Shilah pokręcił w milczeniu głową. Spojrzał na Szopa, Tigetta i wysłuchał pozostałych. Chciał dostać w swoje łapy Harpera, ba! uważał, że chciał tego najbardziej (zresztą pewnie nie on jeden). Jednak by spotkać się twarzą w twarz z Dzikim Diabłem musiał przeżyć. A rozdzielenie się na terenie wrogich Indian było pewną śmiercią.
Cała sytuacja zresztą go dziwiła. Czerwonoskórzy zwykle dawali ostrzeżenie gdy bronili świętych, czy też przeklętych miejsc. Ostrzeżenie mniej agresywne niż poderżnięcie komuś gardła. Sytuacja go niepokoiła i co raz bardziej dawał wiarę przerażającym historiom jakie słyszał o Mesie. Inni mogli uważać to za zabobon ale Shilah wiedział, że lud jego matki dysponuje dużą wiedzą i mądrością. Ciężką do zrozumienia dla innych jednak prawdziwą.
Mocniej chwycił łuk i rzucił krótko:
- Zostaje.
__________________ [...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...] |