Widząc odejście Waltera, Balin po osuszeniu swojego kufla wstał od stołu i ruszył za nim. Zabrał ze sobą znalezione wiadro i pomógł mu przy pracy. Pracowali tak zbierając kamienie z pola jakiś czas w zupełnej ciszy. W pewnym momencie Balin się odezwał. - Niy turbuj się tak tymi odmieńcami. Przeca oni byli, są i bydą. Miej lub więcej ale zawsze kajś po lasach byli pochowani. Niy ma się co dziwować radością z ubitego mutanta, teroz wszyscy potrzebują otuchy. Nawet jeśli to yno jeden taki zaciukany. My i tak zbyt wolno tam dobiegli żeby coś z tym zrobić. Jo wiem, że powinni zostawić go dychającego. Ale wiym też, że oni nie roz wolą zemrzeć we mękach niż wydać innych. Lepij skupić się teroz na przyszłych wydarzeniach i zostawić ta sprawa we spokoju. Coły czos czekom na naszych leśnych i modla się do Vallayi coby ze dobrymi wieściami do nas powrócili. Pódź, siednij se na chwila i oszczędź trocha sił bo mogą się one zdać na później. |