Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-05-2014, 02:39   #111
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Ed był bardzo rad gdy wreszcie spotkał pierwszego w miarę normalnie zachowującego się w tej nienormalnej sytuacji człowieka. I do tego kogoś... No może nie znał za dobrze albo właściwie prawie wcale... Ale na swój sposób odczuwał z tą kiedyś pyskatą a teraz przestraszoną małolatą dziwne pokrewieńśtwo czy wspólnotę.

- Ejjj... Spokojnie... Jestem Ed. Ale jak chcesz możesz mi nadal mówić Dziadek. A ty? Jak się nazywasz? - spytał jej choć rzucał nerwowe spojrzenia dookoła. Miał głupie wrażenie, że zaraz ktoś wyjdzie iii... No właściwie nie wiedział co ale chyba nie byłoby zbyt miło.

- Pat... Patricia Enor... Z Nowego Orleanu... - wyjąkała jakby speszona Fiolecik. Mężczyzna ucieszył się w duchu. Wydawała się całkiem trzeźwa jak na tą sytuację. Wiedziała kim jest i skąd czyli nie było tak źle. Jak otworzył kabinę bał się, że zacznie się drzeć czy panikować albo i nawet szarpać. To samo w sobie było raczej nieprzyjemne niż niebezpieczne ale mogło ściągnąć niepotrzebną uwagę tubylców a to już mu się zdecydowanie nie uśmiechało.

- Pat? Bardzo ładnie. Ciekawe nazwisko. Mało typowe. Ja nie znałem twojego imienia to cię po cichu nazwałem Fiolecik. Podoba ci się? Ale teraz choć ze mną. Musimy być cicho dobra? - widział już, że raczej Małolata panuje nad sobą w przyzwoitym stopniu. Ale coś mu się zdawało, że czasem ludzie zaczynali panikować w takich sytuacjach gdy docierało do nich, że przynajmniej chwilowo nic im nie grozi albo zaskoczenie nagłym ratunkiem znikało. Rozklejali się. Dlatego tak do niej nawijał by skupić na sobie jej uwagę i nie dać jej myśleć o reszcie. Potrzebował jej trzeźwej i nieproblemotwórczej. Na razie rzucił szybkim okiem na wnętrze kabiny symulatora na wypadek gdyby w środku miała jakieś swoje bety ale jednak był pusty. Zamknął z powrotem kabinę nie chcąc zostawiać za sobą zbędnych śladów bytności.

- Choć ze mną. - szepnął do niej krótko i łapiąc ją delikatnie za rękę ruszył ku wybranemu sklepowi. Przystanął chwilę przed wejściem i nasłuchiwał. Sklep zdawał się pusty więc weszli do środka. Szybki rzut oka potwierdził, że są w nim sami. Teraz będąc w środku byli dużo lepiej ukryci przed wścibskimi spojrzeniami niż na otwartej przestrzeni sali z symulatorami.

Sklep okazał się jakąś ciuchlandią z domieszką pamiątkowych gadżetów z rejsu. Okazał się również być zdemolowany i poszabrowany. Nie było jednak tego co najważniejsze obecnie: wody, żywności i baterii. Znalazł jednak mała służbową ubikację a w środku nawet woda była. Odwrócił się do dziewczynki która zdaje się zdawała się zdecydowanie nie chcieć zostawać sama ponownie. On w sumie też nie. Ta mała dziewczynka łączyła go z normalnościa jaką obecnie na tym cholernym statku zdecydowanie brakowało. I dawał mu nadzieję, że może takich jak oni jest więcej.

- Słuchaj Fiolecik. Tu jest łazienka. Woda działa. Weź sobie znajdź jakieś ubrania tutaj i w środku są ręczniki i mydło i się jakoś doprowadź do porządku dobra? - klęknął przed nią mówiąc te słowa i wskazując na drzwi z których własnie wyszedł. Czekał na reakcję. Wiedział, że jeżeli zrobi to co mówi to będzie naprawdę nieźle z nią. I z nimi.

Pokiwała głową. Obserwował z góry jak wybiera jakieś ubrania, chodzi, szuka, sprawdza. Jak na tą sytuację radziła sobie naprawde nieźle. On sam wróćił do rozbitej wystawy czając się przy ścianie i wyglądał czy nikt nie idzie. Wcześniej widział jakiś ruch wcale nie daleko i nie dawno. Obawiał się, że może być ich więcej albo zainteresować się tą okolicą. Na razie wyglądało spokojnie.

- Słuchaj. A własciwie to jak długo tu jesteś. Wiesz co tu się działo? - spytał swojego nieletniego kompana.
- No... Jakieś dwa dni... Ćwiczyłam na symulatorze. Bo wiesz... Mieliśmy grac razem znowu nie? - pierwszy raz widział, że odkąd otworzył kabinę przez jej twarz przemknęło coś na kształt uśmiechu.
- Pewnie. Mamy walkę do rozegrania. Tym razem cię rozwalę. - usmiechnął się do niej łaodnie. Parodiował trochę ton buńczucznej pogróżki. Dziwne ale coś co wczoraj... Czy tam kiedy to w sumie było... Doprowadzało go do szału i rozgoryczenia teraz zdawało się wspomnieniem pasjonującej przygody. Jak na jakiś rajskich wakacjach albo co...
- Akurat... Ja jestem lepsza... Na razie z tobą wygrywam... - tym razem stopniowo uśmiech wykwitł i na jej zabrudzonej twarzy.
- Heh! Bo stosujesz jakieś prawnicze sztuczki... - prychnął jej rozbawionym tonem.
- Jestem lepsza! Wygram z tobą! - tym razem wciąż mówiła cicho ale w tonie zabrzmiał ton ich rywalizacji sprzed dwóch dni. Nagle znów wróciła do niej mała, zawzięta wojowniczka jaką była gdy siadała za sterami wyimaginowanych maszyn.
- Taaa? Zobaczymy... Jak wszystko masz to idź się doprowadź do porządku. - rzekł do niej wciąż łagodnie. Choć ku jego zdziwieniu widząc przebłysk jej wyzwania na nowo odczuł to samo co ona. Jakby to było wczoraj to teraz pewnie oboje by wędrowali ku symulatorom by sprawdzić kto jest lepszy. Ale generalnie był zadowolony. Takie wspomnienie obecnie na pewno dałoby im odpowiednią siłę.
- Hej... Dziadek... - usłyszał za sobą jej głos. Tym razem dominowało w nim wahanie i jakby obawa. Odwrócił się do niej trochę zdziwiony i zaniepokojony. Powinna już być w środku i się przebierać. Nie mieli czasu. Ten ruch co widział wcześniej to jakichiś dwóch kolesi. Wcale nie miał zamiaru ich spotkać. Fiolecik przebrać się musiała bo nie mógł z nią wędrować w takim stanie. Pozwalał jej na to by zrobiła to sama bo na pewno poszłoby jej to szybciej, sprawniej i było mniej krępujące niż gdyby on miał to robić. Ponadto było oznaką szacunku i zaufania co mogło im się przydać później. Przynajmniej tak wyczytał w podręcznikach surwiwalowych jakie czasem czytał w intencji różnych lotniczo - morskich zainteresowań historycznych. No ale do cholery nie mieli całego dnia na te przebieranki...
- No? - spytał jej krótko. Miał nadzieję, że nic ważnego ani nagle nie zacznie robić scen.
- Ale jak ja będę się przebierać to co ty będziesz robił? - spytała jakby z whaniem.
- Ja? Poszukam czy nie ma tu czegoś potrzebnego. Wiesz, jakieś ubrania, może coś do jedzenia albo baterie. Przydadza nam się. Nie bój sie nie pędę podglądał, wolę trochę starsze. Wiesz, Dziadki wolą babcie i na odwrót. A co? - nie rozumiał jej pytania. Próbował sypnąć dowcipem czy ją uspokoić ale grał w ciemno nie mogąc zgadnąć o co jej chodzi. Bo widać było, że coś chce.
- Ale będziesz tu? Nie zostawisz mnie tu samej? - tym razem spytała z widocznym zdenerwowaniem i przejęciem. Podszedł do niej szybko i kleknął prze dnią kładąc uspakajająco dłonie na jej ramionach.
- Pewnie! Spoko, nie zostawię cię. Gdzie ja znajdę takiego drugiego pilota do walk co? No ale pospiesz się nie mamy czasu za dużo. - teraz dopiero załapał czego się bała. Nie miał zamiaru jej zostawiać więc nawet nie przyszło mu do głowy, że może go o to posądzać. Choć teraz faktycznie jej obawa wydawała się nie taka głupia. Uśmiechnął się do niej zachęcająco. Odpowiedziała uśmiechem ulgi i w końcu zniknęła za drzwiami.

Zabrał się za przeszukiwanie sklepu. Na poczatek wyjął z plecaka ładowarki i podłaczył i kamerę i aparat. Nie był pewny kiedy zdarzy mu się nastepna okazja. Niestety potwierdziło się to co zdawało mu się na pierwszy rzut oka. Jakby chciał poszpanić na lądzie markowym paskiem czy kupic torebkę dziewczynie to pewnie. Było co brać i to za darmola. Ale nic do jedzenia ani baterii. Wykorzystał moment gdy czekał na swoja partnerkę i dla wprawy maznął kolejne autorskie grafiti. To mu przypomniało o słowach tego kolesia z radia czy skądeś i rozejrzał sie za tymi niby napisami czy bazgrołami ale nic podejrzanego nie widział. Ot, splądrowany sklep.

W końcu usłyszał otwierane drzwi i stanęła pw nich przebrana i doprowadzona do porządku dziewczynka. Wyglądała zdecydowanie lepiej. Na swój widok oboje uśmiechnęli się do siebie. Najwyraźniej obópulny widok przyniósł im ulgę. Przywołał ją do siebie gestem.

- Słuchaj. Znalazłem tylko taką torbę. Weź ją. Jest materialowa więc nie szleści. Jak znajdziesz jakies cos do jedzenia, picia, baterie, ładowarki albo coś co może nam się przydac to to zgarnij dobra? Nie jedz niczego co est na wierzchu. Może być zatrute albo skażone. Jak jakies robactwo po czymś łazi albo jest podejrzenie, że łaziło to też. Może byc zepsute albo skażone. Na razie jest pusta to ją złóż i schowaj do kieszeni ok? Tu znalazłem ci bluzę. sobie tez jedną wziąłem. Zawiąż ją sobie w pasie. Na razie jest ciepło ale w nocy może być różnie. Wtedy się nimi przykryjemy jak kocem jeśli nic innego nie znajdziemy dobra? - mówił jej krótko i cicho choć lekko ponaglajacym tonem. Polecenia były dosć proste i raczej jakby ktoś miał chwile pomyslec pewnie sam by na to wpadł. No ale obecnie mogli nie mieć chwili pomyślec to mówił póki mógl. Ponadto czytał, ze ludzie mając coś na kształt planu czy wiedzy jak sie zachowac działają pewniej w każdej sytuacji. Maja się po prostu czego trzymać. Pat dość gładko przyjęła jego słowa i zdawała się pojmowac sprawę bez problemu.

- Teraz tak. Widzisz to? - rzekł wskazując na własne grafiti. - To moje. Zrobiłem jak się przebierałaś. To mój podpis. Znak, że jestem i zyję. Dla tych co sa tacy jak my. Masz tu moje inicjały, numer kabiny i że z pokładu głównego. Masz markera, wymyśl swój podpis. Cos prostego co można wszędzie szybko machnąć. - podał jej markera. Zdawała się pojmować o co ją prosi ale oczywiście...
- Ale to co ja mam narysować? Coś ładnego? - spytała z wahaniem jak typowy dzieciak na lekcji rysunków. Przymnknął oczy i wziął głebszy oddech. Odezwał się jednak spokojnie.
- Nie. Nic ładnego. Coś prostego. Inicjały chociaż. Tak by na przykład ja wiedział, że tu byłaś jakbyśmy się rozdzielili i cię szukał. - starał się mówić racjonalnie. Ci faceci co ich widział w pobliżu... Ciągnęli jakąś kobietę... Bezwładną kobietę zdaje się...
- A szukalbyś mnie jakbym ci zginęła? - indagowała go dalej podejrzanie uważnym i skupionym tonem.
- Pewnie! Jesteśmy partnerami no nie? Jak pilot i copilot no nie? We dwójkę zetrzelimy każdego no nie? Zgarniam kamery i spadamy. Masz 5 sekund, Bazgraj coś. - rzucił jej ponaglająco i ruszył ku swojemu plecakowi. Spakował tam jeden, skórzany pasek. Sam jeszcze do końca nie wiedział po co ale coś mu mówiło, że lepiej mieć jak nie mieć. Najwyżej wywali jakby co. Podobnie w międzyczasie wyciagał z kilku szortów i bermudów sznurki. Można było je powiązać w jeden. Na razie nie miał czasu ale może później. Jeszcze nie wiedział po co ale wolał mieć na wszelki wypadek coś takiego. Spakował z powrotem ładowarki i kamery do plecaka. Na wszelki wypadek odpalił aparat. Wciąż działal. Wrócił do Fiolecika akurat jak się oderwała od ściany z markerem w ręku.

- No i? Może być? Poznajesz? - spytała trochę w napięciu ale widac było, że pęcznieje z dumy i raczej oczekuje pochwały. Zerknął na jej dzieło. Zaskoczyła go. Namazała duże "V" a pomiedzy ramionami litery walnęła kropę. Przecięła ją dwoma poziomymi kreskami. Dolna była zdecydowanie dłuższa od górnej. I jeszcze jedna krótka pionowa do góry. Całość układała się mniej - więcej w sylwetkę przednią/tylną samolotu. Jej pytanie zasugerowało mu odpowiedź.
- To ten twój Sabre? - spojrzał na nią koso. Uśmiechając się.
- Nooo! - wypięła się wręcz dumnie zadowolona ze swojego dzieła i jego reakcji.
- Spoko. Krótkie i szybkie. - pochwalił ją. Wątpił by ktoś prócz takich zapaleńców jak oni zczaił o co kaman i pewnie wziął tą grafę z zwykłe "V" z jakimiś bazgrołami. To jednak mazanie ścian przypomniało mu o czymś.

Własciwie to miał uruchomiony aparat... Szybko gestem dał jej znać i zrobił jej fotkę na tle ich obu podpisów na ścianie. Robił bez flesza ale jakoś wyszło. Po chwili trzasnął jeszcze jedno tym razem im obojgu. Sprawdził jak wyszło i oczywiście musiał jej pokazać bo by się chyba nie opędził. Chcąc oszczędzać energię wyłaczył go zaraz potem.

- Słuchaj Fiolecik, a słyszałaś niedawno takiego kolesia? Valtena czy Walhera... Takie dziwne imie miał. Mówił coś o wymiarach i innych takich... - spytał ją. Był ciekaw czy tylko on go słyszał czy ona też. Nie mając pojęcia jak koleś zrobił ten trik bo nie posługiwał się żadnym znanym środkiem komunikacji więc nie był pewny jaki to ma zasięg.
- Tak, słyszałam. Ale on jakieś głupoty gadał i w ogóle trudne to było... I wiesz, nie byłam pewna czy to mi się zdawało czy nie to nie zwracałam na to uwagi... - rzekła trochę zmieszana.
- A własciwie czemu siedziałaś tam dwa dni w tym symulatorze? Nie mogłaś schować się gdzie indziej? - jakoś do niego z opóźnieniem ten fakt dotarł. Nie dopytał się czy była dwa dni w okolicy czy w samym symulatorze. Biorąc pod uwagę jej stan i kabiny było to możliwe. Ale nienaturalne. Nawet w tym sklepie byłoby chyba łatwiej przebytować te dwa dni.
- A bo gonił mnie jakiś potwór! Szukał mnie potem to się schowałam! I bałam się wyjść potem bo nie wiedziałam czy już sobie poszedł. - rzuciła mu krótko jednym tchem. Potwór musiał ją nieźle wystraszyć bo nawet teraz na jego wspomnienie rozejrzała się niespokojnie.
- Potwór? Jaki potwór? A jaki duży? Jak wyglądał? - starał się nie tracić rezonu jakby przez ostatnie dwa dni ciągle spotykał potwory. Ponadto mimo wszystko chciał się upewnić o czym mówią. W końcu rozmawiał z nieletnią, wyczerpaną dziewczynką.
- No jak jaszczurka. Tylko duża. Wiesz jak wyglądają warany z komodo? No to jak one tylko większa. - odpowiedziała całkiem konkretnie.
- Aha. No dobrze, więc że się tam schowałaś i cię nie dorwał. Choć, musimy już iść. - wyciągnął do niej rękę. Na plecach miał plecak a w drugiej ręce ten toporek strażacki. Wierzył jej. Ale myśl, że po pokładzie latają tu jakieś przerośnięte warany wcale mu się nie podobała. Jakby jakichś zarażonych z mackami i pająków w szybach było mało. I jakichś rabusiów czy szaleńców. Własnie...

- Słuchaj Fiolecik. Widzisz tamten sklep? - wskazał jej siekierą ten o który mu chodziło. - Tam teraz idziemy. Tam... Tam może ktoś być. Ale nie wiem kto to więc musimy być ostrożni. Oni niekoniecznie muszą być dla nas mili. I nie wiem ilu ich jest. Musimy być cicho. - rzekł do niej ostrożnie dobierając słowa. Wolał powiedzieć by choć z grubsza wiedziała na co się szykowac ale nie chciał jej straszyć na zapas.
- Mogą coś nam zrobić? Coś złego? - spytała całkiem trzeźwo dziewczynka.
- To mozliwe. Całkiem prawdopodobne. Jakby co to uciekaj, ja sobie poradzę ok? - przeniósł wzrok ze sklepu po drugiej stronie korytarza na nią. Nie zabrzmiało to chyba zbyt pewnie i dobrze ale nie chciał jej ściemniać.
- To czemu tam idziemy? - spytała zupełnie zwyczajnie i po prostu. Zdziwił się. W sumie dobre pytanie. Podręczniki surwiwalowe jako bazowy nakaz przyjmowały unikanie potencjalnie niebezpiecznych sytuacji. Tak naprawdę niewiele widział ale to co widział nie podobało mu się. Podejrzewał, że wygląd tych sklepów i okolicy to dzieło tamtych typków. I ta wleczona kobieta. Oznaczało to brak poszanowania dla zasad świata jaki zdaje się opuścili. Miał nadzieję, ze nie na dobre. A to wróżyło kłopoty. Ludzie pozbawieni cywilizacyjnych hamulców. W dziczy. Tak. Tak naprawdę powinni stąd spieprzać gdzie indziej. Powinni... Tylko ta wleczona kobieta... Ciemne długie włosy, długie nogi, zgrabna sylwetka... Dziwne ile człowiek jest w stanie zauważyć przez moment... Julka...

- Bo tam może byc ktoś kto potrzebuje naszej pomocy. Moja koleżanka. Nie jestem pewny. Ale musimy to sprawdzić. - wydusił z siebie w końcu. Aż do tego momentu się wahał i zwlekał z podjęciem decyzji. Wątpił by obyło się bez problemów. Nawet jakby ich tam tylko tych dwóch było a wcale nie było powiedziane, że w środku było dwóch. Na dobrą strony z odległości jaką widział scenę to nawet nie widział twarzy tej wleczonej dziewczyny. Ryzykować wpierdol, przynajmniej wpierdol, dla obcej laski? To tylko na filmach się ładnie kończy. Ale... Ale jeśli to ona? Ponadto sumienie by go potem zeżarło jakby teraz zwiał. No i Fiolecik. W momecnie gdy wypowiedział te słowa na głos to tak jakby zawarł dila. Jakby dał słowo. Reszta świata była nieważna. Ważne było słowo. Ślowo dane sobie samemu.

- Dawaj. Idziemy. I miej oczy i uszy otwarte ale usta zamknięte dobra? - gdy zobaczył kiwnięcie fioletowowlosej główki złapał ją za rekę i ruszyli do podejrzanego sklepu. Przebyli nerwowym truchtem otwarą przestzreń korytarza. Znalexli się przy ścianie ze sklepem. Udało im sie bez przeszkód dotrzeć do w pobliże sklepu. Zbliżył usta do ucha dziewczynki i szepnął jej.

- Patrz do tyłu i dookoła. Jakby ktoś szedł to szarpnij mnie za pasek. Ja sprawdzę co jest w środku. - zawahał się nim powiedział nastepne zdanie. - Weź mój plecak. Jeśli mnie złapią nie będa wiedzieć o tobie więc uciekaj. - to mówiąc zdjął i podał jej plecak. To co miał w środku i tak chyba by mu sie nie przydało w razie potrzeby. A w razie wpadki lepiej by Fiolecik miała z tego porzytek niż jacyś gangerzy. Spojrzał na nią. W milczeniu i posłusznie wzięla jego rzeczy ale gdy odzwajemniła spojrzenie widział strach w jej oczach. Choć trzymała się naprawdę dzielnie.

Klepnął ja przyjacielsko w ramię i posłał jej łobuzerski usmieszek razem z wesołym puszczeniem oczka. Mocniej chwycił swój toporek pokazując jej, że nie jest bezbronny. W efekcie odwzajemniła mu uśmiech. Podniosła nawe dłoń złożoną na płasko i poafalowała nią na boki. Prychnął niemo w rozbawieniu. Symulowała dłonia ruch samoloty gdy piloci machali skrzydłami maszyn na znak zwycięstwa nad wrogiem gdy wracali do bazy. Spojrzał na nią po raz ostatni i odwrócił się do niej plecami. Zostało mu ostatnie pare kroków do sklepu. Czuł, że nerwy ma napiete jak struny. Patrząc pod nogi by nie narobić hałasu skradał się wzdłuż ściany. Zatrzymał się tuż przed krawędzią bacząc by cień go nie zdradził zamarł. Przed wejściem musiał wiedzieć co tylko było możliwe. Nasłuchiwał.
 
Pipboy79 jest offline