Kymil,
pomijam USA i tamtejszy rynek. Czyli WotC, Paizo Publishing i Pagan Publishing. Choć wszystkie ich czasopisma można kupić w prenumeracie, a nawet w dużych księgarniach (typu EMPIK) Niemiec czy Austrii (a nawet Czech!). Pomijam znów wersje niemieckojęzyczne (np. Dragona).
Ciekawym wydawnictwem jest brytyjski Osprey Publishing - wydający kapitalne mapy i materiały pomocnicze do RPG (pomimo tego, ze są wydawnictwem historycznym). Będąc w Londynie widziałem (a nawet kupiłem) "Tawern" - kolorowy, ponad 120 stronnicowy (A4) dwumiesiecznik RPGowy.
Mogę coś więcej powiedzieć o znanym mi rynku niemieckim, austriackim czy rynku Beneluxu.
Jeżeli chodzi o Niemcy. Największe wydawnictwo "Feder & Schwert" (taki odpowiednik "Maga"), wydaje co roku kilkanaście podręczników (mają prawa do niemieckiego świata mroku i własne autorskie dodatki). Wydają również magazyny (dwa). Dwa inne wydawnictwa wydają komiks i kwartalnik z przygodami oraz własnie "coś koło MiMa" - małoformatową pomoc dla GM. Niemcy to jednak zupełnie inny rozmiar buta - w zasadzie każdy większy klub fantastyki wydaje jakiś swój periodyk o rpg i okolicach.
Austria i Benelux - wszędzie po jednym wydawnictwie ogólnokrajowym i kilka lokalnych (znów - wydawanych przez kluby fantastyki).
Poziom edytorski (zwłaszcza lokalnych periodyków) jest oczywiście różny, ale - najważniejsze - te czasopisma są i są robione przez klubowiczów. Wiedeński "schwarzen Drachen" jest co prawda składany i drukowany przez profesjonalną drukarnię (ale materiały dostarczają klubowicze). To też nie znaczy, że nie można tam przeczytać tekstów uznanych specjalistów...
Po prostu "tam" RPG jest traktowane jak każde inne hobby, z którym ludzie się identyfikują i na jego niwie działają. Normalne jest więc, że ludzie działają w klubie. Nie jak w Polsce - siedzą po domach i piszą po forach, że RPG hobby niszowe i graczy znaleźć nie można.
W Polsce zresztą sytuacja finansowa jest trochę inna - niestety. Choć może i nie finansowa - bardziej mentalna. Polski "fandom" przyzwyczaił się do tego, że wszystko jest darmo i w najlepszym gatunku oraz podane na tacy rzecz jasna. Kiedy pojawia się sprawa zapłacenia za cokolwiek (nawet przysłowiowej złotówki) zaczyna się problem.
Przykłady: dwa lata temu byłem współorganizatorem dużego LARPa - impreza była gratis i świetnie się udała. W sumie gracze wymogli kontynuację. Miesiąc później okazało się, że jakaś 1/4 osób "nagle nie może" - trzeba było zapłacić dosłownie pięć złotych (za identyfikatory, żarówki i jakieś tam inne pierdoły). W innym polskim mieście klub fantastyki usiłował wydawać magazyn (kosztował 3,5 - wtedy piwo). Co robili gracze? Kserowali potrzebne im strony kupując "jeden na osiedle"... |