Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-06-2014, 20:33   #10
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Morgan „Morlock” Lockerby


Wycieczka do Pirackiej Zatoki okazała się porażką. Nie dość że nie uratował Amelii, to jeszcze popsuł jej plany i sam wymagał ratowania. Ledwo przeżył walkę z kultystami. I gdyby nie spotkanie z kapłanką Boga Kuźni to nie wiedziałby co robić. A tak…


Przyjdzie się mu zmierzyć z duchami na nawiedzonym statku. A eteryczne widma nie były ulubionym przeciwnikiem rewolwerowca. Broń przeciw takim przeciwnikom musiały być wyjątkowa. Albo kule…
Oczywiście problemem był fakt, że wyjątkowe kule są zazwyczaj są wyjątkowo drogie. Ale może gnomka ma jakieś niespodzianki. Albo sama Gilian?
Po porażce z rekinołakami Morgan zdał sobie sprawę, że pomoc bardzo by mu się przydała. Cała ta sprawa z porwaniem wnuka Amelii strasznie się skomplikowała.
Niemniej póki co należało załatwić większą siłę ognia. Obecność Timiego, która uratowała jego skórę przed wygarbowaniem przez bandę osobników z potwornym uzębieniem dało Morganowi do myślenia.
Może gdyby ruszył z Gilian i kilkoma innymi osobami, które już poznał… nie dostałby tak po tyłku?
Bowiem nawet najwięksi twardziele nie wygrają z przewagą liczebną.

Tym razem miało być inaczej. Nawiedzony statek co samo z siebie stanowiło samo z siebie wrogie środowisko oraz wrogi kult bóstwa… morza, rekinów, kanibali? Morgana nie obchodziło co oni czcili. Na pewno było to paskudne.

Tymczasem w części dzielnicy, w której stał sklepik “1000 i 1 gadżetów Tinkebell” zrobiło się głośno i gwarnie. Przechodnie i kupujący przemierzali uliczki i negocjowali ceny. Oraz oczywiście plotkowali o ostatnich wydarzeniach.



Nic więc dziwnego, że do uszu Morlocka i towarzyszącego mu półorka dolatywały fragmenty rozmów.
I tych dotyczących demonów porywających ludzi w nocy i tych dotyczących ponoć pierwszych policyjnych automatonów jak i te dotyczące zamknięcia jakiegoś parku miejskiego.
Morgan nie wiedział o co taki raban z tym parkiem, ale mieszkańców miasta to najwyraźniej oburzało.
A zapytać nie było jak, bo zarówno Tim jak sam Morgan nie wyglądali na porządnych obywateli. Poszarpane i pokrwawione ubrania i sylwetki zabijaków odstraszały tutejszą klasę średnio do spoufalania się z nimi.
Za to dzięki temu obaj nie musieli sobie torować drogi przez tłumy i mogli podziwiać festiwal kolorowych butelek i flakoników z napisami “100% naturalne składniki”, “Prawdziwy róg nosorożca” czy “Oryginalna receptura dr. Peppera”. Głównym produktem tej części miasta były bowiem eliksiry dające quasi-magiczne lub magiczne zdolności. Paradoksalnie, niewiele z nich było miksturami leczniczymi.
Za to parę mogło wywołać efekty choroby z biegunką na czele, jeśli były uwarzone przez partaczy.

Niemniej pewnie Tinkebell mogła pewnie podrzucić adresy paru zaufanych alchemików, bo ona sama raczej nie warzyła ziółek w kociołku. Inna sprawa, że nie była obecnie sama.
W sklepie znajdowała się już Gilian rozmawiająca akurat z właścicielką szykującą się na jakąś bojową akcję. Bowiem gnomka miała już na sobie skórzany pancerz z mnóstwem kieszonek, bandolet obciążony kordem w okolicy bioder.
I dobierała amunicję do do...


… dużego jedno-strzału o dziwacznej konstrukcji i sporym kalibrze. Prawdziwy pistolet na słonie.
Gilian pierwsza zauważyła wchodzącego Morgana.
-Widzisz Marge, już nie musisz jechać ze mną. Wszystko się dobrze skończyło.- stwierdziła z wyraźną ulgą w głosie półelfka na widok wchodzącego Lockerby’ego.

Suki "Opal" Yozuka


Miasto ożywało kolorami i dźwiękami oraz zapachami. Barwne kimona furkotały na wietrze szerokimi rękawami. Z dziesiątek restauracji słychać było dźwięki przedpołudniowych rozmów i czuć było zapachy gotowanego ryżu, ramenu i ostrych egzotycznych przypraw. Z dziesiątków zaułków na przechodzącą Suki spoglądały zaciekawione oczy.


A ona… uśmiechała się wesoło. Wędrując uliczkami miasta, barwna jak motyl, czuła bijące tętno ulicy. Czuła się częścią tej barwnej mozaiki, mimo że jej wygląd odstawał znacznie od stereotypów tej dzielnicy. Przebijali się przez gęstniejący tłum handlarzy i kupujących oraz przechodniów, zmierzając ku posiadłościom zbudowanym wśród ogrodów. Były to rezydencje bogaczy i kupców z tej dzielnicy oraz polityków. Oraz miejsce rezydowania najważniejszych członków rodu Yakuzaou.
Najpiękniejsza część Azjatown, najbezpieczniejsza i najcichsza. Ale też dlatego, że nikt tu nie powinien przebywać bez powodu. Żebraków, kramarzy i wszystkich szwendających się bez powodu po tej części miasta. Tutaj straż dzielnicowa działała bez zarzutu. Bowiem tu za ich działaniami stały czające się w mroku rezydencji prawdziwe siły porządkowe Azjatown.

Mistrz Yoh wydawał się lekko rozkojarzony, gdy tak szli przez ciche i ocienione miłorzębami ulice.


Coś go wyraźnie gnębiło. Coś, co wiązało się pewnie z… Suki mogła tylko zgadywać, jako że jej opiekun nigdy nie opowiadał o sobie. Ani o związkach z Triadami.
Dotarli do dużej ciężkiej bramy, w którą Yoh załomotał głośno. Brama się uchyliła i pojawił się w niej ubrany w czarne kimono sługa.
Yoh przedstawił siebie i Suki, po czym wspomniał, że są oczekiwani. Brama zamknęła się. Musieli czekać kilka minut, nim otworzyła się ponownie.
- Hokuto-sama przyjmie dziewczynę. I tylko dziewczynę. Tobie nakazano czekać na wewnętrznym dziedzińcu. - rzekł sługa szerzej, otwierając bramę.
Yoh skinął tylko głową i cała trójka weszła na dziedziniec typowej nippońskiej posiadłości. Takich nie stawiano nigdzie poza Azjatown i poza tym fragmentem dzielnicy.
Tu sługa skłonił się głęboko Suki i rzekł. - Proszę za mną, panienko. Moja pani oczekuje cię w ogrodzie.
I to jakim!
Gdy przechodziła przez budynek do wewnętrznego ogrodu…


Nie mogła opanować zachwytu na widok piękna, jakie ujrzała. To nie był zwykły publiczny ogród, a prawdziwe dzieło sztuki ogrodniczej. Przystrzyżone drzewa i krzewy, dokładnie oczyszczona gleba. Nic tu nie było dziełem przypadku.
- Hokuto-sama czeka na ciebie w ogrodzie. - rzekł sługa, siadając na podłodze. Wyraźnie dając jej tym znać, iż dalej podążyć musi sama.

Wchodząc do ogrodu, Suki mogła delektować się wypełniającą przestrzeń ciszą, przerywaną świergotem ptaków i zapachami. Dość szybko dostrzegła tutejszych strażników. Przemierzający w ciszy ścieżki tradycyjni yojimbo, osłonięci byli zbrojami i uzbrojeni tylko w miecze… Mimo że w epoce broni palnej i magii, i zbroje, i miecze bywały przeżytkiem. Samuraje jednak nadal ich używali, trzymając się tradycji. Choć w tym przypadku mogła się za tym kryć nie tylko tradycja, ale mithril lub adamant, czyniący ich pancerze trudniejszymi do penetracji przez kule. Na pewno byli kimś więcej, niż zwykłymi yojimbo.
Tak jak i sama gospodyni tego miejsca.


Kobieta ta, ubrana w zmodernizowaną wersję czarnego kimona, łączyła w swoim stroju i fryzurze tradycję z nowoczesnością. Co jednak najbardziej przyciągało spojrzenie Suki, to bielmo na oku kobiety. Znamię magusa.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 13-06-2014 o 20:42.
abishai jest offline