Nie ma ciemności bez światła, nie ma życia bez śmierci.
Potężny półork wyciągnął swój ostry jak brzytwa sejmitar z głowy zabitego przeciwnika pozwalając bezwładnemu ciału powoli opaść na zbrukaną krwią marmurową posadzkę karczmy. Wytarł pokryte juchą ostrze o łachy trupa, po czym schował broń z powrotem do pochwy zupełnie nie przejmując się panującym wokół niego zamieszaniem.
Kolejny człowiek zginął z jego ręki…
Grimbak nigdy nie rozpaczał nad martwymi wiedząc, że takie jest już prawo wszechświata. Przetrwa tylko najsilniejszy, ale na końcu tej długiej i niezwykłej przygody jaką jest życie każdego spotka upragniona śmierć. Nawet najpotężniejsi bogowie niczym najwyższe góry kruszą się pod niszczycielską siłą upływającego czasu…
-
Jakie imiona nosicie? - wyrwał go z zamyślenia kobiecy głos.
Druid podniósł skrytą pod wilczą skórą głowę odsłaniając swe naznaczone licznymi bliznami lico.
-
Grimbak - odpowiedział na swój iście ponury sposób -
z klanu ZÅ‚amanego KÅ‚a.
-
Powiedziano nam, że znajdziemy tu schronienie przed czymkolwiek nas goni. Intryguje mnie dobra wola właściciela tego przybytku, ale zbyt dobrze znam ludzi i jestem przekonany, że nie robi tego zupełnie bezinteresownie - wyciągnął zza pazuchy ręcznie wystruganą fajkę nabitą jakimiś ziołami zerwanymi przy szlaku. Z koniuszka palca spłynęła magiczna iskra, która podpaliła mieszankę, a w przybytku zaczął unosić się miły dla nosa aromat przywodzący na myśl zapach lasu świeżo po intensywnym deszczu. Grimbak zaciągnął się mocno trzymając dym przez chwilę w płucach, by po dłuższej chwili wypuścić go spomiędzy pożółkłych kłów.
-
Powiedz mi, piękna pani, gdzie spotkamy niejakiego Nicolasa Ravenwooda?