Walter cieszył się w duchu, kiedy dwójka uciekinierów przekroczyła skromną bramę palisady i bezpiecznie odetchnęła z ulgą za plecami krasnoludów i kilku innych osób, które wybiegły im na przeciw. Paskudny mutant, który zapomniał o zdrowym rozsądku zapuścił się w swej pogoni zdecydowanie za daleko. W takiej chwili obrońcy wioski dali ponieść się tym mroczniejszym emocjom, dopadając stwora niczym wygłodniała wataha, osamotnionego zwierza. Druga krzyczał o biciu, zabiciu i mordowaniu. Walter nie potrzebował motywacji by wprowadzić skromny plan kamrata w życie. Dwuręczny kilof nie był zbyt finezyjnym orężem. Krasnolud nie potrafił z nim tańczyć niby szermierz ani siać spustoszenia z odległości jak strzelec za sprawą łuku, ale w prostocie tej broni było coś, co dawało brodatemu górnikowi odrobinę komfortu psychicznego. Dość srogi zasięg kilofa, oraz siła jego własnych mięśni sprawiły, że w rękach takiego osobnika jak Walter zwykły kilof stawał się śmiercionośnym narzędziem, równie skutecznym co miecz w ręku Drugi, czy łuk w ręku Sorena. Mutant nie miał żadnych szans. Kompani dopadli nieszczęśnika w trymida. Walter był tym, który dosłownie przypieczętował los nieszczęśnika. Szpiczasty kraniec kilofa trafił w nogę stwora a kilka sekund później któryś z kamratów oddzielił paskudną głowę od reszty truchła. Górnik wytarł łysą czaszkę z potu i rozejrzał się dookoła. Kilku mieszkańców wraz z Ulfnarem rzucili się w pogoń za kolejnym mutantem. Oby nie skończyli tak jak ten mutant, który jeszcze dygotał krwawiąc obficie.
__________________ A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny! |