Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-06-2014, 12:20   #2
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Szczęk mieczy ustał, gdy na środek treningowej sali wkroczył szpakowaty, lekko kulejący mężczyzna.
- Jak trzymasz ten miecz, łamago?
Garet z pewnym trudem powstrzymał się przed wzruszeniem ramionami. Jagon, człek, który z rozkazu lorda Imry'ego zajmował się szkoleniem synów wspomnianego milorda, skąpił pochwał, jakby z własnej kieszeni musiał za nie płacić. Garet, najmłodszy z czwórki synów, dobrego słowa nie usłyszał od dobrych czterech lat, czyli od chwili, gdy po raz pierwszy chwycił do ręki treningowy wówczas oręż.
- To miecz, a nie kij od miotły! No i nie polujesz na komary! To jest walka. Masz go zabić, a nie odpędzać muchy sprzed jego nosa. Jasne?!
Garet nie odpowiedział. Jagon nie oczekiwał odpowiedzi. Ba, nie da się ukryć, że udzielenie jakiejkolwiek odpowiedzi - twierdzącej lub przeczącej - spowodowałoby wybuch wściekłości nauczyciela fechtunku.
- Dalej! - wrzasnął Jagon, cofając się pod ścianę.
- Panie! - młody paź stanął w wejściu do sali.
- Czego? - warknął Jago.
- Lord Imre prosi panicza Gareta do gabinetu - powiedział paź. - Natychmiast.



Lord Imre, pan na zamku Ith, obrzucił swego potomka nic nie mówiącym spojrzeniem.
- Wyrosłeś - powiedział po przedłużającej się ciszy. - Siadaj. - Wskazał krzesło - wiekowe i toporne jak wszystko w zamku.
Jak z pod ziemi pojawił się służący, a na stole znalazły się dwa kielichy.
- Pojedziesz do Rune, do wuja Torossa. - Lord Imre upił łyk wina i gestem zaprosił Gareta do pójścia w jego ślady. - Nie - uprzedził ewentualne pytanie syna - nie chodzi o ślub z jego córką, Ingą. Przynajmniej nie o twój z nią ślub.
Garet opanował westchnienie pełne ulgi. Do znanych zalet kuzynki Ingi należał znaczny majątek, który jedynaczka miała odziedziczyć po swych rodzicach, natomiast wady... Nawet blask złota nie był w stanie ich przyćmić i tylko desperat powziąłby decyzję o małżeństwie. Chociaż, jak głosiły plotki, i tacy się znajdowali.
- Wyjedziesz jutro, skoro świt - kontynuował Imre. - Nolon przygotuje ci wszystkie rzeczy. Dostaniesz pismo, ale i tak musisz wiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi.




Nie okazując przepełniającej go radości Garet opuścił gabinet ojca.
A radość nie była bezpodstawna.
Ith był zamkiem starym, ponurym, pełnym przeciągów... i zdecydowanie nieciekawym.
Do niedawna, podobno, kręciło się po nim kilka duchów. Sir Herbert, na ten przykład, którego żona otruła. Albo lady Lilias, zamurowana żywcem wraz z kochankiem, wędrownym bardem. Angus Krwawy, baron zresztą, co to połowy rodziny się pozbył, bo mu przepowiednia głosiła, że go spadkobierca zabije.
No i Tabitha. Rodzinna czarodziejka, wiedźmą przez niekórych zwana, od czasu gdy na jednego z sąsiadów, sir Williama, urok rzuciła, że rzeczony William w łożu niemoc odczuwał. Że ponoć mu się należało, a żona Williama odetchnęła z ulgą, to już całkiem inna sprawa.
I nawet Tabitha zniknęła, czas jakiś temu. Ponoć widział ją jeszcze dziad Gareta. I jedna ze służek podobno ją widziała, z daleka, tej jednak opowieści nikt nie uwierzył.
Okolice też były nad podziw spokojne.
W odległych o pięćdziesiąt mil Smoczych Górach smoka nie spotkano od ponad stu lat. Złoty pierścień łatwiej było znaleźć na środku traktu, niż choćby marną wywernę.
Świat na psy schodzi, powiadali niektórzy, gdy po długim włóczeniu się po górach nawet wilczego ogona nie zoczyli. Które to zdanie i Garet podzielał, mając nadzieję, że w szerokim świecie na jakieś przygody trafi.
Ale nudny, czy nie nudny, wypadało się pożegnać z zamkiem i okolicą.

Do zachodu słońca pozostało jeszcze trochę czasu. Paręnaście kroków i jego wysoka sylwetka skryła się wśród drzew rozciągających się na północ od zamku.
Początkowo nie zastanawiał się, dokąd niosą go nogi. Zatopiony w myślach uważał jedynie, by nie zboczyć ze ścieżki i nie rozbić głowy o jakiś nisko zwisający konar. Po jakimś czasie zorientował się, że dotarł w okolice, w których od dawna nie był... W zasadzie nie był w tych stronach od... Od dobrych trzech lat...
Mostek na Złotym Potokiem. Znane, acz niezbyt często odwiedzane miejsce, które młodzi przedstawiciele rodu pokazywali wybrankom swego serca... Lub niewiastom, w stosunku do których mieli pewne plany... Niekoniecznie matrymonialne.
Mostek ten miał w dziejach rodu jeszcze jedno - dużo większe znaczenie. Podobno właśnie w tym miejscu, prawie 550 lat temu, 18-letni Arjon ujrzał po raz pierwszy trzynastoletnią wówczas Tabithę... Rodzinne podania głoszą, że dziewczyna siedziała w trawie, wśród kwiatów, na jej dłoni przykucnął malutki czyżyk, a u jej stóp spoczywał ogromny, czarny wilk...
Obraz przedstawiający tę właśnie scenę Garet oglądał nie raz. Wiszący w galerii portret namalował (parę wieków później) ponoć sam Thomas Gainsborough. I chyba coś z magii Tabithy zaplątało się między farby malarza, bowiem dziewczyna na obrazie otoczona była nimbem tajemniczości i magii... Jej szare oczy spoglądały na czyżyka, którego główkę gładziła drugą dłonią. Bose stopy dotykały grubego futra wilka....
Podania głoszą również, że co jakiś czas Arjon i Tabitha odwiedzają to miejsce, by usiąść, jak kiedyś, na poręczy mostu i, trzymając się za ręce, w milczeniu patrzeć sobie w oczy.
- No i gdzie teraz jesteś, prababciu? - powiedział cicho Garet (opuszczając po drodze kilka "pra"). Przez moment wpatrywał się w bystry nurt wody.
- Do zobaczenia, lady Tabitho - powiedział.
Ruszył do domu.
Nie liczył na to, że spotka tu Tabithę. A nawet gdyby, to nie chciałby przeszkadzać nikomu w spotkaniu. Będąc na miejscu Tabithy nie byłby zadowolony z obecności intruza. Krewny, nie krewny... A on sam wolałby nie zostać potraktowany jak sir William. Albo jeszcze gorzej, bo kto wie, co Tabitha zdołała wymyślić przez ostatnie 500 lat...
Idąc powoli ścieżką opuścił polanę i wszedł między drzewa. W tym momencie wydało mu się, że za plecami usłyszał cichy śmiech. Obejrzał się, ale w nadciągającym mroku nikogo nie zobaczył.

***

Powiadano, że Aden jest królestwem bezpiecznym. Na tyle bezpiecznym, że dziewica przyodziana jeno w długie włosy przeszłaby z jednego końca krainy na drugi, nie tracąc wianka ni złota w sakiewce (gdyby ją miała, jako dodatek do nagości).
I może coś w tym było, bowiem Garet wędrował przez kilka dni, nie napotykając żadnych przeszkód i tracąc pieniądze jedynie w przydrożnych karczmach.
Ale był wolny i swobodny.
Jechał, jak szybko chciał. Jadł co chciał. Kładł się spać i wstawał kiedy chciał.
Nawet jeśli to nie była przygoda, to swoboda - z pewnością.




Bogatą nagrodę, o której mówił herold, tłum powtarzający nowinę natychmiast przerobił na rękę księżniczki i pół królestwa na dodatek.
Garet pokręcił głową. Nie do wiary, co ludzie wymyślali. Całkiem jakby nie było dwóch starszych chłopaków. Na dodatek prawo zabraniało dzielenia majątku. Z tego też powodu młodsi synowie, tacy jak on, musieli sobie szukać bogatych dziedziczek.
Ale już wolałby być na łaskawym chlebie u brata, niż brać za żonę taką na przykład Ingę.
- Gdzie tu można coś zjeść? - zwrócił się do stojącego obok mieszczanina.
Ten obrzucił go zaskoczonym spojrzeniem, zdziwiony zapewne, że ktoś w takiej ważnej dla królestwa chwili myśli o jedzeniu, ale po chwili raczył odpowiedzieć.
- Pod Złotym Smokiem - powiedział. - Panie - dodał.

Gospoda była niemal pusta.
Czekając na realizację zamówienia zastanawiał się nad konsekwencjami płynącymi z porwania księżniczki Marii. Kto? Czego zażąda? Czy król Markus spełni żądania?
Pojawienie się nieproszonego acz ładnego współbiesiadnika oderwało go od rozważań.
- Witaj - odpowiedział, gestem zapraszając dziewczynę do zajęcia miejsca.
Coś w niej było.. dziwnego.
Wyglądała jakby zabłąkała się tutaj z balu maskowego. Taką samą suknię, a raczej bardzo podobną, widział w galerii, na portrecie babki.
Ale naciągaczką raczej nie była. Za bransoletę, jaką nosiła na prawej ręce, można by kupić pół wioski.
- Polecam pieczoną kaczkę z jabłkami - powiedział.
 
Kerm jest offline