Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-05-2014, 02:23   #7
Proxy
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Dziewczyna złapała raptownie za szmatę i zdzieliła nią krasnoluda.
- Do dupy sobie poleć, pijaku jeden! - wrzasnęła kontynuując okładanie go w złości schodząc z szynkwasu - Twoja wina *chlast* wszystko twoja wina *chlast* gnoju ty!

Wyglądało to identycznie jak wiele innych scen w których baba, co wyszła z pomiędzy garów, okłada wałkiem po głowie faceta za jego bezgraniczną i nie kończącą się głupotę. Mimo przyłożonego wysiłku dla zwalistego mężczyzny jej opieprzanie było prawie tym samym, co latanie natrętnej muchy.

- Zaraz ci *chlast* kubeł na głowę wsadzę *chlast* tyle będziesz miał ze swojego Portera! *chlast* Gadaj, co się z nim stało! - wywrzeszczała przekraczając linię w której próby uspokojenia kobiety powodują efekt odwrotny.

Na dziś miała dość wszystkiego. Doprowadzana przez wszystkich do szewskiej pasji miała ochotę płakać z własnej bezsilności. Wszystkie starania poszły w piach, wszystko, co robiła pękało po paru chwilach. Za wszystko się jej oberwało choć sama nic złego nie zrobiła, tylko inni. To się nazywa mieć bardzo zły dzień...

- Toć mówię przecie, babo wredna, że opowim Ci wszystko jak dasz mi ten porter! - wycedził przez zęby krasnolud zasłaniając się dłonią przed natrętnym atakiem kobiety uzbrojonej w mokrą szmatkę. - Sobie też golnij przy okazji, psia jego mać - dodał obserwując malującą się wściekłość na twarzy dziewczyny.
Charakter to ona miała krasnoludki, pomyślał cierpko Thubedorf, gdy po raz kolejny jego łysy łeb został wytarty okrwawioną szmatą. Miał szczerą nadzieję, że kobieta wyciągnie spod lady zapas alkoholu i napije się z nim, bo w przeciwnym razie prędzej czy później dorwie go kac-morderca, a to było koszmarem każdego najemnika.
Nic bardziej nie przerażało krasnoluda niż wizja patrolowania spalonych słońcem ulic Neverwinter o suchym pysku. Wszystko dziwnie swędzi i denerwuje, łeb pęka, czuje się smród własnego ciała, a do tego pustynia Anauroch w gębie i wcale nie pomaga żłopanie hektolitrów wody. Wtedy każdy roztropny mieszkaniec miasta schodzi z drogi na widok wyraźnie pozbawionego humoru krasnoluda.
Samo to wspomnienie przyprawiło Thubedorfa o odruch wymiotny. Stracił już cierpliwość.
- Dasz mi ten porter, czy sam mam sobie go wziąć?! - ryknął na dziewczynę tak głośno, że ta mimowolnie cofnęła się w wolną przestrzeń za nią. Powstrzymała swoją dłoń w połowie zamachu.
Na łysej głowie krasnoluda pojawiło się kilka wielkich pulsujących żył. Thubedorf był wyraźnie rozgniewany.

Dyszała zaciekle, jednak siłowa reakcja ze strony krasnoluda nie była tym, co powinna jeszcze na siebie ściągać. Po dłuższej chwili, nie tyle namysłu, co oceny możliwości pijaczyny, zacisnęła raz jeszcze palce na szmacie i cisnęła ją, by wylądowała na jego łysinie.

- Obyś się nim udławił! - przecisnęła wypełniając płuca głębokim wdechem.

Obróciła się na pięcie i zniknęła z trzaskiem za drewnianymi drzwiczkami znajdującymi się za szynkwasem. Chwyciła pierwszy lepszy kufel i stanęła przy odpowiedniej beczułce. Odkręcając zaworek była zmuszona poczekać parę chwil, które w bezruchu zniosła dość ciężko. Miała wielką ochotę zdemolować to pomieszczenie tak samo jak główną salę, do której przyczynił się brodacz. Niesamowicie długie sekundy wystarczyły, by nawet na to zmieniła zdanie. Nie pamiętała kiedy ostatnio była tak wkurwiona. Z jednej strony powoli czuła, że nie powinna tak robić. Z drugiej, nie była w stanie się powstrzymać a wszystko działo się ot tak - samo. Pełny kufel skusił ją, ale już w połowie łyku prawie się nie zakrztusiła. “Jak coś takiego można pić?!” mogłoby przelecieć przez jej głowę gdyby tylko nie była tak wściekła. Chwyciła więc kubek i nalała do niego czegoś, co odpowiadało jej osobie. Stojąc w miejscu wypiła duszkiem prawie całość, dolewając sobie po tym do pełna.

- Niech tylko wyjdzie, że wszystko nazmyślałeś to ogolę ci tą zawszoną brodę i wytrę nią wszystkie brudy, coś tu sprowadził! - odgrażała się stawiając pełny kufel z trzaskiem przed twarzą krasnoluda nie dbając, czy coś rozleje.

- Kobieto… - krasnolud spojrzał z wyrzutem na Etsy - ...nie tak się podaje mężczyźnie jego piwo.
Thubedorf chciał coś jeszcze dodać od siebie, ale widząc ponurą minę dziewczyny szybko zmienił temat - Widzę, że sobie też nalałaś. Dobrze, a teraz usiądź grzecznie i posłuchaj.
Krasnolud uśmiechnął się sam do siebie widząc, że dziewczyna niechętnie, ale jednak siada i przysuwa się do szynkwasu naprzeciw jego. Chwycił za swój porter jednym łykiem upił dość sensowną ilość z naczynia, po czym odstawił kufel na ladzie przyglądając się z zainteresowaniem pieniącemu się piwo.
- A więc… - wyszczerzył wybite zęby w uśmiechu - …pogoniliśmy sukinsynów, aż do ich garnizonu w pobliżu zamku Never. Z tego Jasona to niezłe ziółko, bo jak straż czmychnęła za mury to facet jako pierwszy wpadł na dziecieniec. Chociaż może to dlatego, że był pchany przez tłum wściekłych marynarzy - krasnolud wybuchnął śmiechem na samo wspomienie.
- No wisz… gdy tak biegliśmy za Mintaryjczykami przez port to po drodze zebraliśmy z dwa tuziny kolejnych wściekłych żeglarzy. Ja i Grimbak żeśmy biegli na samym czele, ale po jakimś czasie wyprzedził nas Jason. Facet to ma kurna kondychę…

- Do rzeczy! - wysyczała Etsy przez zęby.

Thubedorf zamyślił się przez chwilę próbując sobie przypomnieć wydarzenia sprzed ostatnich kilku godzin. - Ano, zaczęli do nas pruć z kusz. Zginęło kilku chłopa, ale wraz z Grimbakiem i tym młodym wdarliśmy się do ich twierdzy. Był to dobry pomysł, bo szybko podniósł się alarm i wystrzelali w pizdu tych na dziedzińcu. Chwalebna śmierć, niech im ziemia lekką bydzie…
Krasnolud chwycił za kufel piwa i upił kolejny solidny łyk. Spojrzał na Etsy lekko nieobecnym spojrzeniem, zachwiał się, a następnie wydał z siebie potężne, przepastne beknięcie prosto w twarz kobiety. - Na zdrowie… - powiedział z szerokim uśmiechem na twarzy.

- I *co* dalej? - warknęła dziewczyna wpatrując się twardo w krasnoluda. Nie miała nawet zamiarów zabrać się za swój kubek. Brodacz skończył w takim momencie, że nie chciała zaprzątać sobie głowy czymkolwiek innym jak dopnięciem opowiastki do końca.

- No co dalej…? - zamyślił się krasnolud - Ruszyliśmy dalej korytarzem szukając sposobu na wydostanie się bez dostania bełtem w tyłek. Grimbak coś wspominał o zsypie na śmieci, który prowadzi w stronę urwiska. Tam też się udaliśmy rozglądając się po drodze za jakimiś schodami prowadzącymi w dół.
- Pamiętam, że po pokonaniu kilku zastępów strażników dotarliśmy do piwniczki, a stąd było już blisko do wyjścia. W pewnym momencie zastąpił nam drogę kapitan, którego wcześniej w karczmie żeśmy poznali. Pewny siebie, bo za jego plecami stał cały regiment żołdaków i czarodziei rzucił coś na temat mojego dziedzictwa, to go pacnąłem w twarz. W tym samym momencie poszły zaklęcia w ruch. Grimbak oberwał jednym oszałamiaczem między oczy. Zwalił się na ziemię jak ścięty, a drugi w kolejności był Jason.

- A Ty do stu diabłów jak niby wylazłeś, co?!

- Ha! My krasnoludy twardy łeb mamy. Jak nas bimber z nóg nie zwali, to i zaklęcia nędznych czaromiotów nie wskórają wiele - zaśmiał się gromko Thubedorf.
- Nie pamiętam dokładnie jak się wtedy wydostałem, bo byłem narąbany jak świnia. Musiałem sobie utorować toporem drogę do zsypu, bo następne co pamiętam to świst powietrza i wyrżnięcie mordą w wysypisko.

Służka wpatrywała się chwilę w rozmówcę z kamienną twarzą. Ścisnęła smukłe palce na swoim kubku i uniosła do ust. Kufla wielkości krasnoluda nie zdołałaby wypić na raz, jednak z kubkiem sobie poradziła dość sprawnie - o dziwo.

- Jak zaraz spiorę ci dupe to sobie wszystko przypomnisz brodaczu - wycisnęła przez zęby podnosząc głos i wstając opierając ramiona o szynkwas - Nawet nie zdołasz się przygotować - warknęła raz jeszcze nie robiąc sobie nic z faktu swojej własnej fizycznej słabości oraz tego, że straci przytomność już po pierwszym uderzeniu w głowę.

Thubedorf zaśmiał się głośno. - Nie sądzę byś dała radę podchmielonemu krasnoludowi z kompanii Złamanej Czaszki - na podkreślenie słów sięgnął za kufel pełen pieniącego się piwa, wychylił naczynie i wlał prosto do przełyku całą zawartość. Przepastne beknięcie przerwało ciszę w karczmie.
- Twoja kolej, dziewucho - na jego twarzy raz jeszcze zagościł uśmiech.

- Ork o mały włos ciebie nie przepił. Czemu niby ja mam nie dać rady? - wymamrotała ponuro i z zaciętością odsuwając się trochę. Po chwili spod lady wyciągnęła jakąś butelkę przechylając ją sobie do kubka. Nalała trochę i chwyciła w dłoń - Rusz łepetynę jeśli nie chcesz zostać gołowąsem! - zagroziła.

- Na pewno będzie Ci łatwiej biorąc pod uwagę, że wlałem już wcześniej w siebie trochę piw.
Krasnolud spojrzał na drzwi od kuchni zastawiając się nad czymś przez chwilę.
- Wiesz… teraz mi się coś przypomniało. Wtedy, gdy błądziłem wewnątrz twierdzy wraz z Grimbakiem i Jasonem trafiliśmy do długiego wilgotnego korytarza, który rozciągał się głęboko pod twierdzą. Po jego bokach były cele wypełnione po brzegi śpiącymi więźniami, ale w jednej z nich był pewien chłopiec, który przykuł moją uwagę. Dzieciak nie spał. Opierał się o kraty celi w ciszy obserwując nas. Miał na swojej kurcie haftę z takim wyrysowanym kredą symbolem - głos Thubedorfa przycichł o pół tonu niżej, a zaciekawiona Etsy pochyliła się w jego stronę nie zdając sobie sprawy jak to dziwnie musiało wyglądać dla postronnego obserwatora.
- Wtedy wyglądał on znajomo, ale nie potrafiłem zrozumieć dlaczego. Pobiegłem dalej tunelem zostawiając go w lochu, ale teraz przypomniało mi się, że identycznie głupkowaty symbol miał ten dzieciak co tu wbiegł na chwilę przed Strażą Mintaryjską.

- CooooOOO?! - wydarła się prawie robiąc wielkie oczy w szoku i zdziwienia - Ostrzegałam, że rozwalę ci łeb, jak będziesz łżeć! - wściekła się ponownie a z rozjuszenia chwyciła za wiadro.

Krasnolud siedział spokojnie obserwując reakcję dziewczyny. Nie poruszył się, tylko odpowiedział Etsy poważnym tonem - [i]Zamierzam odbić ich jeszcze tej nocy. Żal mi Grimbaka, który będzie musiał teraz trzeźwieć w celi. Thubedorf nigdy nie porzuca swoich kompanów! Zapamiętaj to sobie dziewczyno.
Krasnolud powoli wstał nie spuszczając Etsy z oczu, oparł zaciśnięte pięści na szynkwasie, po czym rzucił w stronę Etsy - Ten smarkacz nadal u was siedzi?

Dziewczyna zawahała się z wiadrem uniesionym w połowie wysokości. Wściekły wzrok chował pracujący umysł. Po paru dłuższych chwilach wiadro opadło z trzaskiem a jej mina wymalowała wnikliwe spojrzenie.

- Zwiał jeszcze przed tym jak rozje*ałeś główną salę - odpowiedziała z niezadowoleniem - Ale jest tu jakaś smarkula z sąsiedztwa, może będzie coś wiedzieć. Nie ma w okolicy dużo dzieciarni - odpowiedziała dziwnie wymownie wpatrując się konspiracyjnie unikając jasnej i oczywistej odpowiedzi.

Krasnolud spojrzał w dół zawiedziony, ale po krótkiej chwili uśmiechnął się przenikliwie pojmując aluzję. - To weź ino zawołaj tą smarkulę… moja zapaskudzona krwią tarcza potrzebuje odrobiny czułości.
 

Ostatnio edytowane przez Proxy : 20-05-2014 o 08:11.
Proxy jest offline