Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-07-2014, 04:40   #206
obce
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację
Nie było wiatru, ale powietrze i tak zdawało się wibrować - jakby gdzieś rozlegała się niesłyszalna dla ludzkiego ucha nuta, niski, jednostajny burdon stanowiący tło wszystkich innych dźwięków. Z przypominającej ludzką dłoń gałęzi spoglądały na nią jednookie ptaki o dziobach zarośniętych cienką, łuszczącą się skórą. Dookoła unosił się zapach bagiennej trzciny i nieznanych kadzideł, które nie budziły żadnych wspomnień. Spomiędzy powyginanych drzew i skręconych niczym zawęźlenia żył krzewów runął ku niej jakiś kształt. Przygarbiony, sadzący długimi, zwierzęcymi susami, syczący spomiędzy wyszczerzonych zębów. Nie zdążyła uskoczyć, nie zdążyła krzyknąć. Spadł na nią całym ciężarem, wyduszając z jej płuc powietrze, przygniatając do ziemi.

- Ty… - syknęło stworzenie, a w pulsowaniu jego krwi wyczuła braterski znak. - Ty… Ktoś ty?

Wpatrywała się w to - w niego - szeroko otwartymi oczami.
Aż pojęła.
Aż zrozumiała.

Zacisnęła mocno dłonie na ramionach tego, czym stał się brat szamana. Wbiła palce głęboko w szarawą skórę, przytrzymała, unieruchomiła, przyciągnęła do siebie. Pocałowała go, wsuwając język pomiędzy ostre zęby. Krew zawsze mówiła głośniej niż słowa, przywoływała pamięć, której głos nie mógł dosięgnąć. Opowiadała o przeszłości, o więzach, o rodzinie, o narodzinach, śmierci i dziedzictwie zamkniętym w kolejnych pokoleniach. Krew zawsze była potężniejsza od słów, a ona miała usta wciąż pełne krwi szamana, jadu jego węży i swojej własnej magii.

Stworzenie - ten Inny, ten Drugi - trwał przez chwilę w bezruchu, nim poderwał się nagle, łapiąc ją za ubranie, unosząc nad głowę i ciskając jak szmacianą lalką.

- Zostawiłeś mnie! - wrzasnął a jego głos utonął w miękkich konarach drzew.

Irga uderzyła plecami o pień najbliższego drzewa. Zsunęła się po miękkiej, gąbczastej korze, upadła na ziemię, dziwiąc się, że wciąż ma jeszcze całe kości. Tyle, że to nie były kości, to nie było ciało - cień jedynie, wspomnienie odciśnięte w zasłonie, ta z dusz, która czuje i pamięta. Myśl i wola obleczone pozorem ciepłej materii. Zacisnęła palce na mchu miękkim jak niemowlęce włosy, podniosła się na nogi, odrzucając przez ramię czarny jak smoła warkocz, w którym grzechotały matowo okruchy jej magii i ludzkiej wdzięczności.

- Wróciłam do ciebie - powiedziała gardłowo, równie gwałtownie, nie odrywając spojrzenia skośnych oczu od jego twarzy.

- Zostawiłeś mnie i uciekłeś! - znowu krzyknął, a wibrujące powietrze wygłuszyło jego głos.

Zaczął (zaczęło? ile zostało w nim mężczyzny, ile zostało w nim człowieka - nie potrafiła określić i nie śmiała zgadnąć) krążyć wokół niej, rozwidlonym językiem oblizując wąską kreskę warg. Nie widział jej. Tego była pewna. Nie widział jej. Była dla niego niewidzialnym naczyniem, w którym pulsowała krew jego brata. Przed jego oczami twarz szamana przesłaniała jej własną. W jego uszach słowa szamana zagłuszały jej własne. Była tylko narzędziem, tłumaczem, przekaźnikiem.

- Odszedłeś do Nieświata a oni... Dlaczego?

Przechyliła głowę w bok, śledząc wzrokiem wysoką, przygarbioną sylwetkę. Pokrzywioną, zdeformowaną, nie do końca ludzką. Niepełną. Jak cień rzucony na nierówną ścianę, który - choć podobny - nigdy nie jest równy prawdziwemu kształtowi człowieka. W ustach czuła smak strachu gorzki i kwaśny jak napar z pożelnicy.

Patrzyła na niego z litością.

Czuła to na języku, czuła to w kościach i sercu, które rwało smutkiem. Prawie widziała to po wewnętrznej stronie powiek; tą ucieczkę szamana, falowanie Zasłony, rozedrgane sylwetki… czegoś… czegoś, co czekało. Prawie potrafiła nazwać to, co spotkało jego brata. Zdawało się, że słowa, by nazwać jego stratę są tuż obok. Prawie.

- Bałam się - wyszeptała, ubierając w słowa echa uczuć obecne w krwi szamana. - Potrafisz wybaczyć ten strach?

Strach i przebaczenie.
To było najważniejsze.

- Zostawiłeś mnie - wysyczał raz jeszcze. - Zostawiłeś z moim strachem!

Przysunął się do niej i przez chwilę sądziła, że znów chwyci ją, uderzy, spróbuje zranić, lecz tylko stał naprzeciw niej. Dysząc. Wysuwając nerwowo język. Mrużąc zezwierzęcone, obce oczy.

Małe zdrady zawsze bolą najbardziej.

- Jak mam ci zaufać raz jeszcze? Jak chcesz odzyskać więź, którą daje nam wspólna krew? - wysunął wskazujący palec, wbił zakrzywiony na kształt ptasiego szpona paznokieć w pierś Irgi. - Skąd mam wiedzieć, że nie uciekniesz znowu?

- Zawołaj moje imię - powiedziała z naciskiem, oplatając palcami kościsty nadgarstek, jakby chciała wyczuć jego puls. - Wezwij mnie - poprosiła. - Pomóż mi wrócić do końca.
 
__________________
"[...] specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat."
obce jest offline