Po pierwszej fali niepowodzeń pan chimera zdał sobie sprawę z powagi sytuacji. Początkowo podejrzewał że po terytorium szwendają mu się szczury; zlokalizował i zidentyfikował Venorika, był przekonany, że się nie pomylił. Ot, Venorik, stary dobry Venorik, wrócił po raz kolejny, szukając guza. Zdziwieniem było, że zaszył się tak daleko, w jego progi i wręcz do jego komnat. Nie był sam, ale kto mógł przyjść
z tym szczurem? Nikt ważny by się na to nie zdecydował. Pan chimera zrozumiał swój błąd. Venorik był z kimś ważnym, z kimś, kto umiał
walczyć, a do tego przypominał bardzo pewną postać, o której było do niedawna głośno w Domu. Chimera-tygrys. Nie pamiętał imienia, nie znał osobiście, ale coś tam kojarzył.
Ostry ból porażki i ran przypomniał mu natychmiast, wszystko co słyszał o chimerze-tygrysie. Pojął swój błąd i powagę sytuacji. Do tego zrozumiał, że w pomieszczeniu było jeszcze coś, co pokrzyżowało mu szyki, coś niewidzialnego i coś magicznego. Cala ta sytuacja po prostu bardzo go w...wkurzyła...
Zraniona chimera wpadła w szał. Rozdziawiła paszczę i wydała z siebie wściekłe wycie, które samą Lolth w głębi piekieł by zbudziło. Po pierwsze Venorik powinien znać swoje miejsce. Miejsce Venorika było w cholernej Narni i ktoś musiał go tego nauczyć. Venorik musiał jeszcze wiele się nauczyć, albowiem właśnie wrócił, jakże uroczo zachodząc wroga od tyłu i wbijając mściwie sztylet w jego prawą łopatkę, po samą rękojeść. Pan chimera obrócił się tylko lekko, odpowiednio, i gwałtownym rozłożeniem jednego skrzydła, z hukiem posłał Venorika z powrotem do szafy. Po drugie ten niewidzialny dowcipniś powinien wiedzieć, kiedy przestać. Zrozumiawszy co i jak, pan chimera ocenił, że nie cierpi na paraliż, a jego nogi zostały po prostu spętane niewidzialną liną. Niezbyt profesjonalnie i na szybko, co dało chwilowe efekty przy elemencie zaskoczenia. Ale potężne nogi chimery miały wyrzeźbione mięśnie, zdolne nie tylko rozerwać i poluzować linę, ale i zasadzić porządnego kopniaka. Wierzgnął na oślep, nie mogąc znaleźć celu, głownie chcąc się uwolnić. Prowizorycznie i na szybko obwiązana lina puściła i choć nie pękła, chimera rozciągnęła ją z łatwością. Kolejne wierzgnięcie chwilowo załatwiło sprawę niewidzialnego kawalarza. Kiedy zrozumiał że Dirith nie chce bawić się w koci-koci-łapki i raczej planuje rozerwać go na strzępy, a obecnie cisnąć nim o ścianę lub wywalić go za okno, przy okazji urywając mu to i owo, pan chimera wziął się w garść. Wykorzystując swoje skrzydła, nieproporcjonalnie długie łapy i długi pysk pełen ostrych kłów, pan chimera robił wszystko by ustawić się tak, aby rzut się nie powiódł. Wykorzystując starą zasadę różnych sztuk walk i blokowania rzutów, pan chimera usiłował wybić Diritha z równowagi i wyrwać się mu, odpychając go przy okazji skrzydłami i łapskami. Plan powiódł się – powiedzmy – bo wprawdzie rzut chimerą się nie powiódł, ale szewska pasja Diritha i zero dobrej woli z jego strony w sprawie puszczenia ofiary skończyły się tym, że obie chimery zawirowały w dzikiej walce, po czym ta skrzydlata rzuciła się na drzwi, próbując rozbić o nie plecy Diritha, by go z siebie dosłownie zdrapać. Skończyło się wielkim hukiem i wybiciem drzwi, a obie chimery runęły na podłogę w korytarzu, z czego obecnie Dirith był na dole, a setki wrednych ząbków wielkopyszczastej chimery wbiły się w jego lewe ramię. Z zajętą gębą, chimera wydała z siebie zaciekłe i tryumfalne warczenie. Usłyszeliście też inny, bardziej ludzki eeer drowi głos, na korytarzu!
- Co do...?!
Podniosłeś wzrok. O-oh...
Dark Elf by NathanRosario on deviantART
Korytarzem nadbiegał jakiś drow, nie kojarzysz go, ale sądząc po ostrzu w jego rękach kojarzysz, że nie ma zbyt przyjaznych zamiarów. Co gorsza, w głębi korytarza, w bezczelnie bezpiecznej odległości kilkunastu metrów, stała drowka i to bardziej cię martwiło...
Female Drow Wizard by LazarusReturns on deviantART