Cholera, to nie był jego dzień. Uciekał pod górę, obok dwóch innych mężczyzn, starając się myśleć o tym, który został tam na dole, walcząc z przeważającą chmarą stworów. Gunther nie rozumiał tego ani trochę, uznając, że rozumieć nie musi.
Przełożył łuk przez ramię i plecy, aby mieć przynajmniej jedną rękę wolną. Zbocza wszelkiego typu wymagały pomagania sobie w ten sposób. Włócznia także dobrze sprawdzała się jako kij, pozwalający odpychać się od podłoża w przypadku stromizn, lub odwrotnie - do powstrzymywania przed spadkiem, gdy już zbiegało się w dół.
Zerknął na Sorena i Thomę. Mieli szansę, gdyby zaczęto ich doganiać, Kuntz wolałby jednak tego nie sprawdzać. Wszystko zależy od tego, jak bardzo spragnieni byli krwi i czy zależało im na swoim życiu. Przy wyrównanych szansach nagle mogli uznać uciekających ludzi za mało łakomy kąsek. Taki, który może stanąć w gardle.
Włóczykij rozglądał się wokół, szukając jakiegoś podwyższenia, na którym w razie czego mogliby się bronić. Ciągle biegnąc ile sił miał w nogach. |