Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-06-2014, 21:29   #201
obce
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację
Mech pod jej stopami jest ciepły jak żywe ciało, szelest liści przypomina dźwięk ślizgającego się po piasku węża - mieszkającego pośród cieni, którego ruch dostrzec można jedynie kątem oka. Irga niemal słyszy melodię głosu Orlego snującego jedną z wielu opowieści o wiju i sokole, o kruku, kocie i trzech niebieskich kamieniach, o wszystkich tych rzeczach, które kiedyś zdawały się baśnią odległą jak zapomniany sen. Niemal czuje jego obecność. Tu, po drugiej stronie. Tu, gdzie mieszkają tylko zmarli. I dopiero tu zdaje sobie sprawę jak bardzo za nim tęskniła, jak bardzo tęskniła za wszystkimi, którzy odeszli. I którzy teraz zdają się być tak blisko, na uderzenie serca, na wyciągnięcie ręki, oddaleni jedynie jednym mrugnięciem powiek. Kątem oka prawie widzi cienie ich wątłych sylwetek, tuż na granicy pola widzenia.

Nie czuje już tej tęsknoty.
Wszystko jest tu lekkie, pozbawione ciężaru.
Upija się euforią, strachem i zagubieniem.
Tym złudzeniem, które podsuwa jej Drugi Świat.

Jak wtedy, gdy nurkowała w jeziorze podczas nowiu, gdy szukała jaskini ukrytej na jego dnie. Gdy jak Halle szukała Oka Węża, okrągłej jak księżyc perły. Gdy jak Halle bała się, że Rihti ją zobaczy. Gdy góra myliła się dołem. Gdy niebo było ciemne jak czerń wody. Gdy brakło jej oddechu, gdy nie była pewna, że będzie potrafiła odnaleźć drogę.

Zapiera stopy o ziemię i są one długie i młode.
Prostuje plecy i są one proste i silne.
Rozpościera ramiona i widzi, że są gładkie i mocne. Mogłaby nimi objąć cały świat.

Nie pamięta, gdy czuła się tak młoda.

Wypluwa na dłoń rzemień - odbicie swojej kotwicy - wciąż oblepiony smakiem krwi szamana i jadu. Przesuwa językiem po wargach i szczerzy zęby w złym uśmiechu. I woła go. Woła dźwięcznym, jasnym głosem. Woła go na drugą stronę, wabi do siebie, przyzywa Wilczego Syna o oczach jak dwa kawałki stali. Kontynuuje to, co rozpoczęła jeszcze w cieniu zewnętrznych murów Trudu - zaklina jego śmierć.


* * *


Jej oczy widziały dwa różne światy.

Powinna mieć mdłości od tego rozdwojenia. Od tego falowania obrazów, ich zlewania się i rozchodzenia, których rytmu nie wyznaczała jej wola, ale niepojęte dla niej prawo. W jednej sekundzie zielonoigłe sosny były jedynie sosnami, w drugiej widziała, że są czymś zupełnie odmiennym, czymś obcym jej rozumieniu i językowi. Jak chochoł przybrany ubrankami i obciętymi włosami prawdziwego dziecka.

Pamiętała słowa szamana - gdy pojmie naturę chochoła, będzie dla niej zbyt późno, by wrócić. Gdy zrozumie prawdę kryjącą się za Zasłoną nie będzie dla niej powrotu.

Niebo przybrało obcą, niepokojącą barwę, znaną i nieznaną jednocześnie. I minęła długa chwila nim przywołała blaknące wspomnienie z pogranicza snu i jawy - to był kolor oczu Orlego, gdy pogrążał się w transie; to był kolor oczu żercy, gdy odbijał się w nich świat ukryty za Zasłoną.

Orli… Czy i jego mogłaby znaleźć gdyby zaszła dalej, zeszła głębiej?

Odchyliła głowę do tyłu i czarny jak smoła, ciężki od ozdób z drewna i kości warkocz otarł się o jej uda. Zamknęła powieki i pozwoliła krwi szamana zatętnić w jej żyłach.

Czuła ciepło rozlewające się po jej młodym ciele - pulsujące, przetaczające się w niej kolejnymi falami gorąca. Czuła promienie obcego, przedziwnego słońca, które równie dobrze mogło być księżycem lub gwiazdą; tkwiącego nieruchomo na równie przedziwnym niebie jak przybita szpilką do wymiętej tkaniny ćma, pozbawionego blasku, podeszłego żółcią jak oko chorego człowieka. Wsłuchiwała się w ciszę wypełniającą przestrzeń, gdzie powinno rozlegać się skrzypienie drzew poruszanych przez wiatr, szelest liści i pokrzykiwania ptaków. Jedynie cienie zdawały się przemieszczać ścigając ledwie uchwytne szepty. Pod zamkniętymi powiekami wspomnienie oczu Orlego było wciąż obecne - znajome i całkowicie niezrozumiałe jak cała reszta Drugiego Świata.

Pośród tego wszystkiego czuła jednak coś więcej.
Wiedziała coś jeszcze.

Tutaj - po drugiej stronie - to ona była Kamieniem ciśniętym na dno płytkiego stawu. Krew szamana utwardzała jej ciało w głaz, dodawała ciężaru, który nie pozwalał jej się unieść ku zwiniętemu w lej niebu. Była Kamieniem i gęste powietrza drgało wokół niej, obmywało ją lekkimi, niecierpliwymi falami.

Przekrzywiła głowę, próbując odnaleźć ich źródło, zamrugała i zobaczyła ścieżkę wspinającą się ścianą stromego wąwozu. Pobiegła ku niej, skacząc pomiędzy cieniami, mocno odbijając się stopami od ciepłej, wilgotnej ziemi. Zdumiona łatwością z jaką jej kroki pożerały drogę, upojona ruchem, biegiem, brakiem ograniczeń, jakie narzucił na nią czas.
 
__________________
"[...] specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat."
obce jest offline