Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-05-2014, 19:54   #219
Akwus
 
Akwus's Avatar
 
Reputacja: 1 Akwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie coś
Wypuścił ostrze zbrukane krwią nieumarłych jak gdyby sam jego dotyk mógł nadal splugawić dzierżącą je dłoń. Powietrze łapane z ogromnym trudem wpadało do płuc wypełniając je nieprzyjemnym posmakiem pyłu, w powietrzu unosiło się do tyle, że nie sposób było stwierdzić, czy to ten wzburzony stopami walczących czy również pozostałości czarnoksiężnikia. Czuł jak pod piersią rozszalałe wciąż serce pompuje kolejne porcje krwi wyciekającej gdzieś dalej otwartymi ranami.

Przekroczył znacznie dany mu dawniej przez bogów czas jaki każdy powinien spędzić na tym padole, lecz teraz nie miało to już znaczenia - wiedział, że dokonał więcej niż było mu pisane. Nie było trzeba dowodów wystarczyło że on stał, a mag, który mógł spopielić ich jednym skinieniem dłoni rozsypał się niesiony piekielnym wiatrem. Żaden śmiertelnik nie mógł tego dokonać własnymi siłami. Jedynym, który mógł wesprzeć go w tej walce był Sigmar i jemu teraz w duszy dziękował za utrzymanie wiary w swego nowego sługę.
- Nie prosiłeś o poświęcenie, lecz byliśmy gotowi na nie. Nie pragnąłeś śmierci, lecz gotów byłem dać ci śmierć twych wrogów, lun opłacić to własną. Wzmocniłeś me ramie, pozwalając by niosło ono twą wolę. Stoję oto nad ciałami tych, którzy wystąpili przeciw twej chwale...

Ostatnie słowa przypomniały Borysowi o wszystkich, którzy stanęli do tej walki razem z nim. Rozejrzał się szukając wokół towarzyszy...

Szlachcic z Tempelhof był jednak jedynym, który stał wciąż na nogach. Cała reszta, spływała krwią, która stopniowo przestawała już sączyć się z martwych ciał. Sylvańska ziemia chłonęła zaś ją do ostatniej kropli. Bez względu na to ilu byłoby poległych, cmentarny grunt cierpliwie chłonął kolejne jej porcje...

- Lyn. - Imię stanęło mu w głowie nie wywołując niemal cienia emocji. Kobieta, która jeszcze kilka dni temu samą swoją obecnością doprowadziła do walki pomiędzy nim a Kurtem leżała teraz martwa niemal u jego stóp a on nie czuł niemal nic. Jej oprawca zginął z ręki kłusownika, lecz to również nie powodowało w nim choć cienia emocji - co się stało, czemu to wszystko nie ma znaczenia...

Walka, którą dopiero co skończyli, choć zwycięska okazywała się brzemienną w skutkach. Miało się okazać, że kosztowała ich więcej niż mogli zakładać. Stawienie czoła żywej śmierci wyssało z nich uczucia, wycisnęło całe człowieczeństwo pozostawiając tylko powłoki, tak bardzo potrzebujące teraz wypełnienia. Borys pragnął by Sigmar zszedł na niego w pełni, tak jak musiał uczynić to z Eusebiem, nic jednak nie nastawało i najemnik czuł się coraz bardziej zagubiony.

- Uczyniłeś mnie swym mieczem, bym szerzył chwałę twoją. Nie porzucaj mnie teraz gdy ufny w twoją siłę lecz pozbawiony w bycie sensu stoję nad urwiskiem.

Po raz kolejny spojrzał na Lyn niczym szmaciankę rzuconą pomiędzy nagrobki. Oderwana od materiału trupia główka zdobiąca wcześniej jej suknię spoczywała w otwartej dłoni dziewczyny i do połowy umazana w jej własnej krwi szczerzyła do niego swoje zęby. Upadł na kolana czując jak jego ciało słabnie z każdą chwilą. Jej osłabło jednak znacznie bardziej, za bardzo. Tak młode i piękne, tak niewinne i szukające ochrony, której nie potrafił jej zapewnić. - Czemu nie zabrałeś mnie - zapytał po cichu - Wiesz jakie pędziłem życie, jak oszukiwałem i kradłem. Wiesz ile żyć odebrałem i że rzadko wynikało to z konieczności!
Osunął się na pięty podnosząc sobie na kolana głowę dziewczyny. Na jej twarzy zastygł grymas strachu, kilka kropli krwi dodało jej jeszcze bardziej złowrogiego wyglądu. Odsunął włosy spadające na blady policzek Lyn. - Mogła być tak piękna...

Kiedyś decydował o tym kto miał żyć, kto zaś winien umrzeć. Ważył jego własny osąd, czasem potrzeba chwili, chęć zysku, lub ratowanie własnego życia. Te czasy były już jednak daleko za nim. Teraz tym kto winien żyć mieli decydować bogowie. Decyzja by utrzymać jego pozwalając jej odejść była jednak dla Borysa niezrozumiała, gdyby tylko Sigmar zechciał go wysłuchać, gdyby dał jej szansę tak samo jak dał ją jemu...

Pojedyncze kaszlnięcie przyciskanego do piersi ciała wstrząsnęło nim niczym piorun spadający z nieba i przenikający w głębokie czeluście ziemi. Niczym boska iskra zesłana na ziemię, by nieść życie tym, którzy ginęli w ich imię. Przymknął oczy bojąc się choć spojrzeć na dzieło Sigmara, usta same zaczęły układać mu się w słowa modlitwy, której nie powinien nawet pamiętać...
 
Akwus jest offline