Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-06-2014, 07:38   #133
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację







Ragnacar posłusznie opowiedział Mikkelowi, że odszedł ze wsi nie mówiąc o tym nikomu, w tym samym czasie co syn Thoralda. Okazało się, że chłopak uczepił się burty łodzi, a że była to duża barka o płaskim dnie, to zdołał umknął uwadze wszystkich. Mówiąc o tym choć nie chwalił się, to nie można było nie zauważyć odrobiny dumy w tym wyczynie. W trzcinach zachodniego brzegu odczekał aż łódź odpłynie a Mikkel oddali się na tyle, aby chłopak mógł podążać za nim niezauważony. Zabrał ze sobą skórzany worek z nożem, sznurek z haczykiem na ryby oraz łuk z tuzinem własnoręcznie zrobionych strzał, z których był nad wyraz zadowolony, tym bardziej, że miały nowe pióra ścięte na dalijski styl, który albo musiał zaobserwować u Bardyjczyków, lub była w tym ręka Fanny. Helgmuta nie widział a na drugim brzegu był już zeszłego roku podczas polowań na Ponure Jastrzębie, na które mieszkańcy Kamiennego Brodu wyruszali razem z klanami Górskiego Grodu corocznie. Ptaszyska zostawione samym sobie rosły w siłę będąc utrapieniem nie tylko trzód pasterskich, ale i małych dzieci. W większej liczbie stanowiły zagrożenie mniejszym grupom wędrowców. Polowanie odbywało sie w okolicach środkowych bagien doliny, gdzie te monstrulane, mięsożercze ptaki niegardzące padliną występowały najliczniej.

A znał tę dziką dolinę, jak sie okazało, przede wszystkim z opowiadań wędrowców oraz Starszych. Podobno zabity Ratfic często opowiadał o tych stronach, gdyż schodzący w dolinę mieszkańcy grodu, mieli u podnóża Gór Mglistych swe pastwiska. O wilczym lesie słyszał wiele opowieści lecz najbardziej podobały mu się te o Górskim Grodzie i bardzo sie ucieszył, gdy Mikkel poprosił o opowieść.

Co prawda chłopak nigdy w Górach Mglistych nie był, to okazał się być bardzo dobrym gawędziarzem. Dziwnie to kontrastowało z jego raczej cichym i milczącym stylem bycia na co dzień, lecz widząc potrzeba było czasu by chłopak sie przełamywał i otwierał przed ludźmi. Teraz, gdy Ragnacar zaczynał mówić, syn Thorlada nie mógł nie zauważyć, że chłopak nosi w sobie ciekawość i tęsknotę do odległych krain miejsc i kultur, choćby były one zaledwie kilka dni drogi od jego domu, oddzielone jedną rzeką i bagnem.

Wedle opowieści chłopaka, ufortyfikowana osada, leżała w górach, z zachodu przytulona do skały i okolona ze wschodu silnie rwącą, górska rzeką. Jedynym przystępem do rzeki był most wzniesiony przez górali. Budowla była wąski o szerokości pojedynczego wozu, a wiódł ku niemu górskiego szlak. Przy drodze ciągnęły się liczne rzeźbione kamienie miały ochraniać przed wrogami i złymi duchami. Koryto rzeki było strome i na dodatek obwarowane na krawędziach brzegów ostro zakończonymi głazami, utrudniającymi jej sforsowanie.

Po przekroczeniu mostu wędrowcy, aby dostac sie do środka musieli przejść przez Dom Strażnika Wrót Górskiego Brodu. Chłopak zastanowił się przez chwilę szukając czegoś w pamięci a potem nazwawszy owego woja Beralandem przemówił obniżonym o kilka oktaw głosem:

- Zostańcie gdzie jesteście, obcy wędrowcy. Podróż zawiodła was do naszego Długiego Domu. W imieniu Hartfasta, wodza Domu Górskiego Grodu wiedzieć musze kim jesteście.

Podobno był nim stary wojownik, który służył jeszcze za młody dziadowi Hartfasta syna Hartmuta.
W jego domu, wedle słów Ragnacara, podróżnicy, którzy nie byli Leśnymi Ludźmi o dobrej reputacji, musieli zostawić swój oręż pod opieką Strażnika Wrót lub w przeciwnym razie zawrócić z powrotem w kierunku z którego przyszli.

Długi Dom Górskiego Grodu był podobno obszerny a ogień w nim płonący nie mógł zgasnąć, gdyż przepowiedzieć to miałoby zagładę klanu. Płonąc więc wiecznie strzeżony przez górali.
Co ciekawe chłopak mówił również o kopalni, w której ludzie gór wydobywali cenne metale, z których można było wyrabiac miecze, zbroje a nawet i takie do kuchennych naczyń i ozdób.
Wysoka wieża górowała na szczycie wyrastającej z osady skały. Wedle legendy wzniósł jeden z wielkich wodzów klanu Górskich Ludzi, którego córka okrzyknięto najpiękniejszą niewiastą Dzikich Krajów. dziewczyna rzuciła się ze szczytu, gdy jej ukochany zginął w bitwie z krasnoludami a jej ciała nikt nigdy nie odnalazł.
Ragnacar mówił, że wódz grodu, Hartfast syn Hartuta jest wielkim wojem. Spłodził pięciu synów i siedem córek oraz posiada niezliczoną rzeszę wnuków, zbyt dużą by chciał wszystkie zliczyć i spamiętać z imienia.

Chudzielec powiedział, że aby wyruszyć ku Górskiemu Grodowi, należy cofnąć się pół dnia drogi, gdyż szlak ku niej omija bagna, które rozpościerają się stąd ku południu i na zachód ku środku doliny.

- Oderic nigdy nie wyruszyłby do ojczystego domu Rathfica. – powiedział ostrożnie jakby odczytał myśli MIkkela. – Czeka go tam tylko śmierć.

Ślady z obozowiska, w którym obozował kilka dni wcześniej jeden wędrowiec, a w połamanym nożu Ragnacar rozpoznał robotę ich wiejskiego kowala, który zdobił ostrza dobrze znanymi wszystkim runami.
A trop stóp Oderica wiódł dalej na południe wzdłuż Anduiny.

Mikkel z Ragnacarem szykowali się do wędrówki, gdy kos przyspieszył do swego przyjaciela dając do zrozumienia, że w okolicy jest ktoś obcy wędrując godzinę wędrówki na wschód ,w tym samym kierunku co oni, lecz bliżej koryta rzeki.

Syn Thoralda wątpił w to, że mógłby to być Oderic, który wyprzedzał ich co najmniej o dwa dni drogi na południe. Podziękował jednak skrzydlatemu druhowi i zarządził wymarsz tropem śladów zbiega.

W południe Mikkel z chłopakiem zobaczyli zbliżającego się ku nim wędrowca. Juz z oddali syn Thoralda rozpoznał w nim człowieka lasu, na co wskazywał charakterystyczny Lesnym Ludziom styl preferowanego ubioru, zwłaszcza szczególny tym, wychowanym w Morcznej Puszczy.
Zarośnięty bujna brodą traper o kędzierzawych włosach podniós rekę w przyjacielskim geście powitania.
Po skrócony dystansie, ciężko powiedzieć, który z nich pierwszy rozpoznał w drugim znajomą twarz.









Rathar nie miał większych problemów z tropieniem Otberta. Jeog ślad był wyraźny i świeży, jak gdyby zbir bardziej ponad zacieranie śladów dbał o jak najrychlejsze oddalenie się z okolicy. Nawet nie kluczył w okolicy po kamieniach i podmokłym terenie lecz parł prosto na południowy-zachód, więc gdy Wszędobylski tracił znaki jego przemarszu, odnajdywał je później zwyczajnie trzymając się obranego kierunku.

Drugiego dnia wędrówki morderczego tempa, które sobie narzucił widząc, że zbite kolano nie dokucza mu już wcale, zobaczył w oddali na horyzoncie samotnego wędrowca.

Góral wkładał całą swoją wiedzę myśliwską podchodząc Leśnego Człowieka, bo , że samotnym wędrowcem przed nim był Otbert, to nie miał żadnych wątpliwości. Zbójowi było spieszno, bo wędrował bez przystanków i Wszędobylski czuł znużenie, tym większe, że na złapanie uciekiniera musiał albo czekać na rozbicie przez niego obozu lub porzucić ukrycie i otwarcie rzucić się w szaloną gonitwę, w której miałoby sie okazać, kto jest lepszym biegaczem oraz skuteczniej korzysta w broni dystansowej.

Kiedy słońce było w zenicie, a dystans do Leśnego Człowieka skrócił się do kilkuset stóp dzięki wysokim trawom, Rathar po pokonaniu przez wroga krawędzi wzgórza, widział w tym szansę na skrócenie odległości na tyle, aby w końcu wyrównać rachunki. Rzucił się biegiem w otwartym terenie wbiegając po zboczu. Gdy zdyszany zbliżał się do szczytu usłyszał niezrozumiałe do zrozumienia przez odległość, lecz z pewnością wypowiadane nie przez orka, dwa słowa. Wyjrzawszy zobaczył nie tylko Otberta oddalonego na równinie o ponad setkę kroków, ale również stojącego dalej Mikkela obok rumaka, którego dosiadał jakiś młodzian.










Leśny Człowiek podchodził do Mikkela i młodego Beorneńczyka uważnie, nie robiąc żadnych groźnych ruchów. Za pasem miał zatknięty mały topór do rzucania a na plecach długotrzoniasty o znacznie większym ostrzu. Łuk i kołczan strzał dopełniał reszty uzbrojenia, które zauważył Dalijczyk u człowieka, którego spotkał wraz z przyjaciółmi zeszłego roku, a którego podczas ich ostatniego spotkania zostawił przywiązanego do drzewa.

Otbert szedł w odległości dwóch tuzinów kroków, rozpoznając w Mikkelu znajomego Bardyjczyka, nie specjalnie spiesząc się na spotkanie. Nie spuszczał z rycerza wzroku i utrzymywał dystans a uśmiech zniknął z jego twarzy.

- Piękny dzień! – krzyknął idąc wniósłszy obie ręce ku niebu jakby chciał objąć słońce.





 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline