Oswald nie sądził, by przesłuchiwany mutant kłamał.
Ilość stworów, jakie nagle pojawiły się w okolicy, zdawała się świadczyć na korzyść przesłuchiwanego.
A to zwiastowało kłopoty. Duże kłopoty. I dla wioski, i dla okolicy.
- Jeśli te mutanty lazły tu dwa dni - powiedział, gdy ciało mutanta płonęło na stosie - to pomyślcie sobie, jaki zasięg ma to wezwanie. Dwa dni drogi. Co najmniej. A na dodatek, dopóki zew nie ustanie, będzie przywoływać każdego mutanta, nawet takiego, co jest kawał drogi stąd. Będzie ich coraz więcej i więcej.
- Trzeba, jak rzekł Druga, sprawdzić, co się dzieje i, jeśli się da, uciszyć to coś, co woła.
- Też pójdę - dodał. |