Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-07-2014, 23:44   #6
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Garet odprowadził wzrokiem Rubin, po czym dopił wino i, na moment, rozsiadł się wygodnie.
Oto, na własne życzenie, wpakował się w kabałę, z której pewnie niewiele wyniesie poza guzami. Przygoda oznacza pustkę w brzuchu, twarde posłanie i ludzi, którzy tylko czekają, by wrazić ci sztylet między żebra. Tak powiadał dziad Roderick (niech odpoczywa w pokoju), a z wielu rodzinnych opowieści wynikało, że to stwierdzenie zawiera bardzo dużo prawdy.
Z drugiej strony... niejeden przedstawiciel rodu Airn spotkał kilka przygód - i przeżył.
Wstał, po czym podszedł do gospodarza.
- Jedzenie, dla trzech osób, na tydzień - powiedział, kładąc na kontuarze parę sztuk srebra. - Za jakieś dwie godziny odbiorę.
Razem z dziewczyną stanowili zaledwie dwójkę, ale Rubin jadła niczym wołoduch, więc nie było wiadomo, czy nawet takie zapasy starczą na przebycie gór.
No ale zawsze można było po drodze zapolować...
- Jak dojść do stacji kurierskiej? - spytał.

Na ulicach kręciło się nieco osób. Kupcy, zbrojni, rzemieślnicy, od czasu do czasu jakiś mag czy konny rycerz... Strażnicy miejscy. Paru żebraków, zaczepiających wszystkich i pokazujących swe mniej czy bardziej prawdziwe oznaki kalectwa.
Oczywiście były też kobiety... Poważne panie kupcowe ze swymi mniej lub bardziej pięknymi córkami, zadzierające nosa szlachcianki, służące... Tudzież (mimo wczesnej pory) panienek, oferujących różnego rodzaju usługi - od masażu począwszy, na "wszystkim, czego zapragniesz" skończywszy.

Stacja kurierów znajdowała się dokładnie tam, gdzie mówił karczmarz - przy jednej z odchodzących od runku ulic.
- Dwóch kurierów chciałem wysłać - powiedział, podchodząc do kontuaru, za którym drzemał wyraźnie znudzony szef stacji kurierskiej.
Zagadnięty otworzył przymknięte oczy, po czym (błyskawicznie oceniwszy klienta) zerwał się na równe nogi, niemal wywracając krzesło, na którym siedział.
- Dwóch kurierów - potwierdził. - Będą za parę chwil. Dokąd?
- Jeden do zamku Ith, jeden do stolicy - odparł Garet.
Rozsiadł się wygodnie przy stole, napisał dwa pisma - jedno do ojca, jedno do wuja - w których wyłuszczył powody swojego nieposłuszeństwa. Do jednego dołączył list od ojca, zapieczętował oba i skreślił adresy.
Położył na kontuarze garść srebra.
- Im szybciej dotrą te pisma, tym lepiej - oznajmił.
- Zaraz wyruszą, wielmożny panie. - Kierujący placówką skłonił się nisko. - Nasza stacja znana jest z tego, że przesyłki najszybciej dostarcza.
- Wdzięczny będę - stwierdził Garet, lekko głową skinąwszy na pożegnanie.

Dzień był ponoć targowy, ale samo targowisko nie zrobiło na Garecie zbyt wielkiego wrażenia.
Pamiętał aż za dobrze jarmarki, jakie dwa razy do roku organizowano w zamku Ith. Jeździł też wiele razy do odległego o kilkanaście mil Neevor i dobrze pamiętał te tłumy kupców i kupujących. A tu?
Przekupień, oferujący "cudowne" przedmioty - napój miłosny, magiczny sztylet, zaczarowany grzebień, środek wzmacniający dla panów, eliksir wiecznej młodości, zatruta szpilka... Miał nawet samozawiązującą linę z włosów dziewic i strzały, które nie chybiają.
Kawałek dalej kowal, wystawił dwa średniej jakości miecze i garść sztyletów. W samym rogu jego kramu wisiała na manekinie kolczuga. Na stoisku obok można było kupić skórzane kurtki, buty, pasy czy rękawice. Buty ze smoczej ponoć skóry, w co Garet nijak nie wierzył, jako że biedne buty musiałyby mieć dobre pół wieku.
Sąsiedni stragan oferował ubrania - od w miarę dyskretnie wystawionej bielizny, przez spodnie, koszule, suknie, po płaszcze i kapelusze.
Z boku rozłożyło się kilka wieśniaczek, oferujących jaja, kiełbasy, szynki, sery. Można było kupić tam też kurę czy nawet kozę, a w cebrzyku pełnym wody pluskał się .
To by nawet ciekawe wyglądało, pomyślał Garet, taka koza, idąca na postronku za wierzchowcem.
Garncarz oferował kilka mis i dzbanów, zaraz obok można było kupić jakiś cebrzyk, wielką balię, kilka koszy różnej wielkości.
Jakiś bard pieśnią zachwalał uroki przygód na szlaku, teatrzyk kukiełkowy prezentował coś, co zdawało się być perypetiami pary zakochanych, a obok wróżka oferowała swoje usługi, przepowiadają przyszłość za kilkanaście miedziaków.
Dwa kroki dalej potężnie zbudowany mężczyzna zachęcał śmiałków do dołączenia się do niego, do drużyny, która miała wyruszyć do Darren by odbić porwaną królewnę. Wygląd jednak przyszłego przywódcy sugerował, iż nie dotrze on dalej niż do najbliższej karczmy.

W samym rogu targowiska znajdowało się kilka zagród, w których trzymano przeznaczone na sprzedaż zwierzęta. Wielki, toczący dokoła wściekłym spojrzeniem brytan. Kotopodobne stworzenie w cętki, zapewne przywiezione gdzieś z gór. Piękny, biały muł, wprost stworzony na wierzchowca dla pięknej damy. Wyliniały osioł, któremu zapewne nikt wywróżyłby długiego żywota. Kilka stepowych koników - niezbyt szybkich, ale za to wytrzymałych. Para potężnych koni pociągowych, a obok wyścigowa sądząc z budowy klacz. Koń, idealnie nadający się do noszenia pakunków. Lub służącego. Dwa górskie kuce. Wspaniale zbudowany ogier, którego zachowanie świadczyło o ognistym charakterze. Albo o braku wychowania. Garbate stworzenie rodem z południa, bardziej nadające się do podróży przez pustynię, niż do wędrówek po Aden.
Garet przez moment okiem fachowca usiłował ocenić zalety (i wady) poszczególnych wierzchowców, po czym zaczął się rozglądać za Rubin.

W punktualność płci pięknej Garet nie wierzył od lat kilku. Jak świat światem niewiasty spóźniały się z powodów różnorakich. A to chciały zwrócić na siebie uwagę wszystkich, a to chciały podsycić namiętność, a to chciały rozbudzić niepewność. A niekiedy godzinami zastanawiały się, co na siebie włożyć, by wywołać jak największe wrażenie.

Rubin, o dziwo, zjawiła się w miarę punktualnie. W otoczeniu licznego grona nowych, zdumiewająco młodych i zdumiewająco kiepsko ubranych znajomych. I przyodziana tak, jakby przez pół życia nie robiła nic innego, tylko wysłuchiwała opowieści o podróżach. Albo i sama przedzierała się przez lasy.
Bez wątpienia wywoływała powszechne zainteresowania i, z pewnością, zgorszenie. Jeżdżące po męsku kobiety-kurierki zdarzały się niezbyt często, łatwiej było spotkać smoka niż niewiastę w wojsku, a kobiety w spodniach i z mieczem u boku występowały tylko w pieśniach bardów i truwerów. Takich, co w większych dworach nie występowali, bo tam tematyka taka byłaby nie do przyjęcia.
Dziewczyna tak była zaaferowana wybieraniem wierzchowca dla siebie, że nawet nie zauważyła stojącego o kilka kroków dalej Gareta. I, niczym marynarz po zejściu na ląd po długim rejsie, siała pieniędzmi na prawo i lewo.
- Wrócę po nie - powiedziała, po czym rzuciła srebrną monetę jednemu z towarzyszących jej młodzików. - Popilnuj ich - dodała, popisując się i posiadaniem gotówki, i naiwną wprost wiarą w uczciwość ludzką. Cóż to bowiem za problem dosiąść wierzchowca i odjechać w siną dal, nie czekając na nową, prawowitą właścicielkę.

Dziewczyna odeszła, pociągając za sobą orszak obdartusów, a Garet został na miejscu, przysłuchując się rozwijającej się dość szybko dyskusji na temat karygodnego łamania norm obyczajowych i wymieniania opinii o osobie, która pozwala na to, by smarkula z workiem złota bez opieki szwendała się po świecie, do której to dyskusji wnet przyłączyło się niemałe grono osób.
Ciekawe, kiedy Rubin sobie o mnie przypomni, pomyślał z przekąsem.

Zanim jednak Garet zdążył zapuścić korzenie i zakwitnąć dziewczyna wróciła.
 
Kerm jest offline