Nocna jazda w nierozpoznanym terenie, wymuszona brakiem rozwagi i jakimiś niepotrzebnie naszpikowanymi demokracją decyzjami, wprawiły Jeba w podły nastrój. Minę miał oczywiście kamienną, nie dawał po sobie poznać, jak bardzo zirytowało go to, że musiał usłuchać głosowania ludzi ewidentnie nie mających pojęcia o zasadach prowadzenia walki, rozpoznania walką, zwiadu, czy na litość Miłosiernego, zdroworozsądkowego i rzeczowego rozpatrywania sytuacji.
Niczym ślady na skórze, jakie zawsze pojawiały się po noclegu w brudnym zajeździe, kąsały Harrisa też myśli o tym, że zmuszono go do usłuchania woli osób, które nie zapracowały sobie w żaden sposób na jego uznanie, a w dodatku ich status społeczny daleki był od wymarzonego. Trudno, poświęcił już tak wiele, by pomścić panienkę Josephine, że zniesie jeszcze garść, czy dwie garści upokorzeń. Ale już nie więcej. - Szeryf nami dowodzi, jego wola winna być wolą oddziału. Wyruszenie z obozu kosztowało nas kolejne straty. Ci indianie po mistrzowsku władają arkanami i inną bronią, w wąwozie jesteśmy gotowi do wyjęcia, jak homary z lobster potów. Szukajmy osłon, ufortyfikujmy obóz i módlmy się do Dobrego Pasterza, żeby pozwolił nam wypatrzeć jakiegoś kolorowego i zrobić z niego sito.
Wszystko wypowiedział spokojnym, nawykłym do wydawania poleceń głosem. Nikt nie domyśliłby się, jak bardzo źle czuje się Jebediah w ciemności.
__________________ Pусский военный корабль, иди нахуй |