Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-06-2014, 22:54   #4
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Pół królestwa to bajka jeno - z uśmiechem odpowiedział Garet. - Chociaż łaska królewska na tego by spłynęła, co by królewnę rodzicom przywrócił. Stąd i wielu takich, co jedne tylko gacie mają, próby zaczną podejmować. Bogactwo na takiego spadnie, do końca życia pracować nie będzie musiał, jeśli rozsądnie ze złotem zdobytym postąpi. A gdy kto dobrze urodzony, to pewnie i ziemie jakieś, jak i zameczek pewnie przypadnie.
- Ale i tacy się znajdą - mówił dalej - którym nie o łaskę czy złoto chodzi. Dobrze się działo w Aden przez te lata. Pokój, dobrobyt. To wszystko skończyć się może, więc i paru takich, co o Aden dbają, próby podejmie. Wątpię jednak, czy udane. I siłą by to trzeba zrobić, i sposobem. Może gdyby magowie spróbowali... ale i w Darren są tacy, którzy magią się parają.
- Przygoda to by była, owszem. - Garet ponownie się uśmiechnął. - Samemu jednak nie warto takiego hazardu podejmować.
- Drużynę wszak zebrać można - zasugerowała z entuzjazmem. Co prawda ona do żadnej z wymienionych przez Gareta grup nie należała, jednak przygodzie tak łatwo odpuścić nie zamierzała. Szczególnie że o niczym lepszym póki co nie słyszała. Nawet lochów żadnych nie było z potworami w nich się kryjącymi. Jedna tylko księżniczka dla całej krainy. Zdecydowanie źle się działo, nawet jeżeli tylko ona tego zdanie była. Chaos w królestwie znacznie lepiej na jej humory działał.
- Iiii tam - odparł Garet z krzywym nieco uśmiechem. - To kompanów trzeba mieć zaufanych, co by człowieka w biedzie nie zostawili. A gdy się z obcym idzie, to i gwarancji nie ma, że się na jakiego oczajduszę nie trafi.
Rację miał i nawet była skłonna mu ją przyznać. Oczywiście mogła odpuścić i dać mu żyć po dawnemu, wykonywać te same czynności co rano czy też zginąć tego wieczoru. Cokolwiek los miał dla niego przygotowane bez jej przy tym udziału. Jednak pomysł, który wpadł jej do głowy chwile ledwie wcześniej, nie chciał dać spokoju. W końcu po to tu przybyła, a co to niby miała być za przygoda sam na sam ze sobą? W końcu ileż można…
- Jeden kompan by starczył przecie, po cóż całej hałastry szukać? - odparła, niby przy tym przypadkiem chwytając za kosmyk włosów i zalotnie się uśmiechając. Oczywiście o ile przy takim zachowaniu o przypadku mogła być mowa. - Wszak mieczem umieć władać musisz. Nie wyglądasz też na takiego, co to by poderżnął gardło przy pierwszej nadarzającej się sytuacji. Początek w sam raz, teraz tylko do króla ponoć udać się trzeba nim na poszukiwania się ruszy...
- Do króla ruszać nie trzeba, po zgodę, chociaż potem z pewnością truwerzy śpiewać będą, jak to o błogosławieństwo i zezwolenie śmiałek się zgłosił. Czasu też mnóstwo by się straciło, zanim by się do stolicy dotarło i dotarło przed króla oblicze. Ale tego kompana nie ma - odparł.
Spojrzała na niego nieco zdziwiona. Była niemal pewna że jasno się wyraziła, widać jednak trzeba tu prościej zdania formować.
- Wszak o sobie mówiłam - wskazała przy tym dla pewności na siebie, by jakowej pomyłki nie zaszło.
- Wybacz, ale o towarzysza, co by w boju stanął, chodzi w tym przypadku, a nie kogoś, kto by noce chłodne umilił - powiedział Garet. - Nie wyglądasz na zbrojnego męża, a samym wdziękiem niewiele zdziałasz. Prędzej w tarapaty byś wpadła, a nawet wrogowi bym nie życzył, by w lupanarze Darreńczyków skończył.
W Rubin na te słowa krew się zagotowała o co zresztą trudno nie było. Ona mu ochronę proponuje, bezpieczne przejście przez góry, być może nawet nieco złota na drobne wydatki, a ten jej od niewiast lekkiego obyczaju… Dla dumnej przedstawicielki prastarego rodu obelga ta ciężka była do przełknięcia. Czyżby aż tak swobodne jej zachowanie było by takie podejrzenie wysnuć? A na wojaka nie wyglądała to i nawet gotowa była się zgodzić. Czy jednak sam widok miecza od razu świadczył o zaprawieniu w boju? Toż ona takie rycerzyny na jeden kęs miała!
Opanowanie złości zabrało nieco czasu, szczęściem jednak nie zakończyło się wielkimi zniszczeniami, a jedynie lekkim nadpaleniem brzegu stołu na którym swe dłonie zacisnęła. Karczmarz zdecydowanie wdzięczny być powinien i pod niebiosa jej opanowanie wychwalać.
- To że na pierwszy rzut oka nie widać zalet człowieka nie znaczy, że takowych nie posiada. Wszak nie miecz czyni rycerza, a jego umiejętności w nim posługiwaniu. Czyżby cię tego nie uczono, Garecie? - odparła rozgniewana. - Nie sądź póki nie przekonasz się o przydatności mojej. Oferuję ci pomoc, rozsądek winien podpowiedzieć by takową przyjąć. Czy jeżeli szaty swe zmienię, włosy obetnę i zbroję przywdzieję to na lepszego kompana wyjdę?
- Nie o zbroję tu chodzi, chociaż pewnie w drodze lepsza by była, niż ta suknia - odparł Garet - ani o włosy, których obcinać szkoda. Jak mam narażać niewiastę na utratę życia lub czci? Lub jednego i drugiego? - W kolejności dowolnej, dodał w myślach. - Nawet taką niewiastę, co w złości potrafi stół podpalić?
- Jeszcze tak całkiem zła nie jestem, przez co tylko o stół tu chodzi - zagroziła, jednak wyraźnie nieco zaczęła się uspokajać. Nawet nieco głupio się jej zrobiło za ten wybuch cały, któremu wszak ów młodzian niewinny. - Nie chcesz to nie, sama wszak dać sobie rady też powinnam. Szkoda tylko bo nie po to rodzinne strony opuszczałam, by samotnie przygody przeżywać. - Co rzekłszy z nadąsana miną osunęła się na oparcie krzesła i spojrzeniem zranionego szczeniaka go potraktowała. Zawiodła się na nim solidnie. Zwykle instynkt jej nie zawodził i wiedziała na komu polegać mogła, a kto ją do wiatru gotów wystawić, a tu patrzcie, takie kwiatki. Ten dzień jakoś przestał się jej podobać mimo iż dopiero jego połowa minęła. Jak tak dalej pójdzie, jak nic katastrofą się to zakończy. Może mimo wszystko powinna do któregoś z adeńskich sąsiadów zawitać? Może tam szczęście jej większe dopisze…?
- A cóż jeszcze potrafisz, skoro takie liczne talenty posiadasz? - spytał Garet, któremu wizja podróży z rudowłosą wiedźmą o gwałtownym charakterze zaczęła równo bawić jak i przerażać. Jeśli nie było to coś gorszego, niż szalona magiczka.
Jakie talenty posiada… Gdyby tak na szczerość się jej zebrało to po pierwszych słowach zapewne by go stąd wywiało. Ewentualnie siedziałby z rozdziawioną paszczą i niedowierzająco kręcił głową. Chociaż może i nie? Może by uznał że z wariatką ma do czynienia… Jako że prawdy całej rzec nie mogła przeto ograniczyła się do tego co uznała za stosowne w obecnej sytuacji.
- Param się magią, jak zapewne zdążyłeś zauważyć. Talent ten póki co jest jedynym o którym otwarcie mówić powinnam, jednak wiec że może i kpić przyszła ci ochota jednak zaręczam, że bezpieczniejszym nigdy byś być nie mógł niż w moim towarzystwie. Na dodatek góry znam doskonale z każdą w nich kryjówką i przejściem jakie dla człowieka możliwym jest do pokonania. Samo to przewagą jest znaczną w owym królewny ratowaniu. Sama także zadbać o siebie potrafię więc ciężarem ci nie będę. Ot, od dawna z nikim nie miałam kontaktu i kolejna podróż w pojedynkę niezbyt zabawną się wydaje.
Skąd cię bogowie wyciągnęli, moja panno? - pomyślał Garet. W wieży uwięziona tkwiłaś lat setkę, magią chroniona? I czemu akurat na mojej głowie wylądowałaś, obrażalska złośnico? Za jakie grzechy? Akurat ostatnimi czasy nic na sumieniu nie miał.
- Konno jeździsz? - spytał. - Bo do gór daleko. Dni kilka, a na piechotę jeszcze więcej.
Konie… Tu pojawiał się pewien problem o którym jakoś wcześniej nie pomyślała. Ludzi zwodzić było łatwo, zwierzęta jednak instynkt lepszy miały i niektóre, w tym konie, niezbyt przychylnie na nią reagowały.
- Tu może być pewien problem.. - odparła z ociąganiem. - Zwierzęta niezbyt mnie lubią, szczególnie zaś konie. Może gdyby bardzo dobrze ułożony był i w boju zaprawiony…
I jeszcze konie jej nie lubią. I inne zwierzęta, pomyślał zaskoczony Garet.
- Miasteczko wielkie nie jest - powiedział - ale z pewnością znajdzie się jakaś stadnina w okolicy. Gdy będzie okazja do zrobienia interesu, to każdy właściciel się zgodzi.
Było to rozsądne podejście do sprawy i znak pewny, że do świadomości Gareta docierać zaczęło, że od tejże chwili w jej towarzystwie podróżować będzie. Rubin wreszcie mogła odetchnąć nieco, odpuścić złości i innym uczuciom, które humor mogły jej popsuć. Uśmiech też jej twarz rozjaśnił, zacierając wcześniejsze nadąsanie.
- Zatem postanowione - niemal zaklaskała w dłonie, jednak najwyraźniej godność ją na koniec od tego powstrzymała gdyż opuściła je ponownie na blat stołu. - Kiedy wyruszyć zamierzasz?
- Im szybciej, tym lepiej - odpowiedział jej nie do końca dobrowolny partner podróży. - Posłańca muszę znaleźć, no a ty strój musisz zmienić. Potem konia poszukamy.
Rubin jak najbardziej taki układ pasował. Pomachała wesoło do karczmarza po czym, gdy tenże się już pojawił, wręczyła mu złotą monetę. Nie była co prawda świeżo wybita jednak kruszec wartość nadal miał znaczną zatem problemu nie było. Może nieco zdziwienia na twarzy mężczyzny, ale tym aż tak bardzo przejmować się nie zamierzała szczególnie że wkrótce jej w owym mieście nie będzie.
- Zatem spotkajmy się na targu za dwie klepsydry od tej chwili - zaproponowała, podnosząc się przy tym z krzesła i rozkosznie przeciągając, co podkreśliło nieco niektóre fragmenty jej ciała.
 
Kerm jest offline