisku. To była dłoń dziecięca,ale miała siłę dorosłego mężczyzny. Lepiej nie dowiadywać się, jaką siłę w rękach mają "dorosłe" zombie.
Max wyrwał się, lecz zakręciło mu się w głowie od głodu i pragnienia tak, że musiał przytrzymać się jednego z samochodów po przeciwnej stronie barykady. Przed nim, jakieś dwie przecznice dalej - a tego, co sobie przypominał - był Central Park. Tam miał być punkt ewakuacyjny, z tego, co pamiętał z raportów policyjnych. Nie wiadomo, czy przetrwał.
Cienie były coraz dłuższe, a żywe trupy poruszały się żwawiej. Kilka wydawało dziwne ni to świsty, ni to jęki, jakby się ze sobą porozumiewały. Póki co, zabudowa była typowa: dwa rzędy przylegających do siebie, zwykle dwupiętrowych domów, a pomiędzy nimi ulica z zepchniętymi przez kogoś na chodniki samochodami. |