Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-06-2014, 23:09   #107
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Julia Darlington, Margaret Twisleton i Sir Roger Attenborough


Gdzieś w oddali, jednakże bliżej niż poprzednio, usłyszeli znajomy, rechotliwy głos. Było pewne, że mały, złośliwy leprechaun w zielonym kubraczku i butelką whiskey musi być gdzieś w pobliżu.
Wiatr się wzmógł. Niebo pociemniało jeszcze bardziej. Wiekowe drzewo zatrzeszczało pod naporem wiatru.
Kolejny podmuch i poleciało na nich kilka złamanych gałęzi. Nie jakiś tam małych patyczków, ale konarów grubości ludzkiej ręki. Musieli bardzo uważać, żeby nie dostać jednym z nich.
I jeszcze jeden podmuch, który zapierał dech w piersiach i uniemożliwiał rozmowę.
Sir Attenborough wziął chłopaka na ręce, wszak był jedynym mężczyzną w tym towarzystwie i do tego dżentelmenem z krwi i kości. Spojrzał przy tym pytająco na pannę Darlington.
To właśnie Jeames Darlington miał stanowić tę część połączenia między tym a tamtym światem, które znajdowała się w świecie realnym. Julia Darlington natomiast składową ze świata duchowego. Więzy krwi, a także silne więzy emocjonalne jakie utrzymywały się miedzy rodzeństwem miały zagwarantować skuteczność tego połączenia. Niestety w całym tym pośpiechu nie omówiono szczegółów dotyczących owego połączenia.
Pani Twisleton również zawiesiła swój wzrok na młodej dziedziczce. Czas naglił. Rozjuszone siły natury ukazywały swoją potęgę coraz bardziej im zagrażając.
Zabawy z pogoda jakie przyszło im obserwować w rezydencji Etheringtownów były niczym dziecinna igraszka w porównaniu z tym co teraz się działo wokół nich. Ktoś, kto rozpętał ten spektakl nie szczęścił sił i mocy, żeby udowodnić swoją potęgę niszcząc ich przy okazji.

Aoife O'Brian

Zemsta jest rozkoszą bogów. Tak powiadają. Co to jest rozkosz, to Aoife wiedziała doskonale. Jednak to co w tej chwili czuła w żaden sposób nie przypominało jej. Absolutnie i bezspornie. W tej chwili Aoife O’Brian nie czuła nic. Nic, a nic. Pamiętała ze szkółki niedzielnie to co mówił im ojciec Ó Súilleabháin na temat raju. O niewysłowionej ekstazie jaką daje człowiekowi pobyt w tamtym miejscu. Duchowny roztaczał przed nimi wizję cudownego miejsca, gdzie wyzbyci swoich ziemskich pragnień ludzie zaznają pełni szczęścia. Jakiś czas później magini doszła do wniosku, że raj musi być strasznie nudny. To by,o tuż po tym gdy odkryła ziemskie rozkosze ciała.
Więc chyba znalazła się w raju katolików.
A przecież ona miała jeszcze tyle do zrobienia.
Nath.
On trzymał ją jeszcze tego ziemskiego padołu i on nie pozwolił zostać jej w tym jakże nudnym miejscu jakim miał być raj.
Biegła, nie mknęła niczym błyskawica w poszukiwaniu porucznika Rao.
Trochę jej to zajęło, ale go odnalazła. Był razem z bratem Julii i doktorem Bennettem. James Darlington gorączkowo szukał swojej siostry. Widziała to w bruzdach na jego twarzy.
Nath też był skupiony i chyba Bennett też. Nie ulegało wątpliwości, że składają jakiś skomplikowany rytuał.

Aoife widziała też Julię. I pozostałych. Mieli już chłopaka. Ale sytuacja w jakiej się znajdowali nie była godna pozazdroszczenia. Szalejąca wokół nich burza, zaciskająca swoją złowieszczą pętle nie wróżyła nic dobrego.
Nie trudno zatem było się domyślić, że trzej mężczyźni po tej stronie rzeczywistości starają się ściągnąć czwórkę w opałach do siebie.

Julia Darlington, Margaret Twisleton i Sir Roger Attenborough

Udało się. Dosłownie w ostatniej chwili, ale się udało. Julia Darlington nawiązała kontakt z bratem i porucznik Rao przeciągnął wszystkich dosłownie na chwilę przed tym jak szalejąca wokół nich burza zagroziła im bezpośrednio. Jej moc poczuli jednak na własnej skórze, wszyscy. Silny podmuch powalił ich na ziemię. Dobrze, że skończyło się tylko na potarganych włosach i kilku siniakach. Mieli jednak chłopaka ze sobą.
Doktor Bennett dokonawszy wstępnych oględzin zawyrokował, że młody Etherington ma się dobrze. W tym samym czasie James Darlington rzucił się w pogoń za końmi, które przestraszone nagłym i silnym podmuchem zerwały się i uciekły. Nie zajęło mu dużo czasu sprowadzanie ich z powrotem.
- Możemy wracać. - Powiedział kultysta podając po kolei cugle.
- Jedźcie. - Porucznik Rao odmówił przyjęcia cugli ruchem ręki. - Ja u jeszcze chwilę zostanę.
I tylko Julia Darlingotn domyślała się co jest przyczyną takiej decyzji.
Delikatne muśniecie na policzku jaki bez wątpienia zostawiła jej Aoife na pożegnanie. Tylko tyle i aż tyle.
Obecność Irlandki Angielka wyczuła już wcześniej. A teraz nabrała pewności, że to płomiennowłosa O’Brian z niewyparzonym językiem dopomogła jej gdy tak bezskutecznie szukała brata.

Aoife O'Brian

Pożegnania. Łzawe scenki laleczek z dobrych domów. to nie było w jej stylu.
Ale jednak stała tam na przeciwko porucznika wojsk Jego Królewskiej Mości. Stała i patrzyła się w jego twarz, tak jak on w jej. Chociaż była pewna, że jej nie widzi. Może wyczuwa.
Z Julią pożegnała się przed chwilą. Ostatni raz dotykając jej aksamitnej skóry. Po czym odprowadziła lady Darlington wzrokiem by móc pozostać sam na sam z Mówcą Marzeń.
Trwali tak w milczeniu dłuższą chwilę. Aoife O’Brian czuła jak stopniowo zanika. Jej zmienione ciało robiło się coraz bladsze i bladsze, aż w końcu zniknęło zupełnie, a ona sama znalazła się w raju dla katolików.

Julia Darlington, Margaret Twisleton i Sir Roger Attenborough


Gdy dotarli do posiadłości Etheringtonów przeżyli coś jakby deja vu. Pełno kręconej się policji. Ostatnio jakby stróże prawa upodobali sobie te posiadłość.
Przed wejściem Sherlock Holems z Bath, jak go złośliwie nazywali podwładni, pocieszał lady Etherington. Kobieta głośno lamentowała nad utraconą miłością swojego życia. A robiła to tak popisowo, że nawet nie zauważyła swojego potomka, którego przyprowadzili ze sobą. Lloyda szybko zabrała też jedna ze służących, czemu przyklasnął sam Bennett.
Od owej służącej mogli się dowiedzieć, że sir Etherington został zamordowany i to jego właśnie tak opłakiwała Sylivia. A dała prawdziwy popis swoich zdolności aktorskich. Można było się nabrać.

Niestety śmierć gospodarza przekreśliła palny wyciągnięcia z niego informacji. W obecnej sytuacji nawet pomysł przywołania jego ducha wydawał się niewłaściwy. Zwłaszcza, że zaproszeni goście zostali grzecznie acz stanowczo poproszeni o o puszczenie jak najszybciej rezydencji.
Być może kiedy indziej dane im będzie rozwiązać zagadkę demona z jaskini.

KONIEC
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline