Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-07-2014, 16:22   #9
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Rubin nie spała. Sen nie był jej potrzebny, przynajmniej przez następnych kilka miesięcy. Miast spać, czekała. Wsłuchując się w oddech Gareta rozmyślała o tym, co na nich czeka w trakcie tej przygody. Czy dobrze uczyniła zabierając go ze sobą? Był taki kruchy, jak wszyscy z jego gatunku. Mógł umrzeć w każdej chwili. Nie powinna się zatem do niego przywiązywać. Problem w tym, iż dla kogoś takiego jak ona nie było to takie znowu proste zadanie. Samotność miała bowiem to do siebie, że z czasem osłabiała odporność na bliskość. Ona zaś była samotna już od długiego czasu.
Oddech się unormował. Słyszała każdy wdech i wydech, które uparcie pompowały powietrze do jego ciała. Spał, a to znaczyło, że mogła swobodnie opuścić swoje posłanie. Nie można było rzec iż zwlekała z tym zbyt długo. Upewniła się tylko czy ogień za wcześnie nie wygaśnie, po czym oddaliła się cicho w stronę strumienia.
Miejsce w którym zatrzymali się na nocleg było jej doskonale znane. Korzystała z niego już wielokrotnie, ostatnim razem dwa dni temu. Było tu cicho, w miarę bezpiecznie i blisko do wody. Strumień był w wyborze owego miejsca dość istotny. Niemal niewidoczny nim się do niego nie wpadnie, głęboki dość by się zanurzyć, posiadający niewielką plażę po drugiej jego stronie. Było tu wszystko czego mogła sobie życzyć. Nic więc dziwnego, że gdy tylko upewniła się że nikt jej nie zobaczy zrzuciła ludzką formę. Cudowne uczucie wolności przepłynęło przez jej mięśnie. Rozprostowała skrzyła ciesząc się ich ciężarem i siłą, która w nich drzemała. Pazury głęboko wbijały się w dno strumienia gdy przechodziła przez niego by dostać się do plaży. Ogon sunął za nią niczym ogromny, żyjący własnym życiem ster. Woda przyjemnie chłodziła pokryte złotymi łuskami ciało. Rubin przymknęła ślepia chłonąc każde z najdrobniejszych nawet wrażeń jakie dostarczała jej ta krótka kąpiel.
Na plaży ułożyła się wygodnie, zajmując swym ciałem całą jej powierzchnię. Jej prawdziwa forma była znacznie większa niż ta, którą przybierała by swobodnie poruszać się po świecie ludzi. Była także silniejsza, bardziej wytrzymała, zwinna, szybka i zdecydowanie piękniejsza. Wszystko w niej było doskonałe, nieśmiertelne i stworzone po to by władać. Tak było kiedyś, nim człowiek nawiedził te ziemie. Jej ród panował nad górami, lasami i dolinami po tej i po drugiej stronie Srebrnych Gór. Gromadzili skarby w swych jaskiniach, pożerali tych którzy okazali się zbyt słabi by przetrwać, urządzali pojedynki między sobą by doskonalić swe umiejętności wojowników. Pewnego dnia wszystko jednak uległo zmianie. Pojawił się człowiek. Słaby, nie posiadający pancerza ani pazurów, bojący się własnego cienia. Nie stanowił zagrożenia więc pozwolono mu istnieć. Wedle niektórych byłą to najgorsza decyzja ich rasy jaką podjęli od początków świata. Oto bowiem ta wątła istota zajęła ich ziemie, zaczęła wybijać ich zwierzynę, budować kamienne domostwa, toczyć wojny, kraść ich skarby. Nagle byli wszędzie spychając smoki do najwyższych partii gór. Nie zdecydowano jednak by pozbyć się owej zarazy. Postawiono na cierpliwość. Ludzie bowiem żyli krótko, byli wrażliwi na choroby i ataki dzikich zwierząt. Niemożliwym było by coś takiego długo istnieć mogło. Później zaś przywyknięto do owego rodzaju, zapomniano iż byli jedynie robakami które wpełzły na terytorium królów. Odpuszczono…
W życie smoków wdarła się stagnacja. Najstarsze zaczęły zasypiać snem wiecznym. Młodsi przenikali ród ludzki łącząc się z nimi i wzmacniając ową rasę. Po pewnym czasie zapominali kim są, odrzucali swą prawdziwą formę i idącą z nią nieśmiertelność. Nastały ciężkie, niepewne czasy. Na końcu zaś zostali tylko ci nieliczni, dla których ochrona historii smoczej rasy stała się życiową misją. Nawet oni jednak nie oparli się powolnemu odchodzeniu w sen. Teraz była już tylko ona, samotna smoczyca próbująca pogodzić się ze swym przeznaczeniem jednocześnie usilnie z nim walcząc. Jak długo jeszcze potrwać miała owa walka? Co jeszcze mogła uczynić by skarbnica wiedzy o świecie nie umarła wraz z nią? Zaufać człowiekowi? Oddalić się w poszukiwaniu innych ze swej rasy? Przecież gdzieś musieli jeszcze istnieć smoki. Nie mogła być ostatnią. Ta myśl była zbyt przerażająca.

Myśli płynęły swobodnym strumieniem. W swej prawdziwej formie posiadała całą wiedzę o świecie i jego prawach jaka istnieć mogła. Była… Cóż, była kimś innym niż ta lekkomyślna istota, która za nic miała potęgę złota, rozsądek i dobre maniery. To było jednak konieczne by mogła przetrwać w świecie ludzi. Z tego też powodu pozwalała by jej smocza osobowość wyciszała się na te chwile gdy wkraczała do miast i wsi w których królowali ludzie. Cieszyła się chwilą, bawiła niczym małe dziecko. Teraz jednak nie była pewna czy takie podejście było właściwe. Może wcześniej, lecz nie teraz.

Tak wiele decyzji musiała podjąć. Jej życie miało się wkrótce zmienić, czy to na lepsze czy też gorsze. Nie wątpiła bowiem że prędzej czy później wtajemniczy Gareta w swój sekret. Nie była co prawda pewna czy jest odpowiednim ku temu kandydatem, nie mogła jednak czekać aż będzie zbyt zmęczona by walczyć. W tym momencie wciąż była w sile wieku, wciąż młoda i pełna energii. Jak długo jednak ten stan miał się utrzymać? Kolejne trzysta, pięćset lat? Zapewne więcej, nawet znacznie więcej. Musiała…
Uniosła gwałtownie głowę. Coś działo się przy obozie.

Gareta obudziło ciche rżenie i uderzenia kopyt o ziemię. Konie najwyraźniej coś spłoszyło, jakieś duże zwierzę zapewne. Z pewnością nie podkradało się, ale było gdzieś w okolicy. Na tyle blisko, że jego zapach doleciał do miejsca, gdzie konie były przywiązane.
Z kuszą w dłoni, za to w samej koszuli i spodniach, rozglądając się na boki, wyszedł z namiotu. I natychmiast rzuciła mu się w oczy nieobecność Rubin.
- Niech to szlag - mruknął. - Dokąd polazła...
- Rubin?! -
powiedział znacznie głośniej. - Wracaj! Coś się kręci w okolicy.

Głos Gareta dotarł do niej gdy pokonywała strumień. Przemiana zabrała jej chwilę czasu, tym bardziej że poświęciła myśl lub dwie temu by tego jednak nie rozbić. Wygrał jednak rozsądek. Jej towarzysz mógłby z nerwów wpaść na jakiś głupi pomysł, a tego nie chciała. Szkoda tylko, że nie wiedziała wcześniej że mieć będą do czynienia z przeciwnikiem przewyższającym ich liczbą. Napastników nie dało się przeoczyć. Śmierdzieli, hałasowali i najwyraźniej za grosz instynktu nie posiadali. Za dużo rumu w ich żyłach płynęło lub i inne substancje miały tu swój udział. Wciąż czuć było zarówno jedno jak i drugie, mimo iż minąć musiało trochę czasu od chwili w której opuścili przybytek w którym się owymi specjałami delektowali. Rubin nie miała większych problemów by podejść tych, którzy znajdowali się od strony strumienia. Problem polegał na tym iż nie byli oni jedyni. Trzech skradało się bowiem od strony traktu. Dodać do nich dwójkę za plecami której właśnie się znalazła, a ostra zabawa była gwarantowana.
- Trzech panów za tobą Garecie - odkrzyknęła jakby nigdy nic, nawet z odrobiną wesołości w głosie.
Jej dwójka niemal natychmiast odwróciła się twarzami w jej stronę. Uzbrojenie mieli marne jak na jej standardy, jednak zdecydowanie mogące wyrządzić krzywdę delikatnemu ciału. Ona zaś nie miała przy sobie niczego. Tak właściwie na sobie także niczego nie miała nie licząc kropel wody, powoli schnących w ciepłym, nocnym powietrzu. Było to zarówno korzystne jak i nieco mniej. Zależało z której strony się spoglądało, a sądząc po lśniących oczach dwójki mężczyzn, nie mogli się oni zdecydować czy ową stroną ma być góra czy dół.

Garet uznał, i zapewne słusznie, że wygapianie się w młodą dziewczynę, w chwili gdy ma się na karku trzech zbirów, nie jest najlepszym pomysłem. Nawet jeśli owa dziewczyna jest naga i odpowiednio wyposażona przez naturę.
Odwrócił wzrok od kuszących kształtów, odwrócił się w stronę trójki napastników, o których mówiła Rubin, i bez wahania wpakował bełt w brzuch środkowego oprycha.
Podarek, chociaż zaoferowany całkiem szczerze, nie spotkał się z uznaniem obdarowanego człeka, który miast podziękowań wydobył z ust coś na kształt jęku, po czym zwalił się na ziemię.
- Zabiję cię, sukinsynu! - wrzasnął (niezgodnie z prawdą określając pochodzenie Gareta i nie zważając na obecność płci pięknej) jeden z bandytów, z wyglądu brat-bliźniak tego, który oberwał bełtem.
Nadmierna zapalczywość zemściła się na nim, bowiem gdy ruszył na Gareta z wypisaną na twarzy żądzą krwi, potknął się o nadmiernie rozciągnięte sznurki namiotu i zwalił się jak długi. Wystarczyło zrobić krok i kopnąć w skroń.
- Opsss... - powiedział Garet z udawaną skruchą, po czym błyskawicznie schylił się i niemal natychmiast się wyprostował, z mieczem napastnika w dłoni.
Ostatni przeciwnik nie był ani zbyt sprawny we władaniu mieczem, ani też zbyt trzeźwy by pojąć, że nie ma szans w tym starciu. Wystarczyło odbić jeden cios, pchnąć...
Garet skopał przeciwnika z ostrza, po czym z zakrwawionym mieczem w dłoni obrócił się w stronę Rubin.

Upewniwszy się że Garet daje sobie radę ze swoją częścią napastników, przeniosła uwagę na tą dwójkę, która właśnie zaczynała przytomnieć. Uśmiechnęła się przy tym słodkim, zachęcającym uśmiechem.
- No no… Co my tu mamy panowie - zagaiła, jednocześnie budząc uśpiony ogień. Nie miała z tym większego problemu. Był w niej od urodzenia, płynął w jej żyłach, napędzał jej serce, nadawał smaku jej życiu. Manipulowanie nim było pierwszą, zaraz po lataniu, lekcją w jej życiu. Rzec przy tym należało, że poza tymi dwoma czynnościami nie było niczego innego, co sprawiałoby jej większą przyjemność.
- Jak to było? Z prochu powstałeś… - zaczęła przymilnym głosikiem, przerywając temu po lewej wywód, który zapewne zamierzał zacząć, względnie przekleństwo. Dwa węże ogniste spłynęły z jej dłoni śmigając niczym błyskawice w stronę swych celów. Owijając się wokół ich stóp, pełznąć w górę, spalając wszystko czego ich ciała zdołały dotknąć. Mężczyźni mieli dość rozsądku by próbować bronić się przed bestiami. Błysk stali odbijał złote płomienie rzucając blaski na okolicę. Żaden jednak nie był na tyle inteligęntny by skierować swe ostrze na właściwe zagrożenie dla ich nędznego życia. Zagrożenia, które z pewną przyjemnością przyglądało się, jak jej wspaniałe twory posilają się wpierw ubraniem, później skórą, a następnie mięśniami które pod nią się kryły. Krzyku przy tym było trochę, jednak również on został pożarty przez ogień gdyż Rubin nie uznała za właściwe pozwolić owym okrzykom na ściągnięcie ewentualnych nocnych wędrowców. Kto wie czy takowi nie przemierzali akurat w tym momencie szlaku? Ci którzy byli winni otrzymywali właśnie karę za swe grzechy. Niewinnych wolała oszczędzać.
- W proch się obrócisz - dodała na zakończenie. To było nawet nieco zbyt łatwe jak na jej gusta. Przywołała węże z powrotem, nie chcąc by zaczęły szukać innego pożywienia. Ogień powrócił do jej ciała, tam gdzie było jego miejsce. Dwie kupki popiołów z kilkoma fragmentami nadpalonych kości i dwoma mieczami, stanowiły jedyny dowód istnienia dwojga napastników.
Z przyjemnością odnotowała iż Garet również nie spotkał się z większymi problemami przy likwidowaniu swoich przeciwników. Co prawda jego sposoby były nieco bardziej krwawe i pozostawiające po sobie ślady, jednak bez wątpienia skuteczne.
- Pomóc ci z pozbyciem się ciał? - zapytała, ruszając w jego stronę.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”

Ostatnio edytowane przez Grave Witch : 06-10-2015 o 12:16.
Grave Witch jest offline