Blady mężczyzna skrzywił patrycjuszowską twarz. Oferował zmęczonemu człowiekowi odpoczynek, a Ci, którzy przybyli z nim pomogliby Mu przejść przez Bramę. On jednak uparcie trzymał się tych resztek życia, które mu zostały.
Czołgał się, mimo że trucizna trawiła jego ciało od środka, mimo iż krwawił niczym czerwona fontanna. Taka determinacja... po co? Tam, dokąd go zabierze jest tak spokojnie. Ale tacy byli ludzie. I khazadzi także, jeżeli idzie o ścisłość. Dla nich umieranie było ostatnią walką. Często z góry skazaną na porażkę.
* * *
Wysoki blady człowiek z czarnym habicie znikł, a wraz z nim pater Cuthbert i Hermenegilda. Na ich miejscu z krzaków wyłoniła się potężna sylwetka Gunthera... tylko kruk został. Ale już nie krakał, tylko krzywił głowę gapiąc się na Kieskę.
Nadeszła ciemność.