Gabinet
Szefa znajdował się prawie na szczycie monumentalnego budynku Komendy; trzeszcząca winda wiozła Spectera z podziemi gmachu aż po jego dach, mijając bez zatrzymywania się kolejne piętra, sygnalizowane mruganiem podświetlonych przycisków. Zwykle winda stawała na każdym piętrze i była nieustannie przeciążona tłumem migrujących między poziomami ludzi. O tej godzinie, w dopiero zaczynającą się niedzielę, komenda była jednak niemal zupełnie wyludniona, a kilkoro obecnych tu osób przypominało raczej błąkające się po pustym gmachu duchy.
Drzwi do pokoju Szefa, z okładziną imitująca drewno, odchyliły się miękko do środka, wypuszczając na korytarz zapach starego drewna, skóry, wanilii, cynamonu i drzewa sandałowego. Gabinet był duży, przestronny i wyposażony ze smakiem; boss miał słabość do antyków i dawnego rzemiosła, zbierając imponująca kolekcję drewnianych mebli, starodruków i innych przedmiotów z przeszłości, poustawianych po całym pomieszczeniu. Niektórzy szeptem liczyli wartość tej "wystawki", dochodząc do wniosku, że nawet z pensji kierownika Sekcji 10 trudno byłoby zgromadzić i utrzymywać wszystkie te rzeczy i dzieła sztuki...jednak ja na razie plotki pozostawały tylko plotkami, żadna bowiem informacja o nie-do-końca-legalnych zarobkach Szefa nie znalazła jasnego potwierdzenia.
Ze znajdującego się na wprost wejścia okna roztaczał się wspaniały widok na nigdy nie zasypujące miasto. Z wysokości światła pojazdów i reklamowe neony traciły swój wyrazisty blask, zamieniając się w szeregi kolorowych punktów na czarnym aksamicie nocy. Przez uchylony lufcik wpadały podmuchy chłodnego wiatru, niosące wilgotną zapowiedź burzy i bawiąc się rozrzucaniem piętrzących się wszędzie papierów.
W tym składzie antyków był jednak co najemnej jeden rzucający się w oczy nowoczesny element: olbrzymi ekran, zajmujący nieomal całą ścianę, na której było tylko jeszcze miejsce na kilka starych fotografii. Teraz podzielony był na dziesiątki małych pól, w których leciały wszystkie wiodące programy informacyjne. Dźwięk był wyłączony; na tle mieszających się, chaotycznych obrazach odcinała się sylwetka
postawnego mężczyzny w koszuli i spodniach od garnituru, trzymającego w ręku szklaneczkę whisky i wpatrującego się w ekran. Pasująca do kompletu marynarka i krawat zwisały niedbale przerzucone przez oparcie fotela.
-
Pieprzeni padlinożercy -
Szef nie odwrócił głowy, ale musiał zauważyć, że Specter wszedł do środka. Najwidoczniej miał na myśli media -
Nie złapali jeszcze tropu. Jeszcze za wcześnie. Ale jak już otrząsną się z wczorajszego kaca i wylezą ze swoich brudnych nor, rozerwą nas na strzępy - pokręcił głową i zmienił głos, parodiując przejętą spikerkę wiadomości -
Coż za tragedia! Coż za strata! Nasze bezpieczeństwo jest zagrożone! Gdzie były służby? Gdzie?! - odwrócił się do Spectera z krzywą miną i zmrużył oczy -
W dupie były, ot co. - odpowiedział sam sobie -
W dupie tak głębokiej, że trzeba sięgać po najbardziej zasrane środki - oparł się o biurko i wycelował w Spectera palec dłoni wciąż obejmującej szklankę -
Wiesz Specter, że postępowanie w Twojej sprawie się jeszcze nie skończyło? Powinieneś być zawieszony, a ta niedoruchana pani adwokat najchętniej wyrwałaby by mi jaja i powiesiła je nad swoim kominkiem w charakterze trofeum. A ciebie przerobiła na dywanik do kompletu. Niestety mamy to szambo.. - kiwnął głową w kierunku ekranu -
I cholernie mało czasu, żeby coś wymyślić, zanim władują się nam na głowę mądrale z miasta. Każde ręce się przydadzą, ale chyba wiesz, po jak cienkim lodzie stąpam, wciągając cię do sprawy takiego kalibru? - wbił oczy w mężczyznę -
Przekonasz mnie, że tym razem warto ci dać kolejną szansę?