- Phi! - parsknął niewinnie. - Miedziaka ze te szczyny podsunąć wam chciałem! - pospiesznie wypalił Huan cofając rękę, która zmierzała ku zrobionemu w piękny koński łeb, rzeźbiony w czarnej kości, srebrnemu korkociągowi.
Rzucił monetę wysoko w kierunku karczmarki. Pensem, co magicznie znalazł się gotowy, choć w drugiej ręce, ale którzby przykładał uwagę do takich szczegółów, zwłaszcza w zamieszaniu wywołanym przez zrzucone z galeryjki krzesło.
*
Huan zobczył zdezorientowanie na twarzy grubej karczmarki, która na nim chciała powetować sobie stratę kilku wątpliwej jakości zastawy zakupionej pewnie u domokrążców sprzedających imitacje znanych i szanowanych zakładów rzemieślniczych słynnych nawet zamorskim kupcom. Korkociąg, o dziwo wrażenie sprawiał autentycznie cennego przedmiotu, który wabił swym wdziękiem i kusił Huana niemalże błagając o zmianę właściciela, gdyż w lepszym miejscu zasługiwał ów kościany ogier na otwieranie leżakowanych latami win spłukiwanych w niebieskie podniebienia lepiej urodzonych tudzież bogaciej ustawionych w życiu. Lub jemu. Don Huanowi, czyli koneserowi sztuki ukrytej w pospolitych rzeczach. Jak nie, jak tak.
Moje cudeńko... - pomyślał robiąc kolejny wybieg do przywłaszczenia przedmiotu, drugą ręką wskazując na połamane krzesło, by tym odwrócić uwagę baby.
- Tosz to antyk był dobrodziejko! - jęknął ze zgrozą podjudzając do szukania sprawcy a drugą łapkę wystrzelił po korkociąg.
Huan schował w rękawie kościany przedmiot filozofując pogwizdując wpatrzony w salę, czy i w co przyjdzie mu włożyć go tego dnia?