Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-06-2014, 07:22   #2
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Lady Margritta. Zdumiał się widząc jak młodziutka i śliczna czarnulka była. Krucze, rozwiane włosy i ciemne, głębokiej toni oczy mogły sie podobać. Eh.. Gdyby przyszło im spotkac się w innym miejscu i o innym czasie, gdzie demony, czarnoksięstwo i bogowie chaosu byłyby tylko opowiastką do straszenia dzieci. Skrzyżowałby wtedy z nią nogi w łożu... Oj ukłuł by baronessę aż miło i zaklaskał z animuszem naleśnikowymi uszami... A tak... Przyszło mu krzyżować rdzewiejącą Igłę, pamiętającą lepsze czasy zamku Witgenstein z córką tej ziemi niezdobytej fortecy stojącej na straży Imperium co cień rzuca na potężną i wierną rzekę Reik.

Lecz o ile w Margrittcie zaklęte było piękno w licach, to od Sylwii biło również dziwną mocą kojącego Eckhartowi przeświadczenia, że przeznaczenie jego początkiem i końcem jest w tej prostej dziewczynie o dużych, mądrych oczach i tajemniczego uśmiechu, który tak dawno nie gościł na jej zaciętych teraz w determinacji wargach. Sylwia, Sylwia... Sylwia... Na Sigmara! Nawet nie wiedział jakie nazwisko nosiła jego dama. Sylwia von Ficker mogło pasować, tak, ale czyż najpierw do nazwiska nie musiał zdobyć majątku? Aby nie świecić rzycią gołego tytułu? Wypadało, chyba, że córka Ranalda posag ma przez ojca przygotowany za kołem fortuny a wtedy do okraszenia szczęścia wystarczyć mogło tylko von przed Ficker.

Rapier zagłębiał się w ciele walczącej z von Fickerówną von Wittgensainówny. Krew tryskała. Ze źrenic skrzyły się iskry i płomienie. Bólu, złości i nienawiści oraz zaciętej słuszności kutego losu przez niezłomną pannę Sylwię.
Waląca się ambona była proroczym symbolem upadku rodziny Wittgenstein.

Auć! Na Sprawiedliwe Piersi Vereny! Ależ zabolało kurza rzyć! Ledwie co opatrzona przez szalonego medykusa w lochu stopa dała mu odetchnąć choć trochę, to znowu się oberwało tym zezowatym szczęściem w nieszczęściu, że już skoro przetrącony kulas, to przynajmniej nadal wciąż tylko jeden...

Sylwia żyła. Jej dekolt unosił się jak poruszane podmuchem zefiru nadymane czyste firany. Odrzucił na bok deskę z płaskiego brzucha córki Ranalda i z szacunkiem zaciągnął podwinięta kieckę aby okryć uda i kolana. Potem wziął nieprzytomną niewiastę na ręce delikatnie jakby podnosił z ziemi upuszczone jajko.

Idąc koślawie ze skręconą stopą jednocześnie był wyprostowany dumnie jakby połknął podczas upadku filar ambony albo Igłę. Nie mógł przejść obojętnie nad ciałem złamanej Margitty co leżała jak czarna kawka na połamanych gałązkach chrustu.

W zaszklonych łzami oczach szlachcianki von Ficker zobaczył oszukanego człowieka. Zal mu zrobiło się nie tej Margritty von Wittgenstein, co nekromancka mocą ożywiała trupy ujarzmiając skrzące się z niebios pioruny. Pożałował tej dziewczyny z dobrego domu, która kiedyś, może lat kilka temu a może miesięcy, taką zepsutą latoroślą nie była. Tamta Margitta na pewno śmiała się, grała na harfie i śniła o małżeństwie z miłości rodem z romansu „Juliana i Romei”... Nie żal mu było tej zepsutej ścierki co Sigmara zmieniła w Kutasodzierżcę sama w rzyci mając pewnie więcej członków niż gosposia przy wyposzczonym za wszystkie czasy Domu Pielgrzyma przy Lektoracie Kapituły Altdorfu.

Nie mając ani możliwości, ani ochoty, by o głowe skrócić Witgenstainównę, Eckart z pełnymi rękoma wszystkich wdzięków Sylwii, ostrogą oficerskich cholew spod munduru nulneńskiego najemnika, nie przeszedł obojętnie nad zwiotczałymi plecami i nieruchomą, długą szyja odkrytą przez rozłożony jak czarny kobierzec włosów dookoła zgrabnej główki. Schwartzenmarcki kabłąk srebro-podobnym kolcem zagłębił się w pulsującej pod bladą skórą żałośnie niczym podrygująca na brzegu ryba.

- Niechaj Sigmar ci wybaczy Margritto a Morr bezpiecznie przeprawi twą łódź na drugi brzeg...

Przestąpił nad zwiędłym kwiatem rodziny Wittgenstein szukając wzrokiem ocalałych towarzyszy Sylwii.

Potem pokuśtykał byle szybciej wydostać się z woli bogów zapewne równanego z Reikiem zamku. Miał poruchać, miał wynieść złoto, miał zdobyć sławę. A zamiast tego niósł tuląc do spoconej szlacheckiej piersi Czarnowłosą Dziewicę zapomniawszy zupełnie o wojennych łupach zdobywców... Nie wiedział dokąd idzie, choć czuł, że z panną Sylwią być musi a więc blisko jej przyjaciół. Odgarnął niesforny kosmyk z policzka dziewczyny, który wciąż podpuchnięty był od tamtego uderzenia w namiocie Ulrykanina, kiedy Eckhart wykręcał jej ramiona. Ileż by dał móc cofnąć czas i rzucić rękawicą tarczownika w rycerski pysk dowódcy...
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 28-06-2014 o 07:29. Powód: niektóre literówki
Campo Viejo jest offline