Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-07-2014, 11:44   #21
Bogdan
 
Bogdan's Avatar
 
Reputacja: 1 Bogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie coś
W opowieści że ludzie znikają bez śladu, tak zwyczajnie znikają, jakby się nagle rozpłynęli w powietrzu Olsen nigdy nie wierzył i nawet nie był wstanie sądzić, że uwierzyć byłby zdolny. Był realistą. A do tego mężczyzną pod pięćdziesiątkę, który niejedno nieszczęście w życiu już widział, o niejednym tajemniczym zaginięciu słyszał, i wiedział że zawsze za zagadkową legendą leśnej Baby Jagi, wodnika, czy diabelskiego psa terroryzującego okolicę kryje się banda zdegenerowanych oprychów, zdradliwe torfowisko, albo banalna sfora zdziczałych psów czy wyjątkowo rozmiłowanych w ludzkim mięsie kojotów.
Ludzie giną. W wyniku nieszczęśliwych wypadków, nieuwagi, beztroski, z rąk innych ludzi...
Giną, ginęli i będą ginąć. Tak to już jest. Statystycznie wcale nie częściej ani rzadziej od przedstawicieli innych gatunków i fakt ten tłumaczył sobie zawsze za swego rodzaju dziejową sprawiedliwość.

Zawsze aż do tej fatalnej nocy.

Wypadki tej koszmarnej nocy z każdą mijającą godziną trwalej wywracały do góry nogami wszystko w co wierzył, brał za pewnik i co swoim analitycznym rozumem był w stanie ogarnąć. Ludzie znikali! Dosłownie rozpływali się w powietrzu poza krwawymi plamami nie pozostawiając nic po sobie, a co straszniejsze działo się to wszystko bez jakiegokolwiek ostrzeżenia i niemal na jego oczach!!
O ile po początkowym ochłonięciu z zaskoczenia po odkryciu tragicznej śmierci Solomona Craiga wszelkie jego obawy dotyczyły jedynie stopnia trudności terenu, jakim zmuszeni okolicznością nocy musieli się poruszać w karkołomnym pościgu za bandą Harpera, po odkryciu zbroczonych krwią koni Jacoobsona i Hemerlaya całą swoją uwagę poświęcał już tylko temu, by nie odstawać. Nie znaleźć się przypadkiem dalej niż na to pozwalał mrok od KOGOKOLWIEK. Widzieć i słyszeć wciąż kogoś przed i za sobą. Nigdy jeszcze przebywając pośród ludzi nie czuł się tak samotny.

Zaczajonego w mroku Indiańca nie zauważyłby, gdyby nawet nań najechał koniem. Nerwy miał w strzępach, a spanikowany umysł co i rusz podsuwał mu wizje czających się dokoła żądnych krwi białych dzikich. Tylko nadludzkim wysiłkiem woli nie krzyczał co chwila – Dziki!! - i nie walił ze wszystkiego co miał w magazynkach do mijanych kaktusów i skalnych załomów. Wiedział że histeryzuje. Że strach ma wielkie oczy. Wiedział, że znajduje się pośród z górą dwudziestu jeźdźców – skołatany umysł bankiera nawet nie potrafił doliczyć się dokładnej liczby tych, którzy wciąż brnęli przez jary Messy Diabła – a jednak panika oblewała go falami zimnego potu.
Bał się. O siebie. O pozostałych. Ale przede wszystkim bał się, że nie zdąży. Że gdzieś tam, dokąd zmierzali niewidzialne niebezpieczeństwo dopadło już bandę Roda Harpera i wtedy jemu pozostanie już tylko szukanie wiatru w polu. Że zrabowanych pieniędzy nie odzyska.

Dlatego kiedy Wolf, Jordan, Wesołek i Black, a potem jeszcze Spencer, Tower i Brown postanowili jechać dalej nie zważając na opór Szopa Mullera Olsen w milczeniu powiódł konia w kierunku tej grupy i wmieszał się ciągnąc za sobą muła w sam ich środek. Nie wiedział, czy postępuje dobrze czy źle. Słusznie czy głupio. Wiedział tyle, że zwłaszcza teraz, w obliczu niewidzialnego zagrożenia musi się śpieszyć, oraz że już nie uwierzy w legendarne stalowe jaja Mullera. Ten traper zobaczył coś o czym nie zamierzał mówić pozostałym i wykalkulował, że ryzyko jest zbyt duże jak na spodziewane zyski.
Tak, Szop Muller się bał, a on, Egon Olsen bał się tej nocy już zbyt długo, by nie rozpoznać strachu u innego człowieka....

Dwóch tchórzy naraz to wystarczająco wiele, by coś mogło pójść nie tak...
 
Bogdan jest offline