Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-07-2014, 11:02   #7
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Znalezienie Gareta okazała się być stosunkowo łatwe i dogodne. Ucieszyło to Rubin i nie zamierzała kryć owej radości. Uśmiechnięta od ucha do ucha, wyprzedziła nieco swój orszak by podbiec do mężczyzny i z dumą wymalowaną na twarzy okręcić się przed nim by dokładnie mógł obejrzeć jej praktyczny strój.
- Nieco lepiej, nie sądzisz? - Słowa te bez wątpienia miały za zadanie wymusić jakże należący się jej komplement. W końcu nie po to tyle się natrudziła by to bez echa się obyło.
- Świetnie - powiedział, bez mrugnięcia okiem, Garet. - Idealnie wprost. Bardzo dobrze. Twojemu krawcowi zdecydowanie należy się premia.
Aby podkreślić opinię pokiwał z uznaniem głową.
Nie raczył jednak podzielić się opinią, jaką mieli na temat stroju i broni inni bywalcy targowiska.
- Szkoda tylko że biedaczek od dawna już nie żyje.
Nie widać było by w jakikolwiek sposób było jej szkoda człeka, który uszył ubrania, jakie obecnie miała na sobie.
Garet nie skomentował dziwnego faktu kupowania strojów szytych przez nieboszczyków.
- Przyniosłam ci ciasto - zmieniła temat na nieco słodszy. - Trafiliśmy na wspaniałe miejsce, w którym sama bogini tworzyła cuda o jakich nigdy ci się nie śniło. Zrobiłam mały zapas owych słodkości więc możemy już chyba ruszać.
- O, dziękuję - odparł z uśmiechem. - Co prawda nie samymi słodyczami człowiek żyje, ale skoro jesteś gotowa, to możemy jechać. Też załatwiłem wszystko, wystarczy więc odebrać zapasy z gospody i jedziemy.
- Gotowa… - zamyśliła się chwilę wiedząc że o czymś zdecydowanie zapomniała. - A tak, chwileczkę - zwróciła się do Gareta, po czym przeniosła swą uwagę na Zarka. - Byłeś mi niezwykle pomocny. Proszę, oto twoja nagroda. Do podziału z pozostałymi, oczywiście. - Co mówiąc wyciągnęła sakiewkę i nie sprawdzając jej zawartości podała chłopakowi. - Nie chciałabym jednak usłyszeć, że przywłaszczyłeś wszystko dla siebie. Nie spotkałoby się to ze zbyt miłym potraktowaniem. Na owe monety został bowiem rzucony czar. Uważaj więc - posłała mu uśmiech, który jednocześnie łagodził ton jej ostatnich słów i był pożegnaniem.
- Ruszajmy - zwróciła się do Gareta. - Mój wierzchowiec już czeka. Zakupiłam także konia który zajmie się naszymi bagażami. Mam nadzieję iż nie masz nic przeciwko.
- Aaa... Nie potrzebuje pani czasem... służącego? - spytał Zark, który przeniósł wzrok z sakiewki na hojną pannę.
Rubin chwilę nad propozycją chłopaka myślała. Z jednej strony polubiła go, z drugiej był on kolejną osobą, którą miała dopuścić do siebie. Mogło się okazać, że jej natura wcześniej niżby mogła sądzić na światło dzienne się pokaże. Gdyby zaś przez przypadek chłopak w pobliżu wtedy był… Garetowi w jakiś dziwny sposób była w stanie zaufać. Zdawał się rozsądny, znacznie bardziej niż Zark, który mogłaby panowanie nad sobą stracić przez co życie jego znalazłoby się w wielkim niebezpieczeństwie. Nie była pewna czy jest w stanie brać na barki swoje taką odpowiedzialność
Zerknęła niepewnie na Gareta nim swojej odpowiedzi udzieliła.
- Podróż, w którą się udajemy do bezpiecznych nie należy. Nie wiem, czy dałbyś sobie radę wśród dzikich szlaków i czekających na nich niebezpieczeństwach. Nie lepiej ci będzie zostać tutaj i może interesami jakimiś się zająć? Zdajesz się mieć do tego smykałkę, a tuż za tobą czekają twoi pierwsi pracownicy. Chcesz ową przyszłość ryzykować dla przygody, która życie może cię kosztować?
- Ale... ja bym wolał... z panią... - powiedział niepewnie Zark.
I próbuj tu ratować młodzika… Widać instynkt go w tej akurat kwestii zawodził. Cóż było począć…
- Skoro takie twoje życzenie to wybierz z tej grupy tego, który ma cię zastąpić. Oddaj mu sakiewkę wpierw konia sobie kupiwszy i ruszać z nami możesz, prawda? - zwróciła się, nieco po nieczasie, do Gareta.
Ten rozłożył ręce.
- Do końca i tak nie będziemy mogli cię zabrać - powiedział do młodzika. - Po kilku dniach zostawimy konie w jakiejś wiosce, i tam byś musiał zostać. Lepiej ci będzie tutaj, z przyjaciółmi, niż gdzieś tam, daleko, wśród obcych ludzi, czekając na nas nie wiadomo jak długo.
Wizja utraty sakiewki i zostawienia gdzieś, gdzie nikogo by nie znał ani o panujących układach nie wiedział, wyraźnie nie przypadła młodzikowi do gustu. Tu miał już zawiązane sojusze, znał prawa, wiedział gdzie co można było dostać za odpowiednią cenę i kogo najlepiej z daleka omijać. Panienka może i bogata była jednak pewności nie było że owym bogactwem się z nim podzieli w stopniu większym niż to obecnie uczyniła.
- Skoro tak… - przymarudził nieco, widać jednak było że decyzję podjął. - Gdybyście jednak państwo w drodze powrotnej zajrzeli do naszego pięknego Jerset, to ja do waszej dyspozycji będę, starczy jeno posłać.
Rubin rozpromieniła się na taki obrót spraw.
- Oczywiście, że poślemy. Chociażby po to by wywiedzieć się jak się masz i czy szczęście ci sprzyjało. Teraz jednak czas nam w drogę.
Mówiąc to dała znak, że rozmowa dobiegła końca. Byłaby pewnie uściskała chłopaka gdyby nie ryzyko że mogłoby to uszczerbić jego pozycji i zagrozić przyszłym planom. Miast tego skinęła mu głową jak równemu sobie.

Konie już na nią czekały. Chłopiec którego na ich straży zostawiła okazał się godzien swego zadania. Jako jednak że sakiewkę oddała chwilę wcześniej nie pozostawało jej nic innego jak podziękować mu i wysłać do Zarka po nagrodę. Jej strażnik zadowolony tym obrotem spraw nie był, jednak wyboru większego nie miał. Pozostawała zatem kwestia znalezienia się na grzbiecie końskim i opuszczenia miasta.

Pierwszy dzień drogi przebiegł bez większych zakłóceń. Na trakcie ku Srebrnym Górom prowadzącym był co prawda ruch spory, jednak nie na tyle powolny by podróż stanowiła udrękę. Rubin, jak się okazało, dość dobrze dogadywała się ze swym wierzchowcem więc i bez upokarzających wypadków się obyło. To czy była szczęśliwa z takiego sposobu podróżowania było już jednak inna sprawą. Niestety, inne środki nie były w obecnej chwili wskazane. Na dokładkę wkrótce wieczór miał zapaść. Garet wyraźnie ku noclegu w jednym z przydrożnych zajazdów optował, ona jednakże za nic na takie rozwiązanie zgodzić się nie chciała. Czy to chodziło o brak funduszy spowodowany oddaniem sakiewki, czy o co innego - wyjaśnić nie chciała. Uparcie jednak przy swoim obstawała grożąc w końcu iż sama noc pod gwiazdami spędzi, a on niech sobie śpi pod dachem.
Koniec końców stanęło na tym iż obóz rozbili na polanie, tuż za granicą lasu się znajdującej. Miejsce to było dość skryte, z każdej strony otoczone przez większe, lub mniejsze zarośla. To, skąd Rubin wiedziała o owej ustronnej kryjówce pozostawało tajemnicą gdyż ta uparcie na ów temat milczała. Widać jednak było że ktoś korzystał z owego miejsca i to nie tak dawno. Pośrodku ułożono bowiem krąg z kamieni, a obok mały stos drewna, w sam raz na niewielkie ognisko.
- Przyniosę wody - zadecydowała głosem, który nie pozostawiał miejsca na dyskusję, po czym oddaliła się, pozostawiając Garetowi rozbicie obozu. Jak zamierzała ową wodę przynieść nie było wiadomym, gdyż znikając między drzewami nie miała przy sobie nawet małego kubka.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”

Ostatnio edytowane przez Grave Witch : 06-07-2014 o 09:52.
Grave Witch jest offline