Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-07-2014, 02:18   #6
Revan
Banned
 
Reputacja: 1 Revan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znany
Czas się dłużył. Chwile mijał bezpowrotnie w akompaniamencie już-pijanego barda, oraz prawie-zaraz-na-pewno-pijanej klienteli lokalu. A minęła ledwo godzina...

Obok Kiry wyrósł nagle Yoren, która, gdy ujrzała jego twarz, omalże nie spadła z krzesła ze strachu.



Yoren był jednym z niewielu przedstawicieli starej rasy w Gyhst, niewielu krasnoludów przebywało w tym mieście dłużej niż kilka dni, a już na palcach jednej ręki prawdopodobnie można było policzyć krasnoludy mieszkające na stałe w mieście. Żaden, nawet ćwierć zdrowy na umyśle krasnolud nie zapuszczał się do Veor... ale nikt nie mówił, że Yoren był całkiem zdrowy.

- Na górę. Pierwszy pokój po prawej. Arol czeka. - rzucił lapidarnie. Kira również słyszała co nie co o Yorenie, ale nigdy nie miała okazji z nim rozmawiać. Sądząc z plotek, nie byłoby o czym. Krasnolud słynął wręcz ze swojego opanowania i zwięzłego stylu wypowiadania. W dodatku w mieście niewielu ludzi się go czepiało, mimo głęboko zakorzenionej nienawiści Veorczyków do starej rasy. Musiał być doskonale znany... i skuteczny w rozbijaniu nosów.

Odwrócił się do ciekawsko przyglądającemu się sytuacji Sontonowi.
- Ty też. - burknął, po czym odszedł od nich.

Killmea i Darrel obserwowali krasnoluda od dłuższej chwili, szedł w ich kierunku. W pewnym momencie, jakiś gruby mężczyzna wylał, niby przypadkiem, kufel piwa na niego. Ten tylko stanął, spojrzał się na niego, i kontynuował chód w ich stronę. Sytuacja wyglądała na "opanowaną".

- Hej, pokurczu, coś ci się wylało na łeb! - krzyknął do niego mężczyzna, prowokując bójkę. Zapewne czuł się pewnie, w towarzystwie pięciu innych ludzi przy stole, którzy jak na zawołanie zarechotali z jego zaczepki.

Kira była przekonana, że oni *prawdopodobnie* o Yorenie nie słyszeli. Przynajmniej mogła naocznie się przekonać o prawdziwości plotek. A przynajmniej jednej plotki. Yoren zatrzymał się. Grajek nagle przestał grać, rozmowy także jakby ucichły.

- Togard, ten pan ma już chyba dość. - Yoren powiedział donośnie do karczmarza, stojącego za szynkwasem.
- Yoren, tutaj wszyscy mają dość. Po to tu przychodzą. - krasnolud jakby uśmiechnął się, krótki żart uspokoił sytuację, w karczmie znów zaczął się gwar. Prowokator, otępiały, nie wiedząc co ze sobą począć, usiadł w towarzystwie swoich kompanów.

Wtedy się zaczęło. Krasnolud w trzech krokach znalazł się przy mężczyźnie, chwycił go za kędzierzawe włosy i zaczął wprasowywać jego twarz w szczeliny drewnianego stołu. Jego kamraci aż odskoczyli z przerażeniem, widząc, jak w ciągu kilku chwil zmasakrował człowieka w stopniu uniemożliwiającym poznanie go przez rodzoną matkę. Skończył, krasnolud puścił włosy grubasa, które trzymał się jego głowy na słowo honoru.

Wynieśli go z przybytku. Rozmowy toczyły się nadal, jakby to nigdy się nie stało. Yoren podszedł do rodzeństwa.
- Odłóż - rzucił do Killmey, która odruchowo ściskała rękojeść sztyletu pod stołem. Skubany był dobry.
- Arol czeka na górze. Pierwszy pokój z prawej. - rzucił, ścierając szarą szmatką krwawe krople z rąk.
- A miałem zakład... żadnej rozkwaszonej gęby przez dwa dni. Znowu przegrałem - krasnolud, z ironicznym uśmiechem na twarzy oddalił się w stronę szynkwasu.

Kira, Sonton, Killmea i Darrel dotarli pod wskazane drzwi. Wszyscy mieli na twarzy wypisaną w mniejszym, bądź większym stopniu konsternację, wynikającą z faktu przebywania w towarzystwie. Zanim ktokolwiek zapytał o co chodzi, drzwi do pokoju otworzyły się do środka, a przez nie wybiegły dwie *skąpo* odziane półelfki, które znikły gdzieś za zakrętem korytarza. W środku, wśród kilku poduch i tkanin leżał Arol. Gdy was zobaczył, natychmiast wstał. W zębach trzymał dymiącą się fajkę.



Gnomy, ze względu na swoją anatomię, były całkiem ciekawym widokiem. Ta niewielka rasa o wzroście zazwyczaj nie przekraczającym 90cm być może i nie dorównywała pod względem tężyzny, czy wytrzymałości krasnoludom, czy ludziom, aczkolwiek posiadała inne talenta, które pozwalały im egzystować w tym świecie. W Veor mają swój własny odpowiednik powiedzenia "gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta". Brzmi ono "dokopie ci jak gnom".

- Co tak stoicie jak te cielęta? Właźcie do środka! - rzucił do nich, po czym zamknął za wami drzwi.
- No, wszyscy w komplecie... - policzył ich ruchem głowy. - No, prawie wszyscy. Mniejsza z tym. Co wam tak długo zajęło dotarcie tutaj? - zapytał, siadając w obitym skórą fotelu, w którym prawie całkowicie się zapadał.
 

Ostatnio edytowane przez Revan : 08-07-2014 o 15:58.
Revan jest offline