Zwiad
Atmosfera na wzgórzu była iście grobowa. Obecność smętników, truchła harlanta i martwego człowieka nie napawały optymizmem. Na domiar złego w pobliżu pojawiły się jakieś istoty, które postanowiły obserwować ich z ukrycia.
Tylko Nevard zachował dość rozsądku i zimnej krwi, aby znaleźć proste wyjście z sytuacji. Być może jego ostatnie doświadczenia z przebywania w Pomroce odegrały tu decydująca rolę.
Przywódca grupy ruszył śmiało w kierunku krzaków, gdzie ponoć ktoś się skrywał.
Nevard miał plan. Nie bał się ani tych istot, ani konfrontacji z nimi. Wolał wiedzieć z kim ma do czynienia niż żyć w niepewności. Gdy podszedł do krzaków zauważył dwie niewielkie postacie, nie tyle skryte w krzakach, co po prostu w nich stojące.
Wystarczył mu jeden rzut oka, aby wiedzieć że to dusze zmarłych ludzi. Widywało się je czasami na granicy Pomroki i realnego świata. Mówiło się, że wszyscy ci, którzy umrą nocą nigdy nie zaznają spokoju i będą się błąkać przez wieczność w Pomroce.
Większość duchów nie była groźna, a na pewno te które nie przebywały w głębokiej Pomroce.
***
Pomroka na horyzoncie gęstniała, ale tak jak powiedział Nevard tutaj będą bezpieczni. Gęsta ciemność zasnuwająca horyzont ominęła zarówno wzgórze na którym byli, jak i kilka innych szczytów.
Obóz
- Przejść do trójkąta - krzyknął Unterhagen widząc, że bezpieczeństwo obozu jest zagrożone. W sumie ciężko było jednoznacznie stwierdzić, czy był to jego pomysł, czy też poszedł za sugestią kapłana.
Grupa przeformowała się i na szczęście udało się na nowo utworzyć świetlistą barierę strzegącą obóz przed rozciągającą się wokół ciemnością.
Niestety Pomroka wdarła się już do środka i nie zamierzała poddać się bez walki.
Mniej więcej pośrodku obozu pojawił się gęsty czarny obłok Pomroki, który zaczął falować i przybierać materialny kształt.
Utkany z materii Pomroki stwór był wysoki na jakies dwa i pół metra. Miał cztery ręce zakończone ostrymi pazurami oraz owalną głową. Jego żółte ślepia rozglądały się czujnie w poszukiwaniu pierwszej ofiary.
*
Wszystkich, którzy są w obozie poproszę o rzut na opanowanie. Fastbergavettbrinnandehjärta
- Znam twój lud, więc nie pouczaj mnie. - odburknął mężczyzna - Zgaś światło, bo płoszysz zwierzęta. Ty i twoi kompani, to banda idiotów. Widzieliście, że się zbliżamy, a mimo to nie zeszliście nam z drogi. Radzę ci wracaj tam skąd żeś przyszedł.
Mężczyzna machnął na kamiennego człowieka i mocno pociągnął za lejce, które trzymał w dłoniach.
Fastbergavettbrinnandehjärta widział coś podobnego pierwszy raz w życiu. Ociężały i zazwyczaj powolny harlant stanął na tylnych nogach i zaryczał głośno. Po chwili opadł na ziemię z głośnym hukiem.
Obsydianin został sam, a za plecami nadal miał ledwo widoczną widmową postać.