Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-05-2014, 01:50   #115
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Ulga którą poczuła słysząc Rodrigueza sprawiła, że chciało się jej wyć z radości. Nastawiona na najgorsze nie spodziewała się ratunku, nie w taki sposób. Cholerny meks brzmiał tak, jakby na dobre pożegnał się ze zdrowym rozsądkiem, pozwalając dojść do głosu najbardziej pierwotnej części swojej kaktusiej jaźni. Nie wróżyło to dobrze zarówno dla Julii, jak i dla otoczenia. Ważne jednak że żył i najwyraźniej miał się dobrze, skoro reszta niewyżytych skurwysynów tytułowała go “per szefie”. Co to się porobiło…
- Zejdź ze mnie - jęknęła, łapiąc głębszy oddech. Musiała kilka razy odkaszlnąć, żeby pozbyć się z ust smaku starej szmaty, a gdy to zrobiła potok słów wylał się z niej, nim zdążyła pomyśleć “bądź ostrożna” - Obudziłam się, a ciebie nie było. Cholera, cariño…gdzie ty się podziałeś, nie jesteś ranny? W pokoju grasowały jakieś mackowate potwory, pierdolone facehuggery z Obcego! Bałam się, że coś ci zrobiły więc zaczęłam cię szukać. Co tu się kurwa dzieje, kim są ci ludzie i dlaczego statek wygląda jakby zamieszkała w nim banda kanałowych żuli?

- Wszytko się dokumentnie popierdoliło chica - powiedział Diego nożem uwalniając ją jednak z więzów. - całkowicie.Okręt dryfuje pośród jakiejś mgły od, kurwa, sam już nie wiem od ilu miesięcy. Wszyscy albo zginęli, albo przepadli. Myślałem, że ciebie też coś zaciukało. Żeby przeżyć, trzeba być drapieżnikiem.

Radość dziewczyny prysnęła momentalnie, przebita igłą wątpliwości. Podniosła się szybko z barłogu, rozcierając obolałe nadgarstki. Ostatnio zbyt często dawała się krępować różnym, agresywnym typom - bardzo brzydka przypadłość. Stanęła naprzeciwko meksa i przytuliła się do niego, nie bacząc na to, że oboje śmierdzą jakby myli się pod kliniką aborcyjną.
- Miesiące? - spytała, chcąc się upewnić czy dobrze usłyszała. Przecież to niemożliwe, obudziła się bodajże godzinę-dwie temu! Słowa Rodrigueza nie miały sensu...choć z drugiej strony żywe cienie też nie należały do rzeczy sensownych, a przecież miała wątpliwą przyjemność spotkać jedno takie dziwadło. Słyszała jego głos, widziała jak płonie…Miesiące, może i prawda. Tak długi okres czasu tłumaczyłby dewastację i ogólny burdel panujący na pokładzie - Jak to się wszystko zaczęło?

- Nie pamiętam. Po prostu był jakiś burdel. Wszystko zatarło mi się w pamięci. Nawet twoja twarz.
Potarł brudną ręką twarz. Miał poczerniałe, pogryzione paznokcie.
- Jesteś głodna? Niedawno moi myśliwi upolowali jedną dziwkę ukrywającą się pokład niżej.

Julia pozostała na swoim miejscu, udało się jej nawet nie drgnąć. Najpierw tekst o przeżyciu i drapieżnikach, teraz posiłek i jakaś biedna dziewczyna, złapana przez bandę...o kurwa. Skoro żyli tu już tyle czasu musieli coś jeść. Żołądek podszedł jej do gardła, przełknęła więc ślinę, spychając upierdliwy organ na właściwe miejsce.
- Twoi myśliwi - wychrypiała gdzieś na wysokości meksowego obojczyka - Zostałeś kierownikiem tego bajzlu?

- Trzęsę tymi złamasami, jak stara putacyckami. A jak - pokraśniał z dumy.

- Zuch chłopak! Każ tym jełopom oddać moją torbę, ciągle mam gdzieś na dnie trochę koksu - zachichotała, kiwając głową. Grunt to umieć się odnaleźć w każdej sytuacji, nawet na dnie piekła. Niesiona nagłym przypływem czarnego humoru już miała prosić o kąpiel w kotle z wrzącym olejem i opalanie nad węglami, ale w porę ugryzła się w język. Jeszcze by się okazało, że cholerny meks ma podobne atrakcje w swoim repertuarze. Lepiej nie drażnić lwa, nawet takiego, którego się dobrze zna...a raczej znało. Niczego nie mogła być pewna.

Cała sytuacja wydawała się Julii mocno irracjonalna. Tkwiła w koszmarze pośrodku oceanu, na statku pełnym potworów, zjaw oraz kanibali...i co robiła? Ucinała sobie kurtuazyjną pogawędkę z jednym z nich, nabierając przy okazji coraz większej ochoty, by go przelecieć.
O tak, definitywnie była szurnięta - to proste stwierdzenie przyniosło dziewczynie ukojenie. Swoje zdrowie psychiczne kwestionowała non stop od momentu przebudzenia w kajucie. Ciągle zastanawiała się czy przypadkiem nie wylądowała w pokoju bez klamek smarując gównem po ścianach, a cały ten rejs nie odbywał się wyłącznie wewnątrz jej głowy. Skoro już przyjęła do wiadomości, że jest wariatką, mogła zacząć kombinować jak wydostać z tej kabały siebie i Rodrigueza. Od odrobiny myślenia jeszcze nikt nie utył.
- Cariño, próbowałeś dostać się na mostek i nawiązać łączność ze światem zewnętrznym? - spytała, drapiąc go leniwie po brudnym włosach - Druga sprawa: kojarzysz typa nazwiskiem Paavo? Obiło mi się o uszy, że ten pendejo może wiedzieć o co tu, do kurwy nędzy, chodzi. Trzeba go znaleźć i przycisnąć.

- Mostku, dziewczyno nie ma. Zapomnij o nim. Kto tam idzie, ginie bez wieści. A co do tego Paavo, szukamy typka od kilku godzin. Przetrząsamy statek, tam gdzie się da narażając na ataki Bermudów.

- Jakaś konkurencyjna grupa, czy...coś innego? - mruknęła cicho, mając na myśli tych całych “bermudów”. Diego raczej nie trząsłby dupskiem przed krwiożerczymi spodenkami - Dawaj, walnij mnie przez łeb dobrą nowiną. Latałam na waleta, z nożem w zębach polując na pierdolone morski pająki. Ucięłam też sobie pogawędkę z cieniem, złą siostrą-bliźniaczką, chuj wie. Naprawdę, nic mnie już nie zdziwi. Dobrze wiedzieć zawczasu jakie atrakcje przewidział przewoźnik i odpowiednio się przygotować. Pająki da się zabić, cienie uciekają przed ogniem...tylko trzeba uważać na systemy przeciwpożarowe. Na wszystko jest metoda. Trzeba odnaleźć te cholerne wskazówki, nie ma co siedzieć i zamulać.

Musiała się czymś zająć, skupić uwagę na działaniu. Wszystko, byleby tylko nie zacząć rozmyślać nad beznadziejnością sytuacji i tym, że robiła się głodna. Powrót na zalane korytarze statku był ostatnim czego sobie życzyła, ale teraz nie była sama. Wreszcie Julia znalazła kogoś, kto będzie uważał na jej plecy i podniesie za kark jeśli się potknie, przynajmniej miała taką nadzieję.

- Opuszczenie bezpiecznych kryjówek to wielkie ryzyko.Ludzie znikają. Dosłownie. - uspokajał ją.

Dużo się zmieniło, nie tylko w zachowaniu Diego, ale i w jego drzewku priorytetów życiowych. Kiedyś lał na niebezpieczeństwo, prąc przed siebie z uporem osła i agresją pit bulla. Najpierw robił, potem myślał, pakując się w kłopoty bez mrugnięcia okiem. Teraz jednak starał się zachować rozwagę - coś nowego i niepokojącego. Musiało być naprawdę źle, skoro zaczął się bać.

Najchętniej J.J. ruszyłaby od razu, ale sama nie miała czego szukać. Zdążyła się już przekonać jak kończą się samotne eskapady i tylko cud uratował ją przed gwałtowną śmiercią w męczarniach, zjedzeniem żywcem, oraz gwałtem grupowym. Zamiast dalej drążyć temat i rozbijać się o kolejne mury racjonalizmu, obrała inną metodę. Wspięła się na palce, zarzucając ramiona na szyję meksa.
- Tęskniłam za tobą - wymruczała mu do ucha, muskając ciepłym oddechem napiętą skórę. Znała go jak zły szeląg, wiedziała doskonale co lubi najbardziej. Umiała wykorzystać jego słabości, by dostać co chciała. Wymagało to odrobiny pracy, ale rezultaty warte były zachodu. Cel uświęca środki, a jeśli miała przeżyć, potrzebowała pomocy Rodrigueza. Cholerny meks bardzo chciał jej pomóc, tylko jeszcze o tym nie wiedział.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 31-05-2014 o 01:54.
Zombianna jest offline