Mark Cooper
Mecenas Lockhard uśmiechnął się, choć w tym grymasie było więcej niechęci i odrazy niż sympatii, czy też życzliwości. Spojrzał wymownie na dłoń Coopera, która spoczywała na jego barku. Mark zabrał ją, a prawnik wrócił zza biurka.
Usiadł ciężko, jakby przebiegł co najmniej półmaraton. Przez chwilę patrzył w oczy Coopera, któremu zdawało się, że Lockhard spogląda niemal w jego duszę, w głąb jaźni i jestestwa.
- Doprawdy ciekawa, bardzo ciekawa. - Lockhard uśmiechnął się i położył prawą dłoń na biurku - Zgoda. Niech pan odda mi kopie tych dokumentów, które pan ma, a ja dam panu adres O'Braina. Nie gwarantuje, że nadal tam mieszka bo sądząc po stylu jego życia może być różnie. Muszę jednak pana ostrzec. Nie raz prowadziłem sprawy o zbrodnie w afekcie. To, co prawda często okoliczność łagodząca, ale nie wygląda pan na kogoś kto przeżyłby w więzieniu choćby rok. Niech więc pan uważa z siłą ciosu i niech pan najlepiej atakuje z zaskoczenia. Ten O'Braina to niezły skurwiel. Jak sam pan zauważył broniłem w życiu różnych ludzi. Nie płacą mi za wnikanie w ich duszę, ale jestem pewien, że ten gliniarz zabił swoją córkę. W jego oczach widziałem coś co czai się tylko w spojrzeniu degeneratów i prawdziwych zboczeńców. Tego się nie zapomina. Niech więc pan uważa na siebie i na niego.
Lockhard zrobił przerwę, po czym sięgnął po wizytówkę i podał ją Cooperowi.
- A jak zdecydowałby się pan rozwieść z żoną, to służę pomocą oczywiście. Gwarantuje przystępną cenę.
Swój wywód adwokat zakończył obleśnym uśmieszkiem z którego można było wyczytać złośliwość, odrazę i pogardę wobec rozmówcy.
__________________ Pies po kastracji nie staje się suką.
"To mój holocaust - program zagłady bogów"
"Odważni nigdy nie giną, mając tylko wiarę i butelki z benzyną" Konstruktor |