Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-05-2014, 20:40   #231
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację


MUZYKA PRZEWODNIA POSTA

CARLA I TORCH

Wparowali przez otwarte drzwi, jedno po drugim, gotowi odeprzeć wszelki atak.

Ale atak nie nastąpił.

Za drzwiami znajdowało się zaciemnione pomieszczenie lub kolejny korytarz, czego nie byli w stanie stwierdzić.

Pomieszczenie było ponure i zaciemnione, nie licząc kilku świateł palących się przy wejściu. Świateł w których blasku byli dobrze widoczni w przeciwieństwie do Staina, który musiał ukrywać się gdzieś w mroku.

Szybko skoczyli na boki, by nie wystawiać się na strzał dłużej, niż mgnienie oka. Jak się okazało, słusznie!

Gdzieś z ciemności huknął strzał i kula przeleciała koło nich ze świstem rykoszetując z metalicznym odgłosem na którejś ze ścian.

Stain tutaj był!

- Za późno! – usłyszeli jego krzyk. – Bestie zrodzone z otchłani, dziecię już poszybowało do Edenu, do nowego Raju.

PROCEDURA STARTU ROZPOCZĘTA

Usłyszeli mechaniczny głos nadający gdzieś z głośników pod sufitem.

DZIESIĘĆ, DZIEWIĘĆ, OSIEM …..


Zaczęło się końcowe odliczenie i zapaliły się pulsujące żółtym blaskiem światła odliczające kolejne sekundy.

W ich blasku ujrzeli Staina. Stał na drugim końcu długiej na piętnaście metrów sali, w pobliżu czegoś, co wyglądało jak drzwi śluzy. Naukowiec miał na sobie polimeryczny skafander z charakterystycznym hełmem umożliwiającym przetrwanie w próżni, a jego dłoń spoczywała na dźwigni awaryjnego otwierania śluzy.

Wiedzieli, że jeśli pociągnie za tą dźwignię, pomieszczenie, w którym się znajdowali ulegnie dekompresji. Wiedzieli też, że nie zdołają otworzyć drzwi, którymi się tutaj dostali, nim procedura odliczania nie dobiegnie końca.
Gdy tylko o tym pomyśleli ujrzeli, jak drzwi do pomieszczenia jakaś potworna siła wyrywa ze stalowej ościeżnicy, jakby były papierową przeszkodą.

SIEDEM …

Odliczanie nadal trwało.

Dłoń Staina napięła się, jakby szalony naukowiec chciał szybciej dokonać dekompresji.




JONASZ I BASS

Szli za upiornym dzieckiem, czy też raczej pędzili, jeśli chcieli dotrzymać jej kroku. Dziewczynka nie oglądała się za nimi, nie zwracała na nich uwagi. Biegła korytarzem, z prędkością zapierającą dech w piersiach, a może tylko obu rannym więźniom tak się wydawało.

Dogonili ją dość szybko w pomieszczeniu, które nie było niczym innym, jak zapleczem wyrzutni kapsuł ratunkowych.

Jonasz znał ten typ kapsuł ratunkowych. Typ LIFE-FIVER wyprodukowany przez U-CORPOR. Nie miał jednak pojęcia, skąd wzięły się na GEHENNIE. Nigdy, w żadnych widzianych schematach, nie spotkał się z tymi kapsułami.
Każda z nich była miniaturowym statkiem kosmicznym na dwie osoby. W pełni naładowana pozwalała wyznaczyć kurs i zahibernować pasażera, a zasilanie starczyło teoretycznie na nieśmiertelność. Kapsuła potrafiła generować energię za pomocą żagli solarnych i jeśli coś w samym mechanizmie hibernacyjnym by się nie zepsuło pasażer mógł dryfować przez wszechświat w stanie krionicznego snu nawet stulecia.

To była szansa na ucieczkę. Szansa na ocalenie. Na ucieczkę z tego przeklętego miejsca.

Pozostało jedynie pytanie, ile kapsuł ratunkowych zostało w wyrzutni. Powinno być ich pięć, ale czy tak było?

Dziewczynka zatrzymała się przed drzwiami z wyraźnie połączonym na okrętkę mechanizmem.

- Tam jest ojciec, syn jego i brat mój.

PROCEDURA STARTU ROZPOCZĘTA

Usłyszeli głos z głośników.

DZIESIĘĆ, DZIEWIĘĆ, OSIEM …

Końcowe odliczanie! Być może ostatnia kapsuła startowała w kosmos ze Stainem na pokładzie.

- Ojcze!

Dziewczynka naparła na drzwi, popchnęła je rękoma, rozrywając stal, jakby to był papier, wyrywając dziurę do kolejnego pomieszczenia, oświetlanego przez migoczące, żółte światła.

- SIEDEM…
 
Armiel jest offline