WŚRÓD KSIĄŻEK I MIRAŻY
Iluzyjna biblioteka Mistrza Blackwooda robiła wrażenie, zwłaszcza dla Shando, który tkaniem miraży zwykle się nie zajmował, gdyż - jak to określił jego wuj i mistrz - jego umiejętność manipulacji mocą przypominała kamieniarza z młotem, a nie rzeźbiarza z dłutkami. Dlatego subtelniejsze szkoły mamiące umysły - jak iluzje czy oczarowania - były dla niego zbyt trudne i zarzucił obie w czasie swych zaawansowanych studiów nad magią przywołującą.
Co nie znaczy że nie umiał docenić subtelnego piękna misternie utkanej ułudy, w której wydać było rękę prawdziwego znawcy, zapewne Albusa Blackwooda w czasach świetności... bo dziad, którego słyszeli chyba zaczynał pogrążać się w demencji.
Ciekawe ile z tych ksiąg jest prawdziwa, zastanawiał się czarodziej, gdy Naut wiódł ich między regałami.
Ciekawe też ile zaklęć bym tu znalazł... i ile czasu zajmie nam poszukiwanie!
Naut Kyor’Ol, oczarowany drow w niewoli u Albusa, najwyraźniej był świadom ogromu poszukiwań czekających Shando i jego towarzyszy i zaprowadził ich prosto do pulpitu z księgami używanymi często przez jego Pana.
Dzięki bogom niech będą za niechęć niewolników do ich panów, pomyślał czarodziej i podziękował ciemnemu elfowi uprzejmym ukłonem.
Wishmaker, Burro i Mara zebrali się nad księgami i zabrali się za wertowanie tomów. Shando początkowo chciał zobaczyć
"Nekromantyczne Zamysły", obity tłoczoną złotą blachą grimuar, ale szybka jak fretka Mara zabrała mu je sprzed nosa, praktycznie wyrywając z rąk.
Funeralny bzik dziewczyny znany był każdemu mieszkańcowi Ybn i każdemu, kto przebywał z nią dłużej niż godzinę, więc czarodziej machnął ręką, bojąc się pomyśleć w co się to rozwinie gdy to dziecko rozkwitnie w kobietę. Sięgnął po leżące na pulpicie
"Cieniem przez Magię" o tłoczonej, skórzanej okładce koloru mokrego popiołu.
Usiadł wygodnie na ozdobnym fotelu (z pewnością iluzyjnym, wciąż jednak wygodnym i pięknym!) i zagłębił się w lekturze. Ledwo jednak przeczytał kilka stron, magicznie zaleczona słabość po walce ze zjawą odezwała się wraz ze zmęczeniem. Litery, przed chwilą czytelne - plątały się przed oczami, a kartki - ciężkie jak arkusze ołowiu - ledwie dały się przewracać.
Shando Wishmaker uświadomił sobie bezcelowość tego co robi - treść, którą starał się pochłonąć, umykała mu zaraz z głowy niknąc w nasyconym iluzyjnym kurzem powietrzu, jakby biblioteka nie chciała oddać swych sekretów profanowi.
NIESPOKOJNY SEN
Nie pamiętał, jak udał się spać, nie pamiętał też Mary i Burra, którzy co rusz zwracali mu uwagę na stronice uznane przez nich za istotne. Pamiętał tylko myśl, że tam gdzie powinien działać czarodziej, zastępują go godniej karczmarz i dziecko. I nie wiedział czy to bardziej zabawne, czy frustrujące.
Sen przyszedł szybko, koszmar, z którego szponów wyrwać nie mógł się aż do poranka. Uma, która najwyraźniej nie mogła nawiedzić go w magicznych tunelach Albusa Blackwooda przyszła do niego w snach. Patrząc na to z perspektywy obserwatora nie można by wykluczyć, że zmęczony umysł czarodzieja sam wykreował niepokojące wizje, ale ilość szczegółów, zapachy, dźwięki, nawet smak i dotyk były tak wyraźne, tak prawdziwe...
Uma, córka ybnijskiego kołodzieja, zabrała Shando prosto w przeszłość, gdy trzy lata temu pewien calimshański dewiant porwał ją i torturował na ciele i umyśle, by na końcu zgładzić w bestialski sposób.
Każdy gwałt, każda rana, każda udręka... Wishmaker widział wszystko. Było to tak namacalne, że chciał złapać i udusić aroganckiego okrutnika, bawiącego się dzieckiem niczym kot upolowaną myszą, radującego się przerażeniem i bezradnością ofiary.
Obleśnie zadowolona twarz zboczonego rodaka wryła się w pamięć czarodzieja, jakby ją wyrzeźbił we wnętrzu swej czaszki. Jeżeli kiedykolwiek go spotka, rozpęta piekło w którym tamten będzie się smażył tak długo, że zwęglą mu się jelita. A potem, w piekle, usmaży się ponownie. Dla takich jak on, Shando, daleki potomek ifirita Wishmakera, miał tylko ogień.