Jozue uniósł brew patrząc na przybysza, potem na białego konia.
Asan stał dość spokojnie, biała grzywa pięknie zaczesana spływała na szyję, długim ogonem koń leniwie smagnął się po boku, odganiając jakąś muchę.
Kiedy elf zdarł konia do stanięcia dęba hobbit przezornie odsunął się ze swoim rumakiem nieco na bok. Usłyszawszy zaś hasło o "duszy zabójcy", wyobraził sobie Asana jako faktyczną bestię, drapieżcę.
Wielkie zęby, pazury wyrastające z kopyt, czerwone demonie rogi wystające z grzywy, płomień buchający z paszczy i sztylety (koniecznie do rzucania, większość wszak zabójców posługuje się miotaną bronią) miast zębisk.
Obrazek był tak komiczny, że hobbit wybuchnął śmiechem. Rozgłośnym, donośnym śmiechem zginającym jego małą postać wpół. Waląc się w udo, pochylając się na koniu hobbit śmiał się tak, że aż łzy mu poczęły spływać po twarzy.
Uspokoiwszy się trochę, spojrzał ponownie na białego konia i powiedziawszy:
- Dusza zabójcy... oooch, nie mogę co za krotochwila!
zaczął śmiać się ponownie. |