Otaczająca go rzeczywistość przepuściła szturm na jego zmysły i psychikę. Czegoś takiego Mark się nie spodziewał. Cała sytuacja była tak odrealniona i patologiczna, że wszystkie cząstki jestestwa Coopera krzyczały głośno "nie!"
Na szczęście mężczyzna mimo niesprzyjających okoliczności nadal panował nad sobą. Być może była to zasługa dziennika i treści, które tam znalazł. Czy bez tych informacji potrafiłby tak rozsądnie reagować? Czy bez tych kilku stron poddałby się żądzy, która trawiła go od środka? Czy zapomniałby o normach, przyzwoitości i dał się ponieść fantazji i rozkoszy?
Mark zamknął oczy i wyciągnął ręce przed siebie w obronnym geście. Nie chciał dopuścić do siebie ani tej kobiety, ani fantazji, które czaiły się na skraju jego świadomości. Pożądanie i pierwotne instynkty były bardzo silne i wystarczyłaby chwila nieuwagi, aby zdominowały jego zachowanie i sposób bycia.
Nagle przestrzeń wypełniły dźwięki prostej i delikatnej melodii. Muzyka z dziecięcej pozytywki brzmiała w wagonie metra całkowicie surrealistycznie. Mark otworzył ostrożnie oczy i zobaczył, że kobieta z głową królika oraz tajemnicza dziewczynka zniknęły. Zamiast nich w powietrzu unosiło się tysiące małych, białych piór.
Na taki widok u większości ludzi budzi się skojarzenie z dziecięcą bitwa na poduszki. Cooper w tej chwili miał jednak zupełnie inne skojarzenie.
Anioły.
W pewnej chwili Mark zauważył, że pióra które upadły na podłogę w mgnienia oku zabarwiają się rubinową czerwienią, jakby nasiąkały krwią.
Obserwację i myśli mężczyzny przerwało pukanie w szybkę. Cooper odwrócił się i zobaczył, że po drugiej stronie szklanych drzwi stoi policjant. Wpatrywał się on znudzony w swoje buty, a prawą dłonią pukał w szybę.