Cooper przyglądał się mężczyźnie i wiedział, że w takiej sytuacji nic nie można zrobić, Jakiekolwiek słowa nie przyniosą pociechy, ani ukojenia. Ból po takiej stracie zostawi piętno na duszy tego człowieka i nic już nic tego nie zmieni.
Wykrzyczane pytanie:
- Jaki bóg pozwala na coś takiego? - dudniło w głowie Marka, niczym kościelny dzwon.
Cooper gotów był walczyć z monstrum rodem z mrocznych horrorów, ale wobec takiej sytuacji był całkowicie bezradny. Poczucie to raniło bardziej niż mogłyby to zrobić pazury, czy kły istoty rodem z piekła.
Ból i potworne poczucie pustki udzieliło się Cooperowi. Gdzieś w podświadomości kołatała się wątpliwość, czy ten człowiek nie jest tylko doskonałym aktorem. Czy nie udaje, aby go zwieść?
Czy jednak można aż tak doskonale oddać cierpienie i uczucie straty? Czy można być aż tak wyrachowanym?
Cooper wykonał pół kroku w kierunku mężczyzny, ale zatrzymał się i powiedział:
- Po prostu pogódź się z tym. Jej już nie ma. Świat jest złym miejscem, ale musimy żyć dalej i to za wszelką cenę.
Tylko tyle mógł zrobić, a przynajmniej tak mu się wydawało. Nie czekając na odpowiedź mężczyzny, odwrócił się i zaczął iść w kierunku drzwi.
Coś jednak nie dawało mu spokoju. Jeden szczegół. Jedno słowo, które wryło się w jego umysł jak drzazga.
- Powiedziałeś "zrobili". Kto ją skrzywidził. Jako ojciec masz pełne prawo do zemsty. Ja... pomogę ci, nawet jeśli trzeba będzie przelać krew - głos mi drżał, a jego słowa poniosły się echem wzdłuż całego wagonu.
Cooper dał impuls, zadziałał, wykazał inicjatywę, w południowej Ameryce motyl uderza skrzydłami, a w Japonii unosi się fala tsunami.
- Naprawdę pomożesz mi? - zapytał z niedowierzaniem mężczyzna.
W odpowiedzi Cooper skinął tylko głową.
Cooper siedział w zdewastowanym wagonie metra. Ściany pokryte były koślawymi i w większości wulgarnymi napisami. Za oknem padał deszcz, którego krople uderzały o resztki ocalałych szyb. Ciałem mężczyzny co kilka chwil wstrząsał dreszcz zimna. W prawej dłoni Cooper ściskał stary notatnik, a w lewej zmiętoszony wycinek z gazety.
Pogrubiony tytuł wyciętego artykułu głosił:
"Brutalne zabójstwo zaginionej Lucy O'Braine"
- Halo! Proszę pana! - usłyszał nad sobą Cooper. Gdy uniósł głowę ujrzał dwóch policjantów, którzy przyglądali mu się uważnie.
- Co pan tutaj robi? To teren zamknięty?
- Nie wygląda pan na bezdomnego - powiedział drugi policjant - Zagubił się pan? Coś się panu stało?
Cooper dłuższą chwilę milczał. W końcu pokręcił głową i powiedział:
- Przepraszam, ja tylko..
KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ