Thomas zaczyna mówić. Głos mu się łamie, ale widzę w nim resztki motywacji. - Pamiętam. Pamiętam ten cholerny koszmar. Metro, niekończący się pociąg metra. I mój strach, nie wiem przed czym, bo przecież nic mnie w tym koszmarze nie atakowało. Taka beznadzieja, wiesz?
Świdruje mnie oczami. Bada. - W tym cały problem. Człowiek najbardziej boi się tego, co niewidoczne. - Czułem jakąś celowość. Jakbym znalazł się tam z jakiegoś powodu. Ciągła wędrówka, z wagonu do wagonu. Sen był kurewsko realistyczny - wiesz, odczuwałem zimno, ciepło, każdy zmysł i bodziec z zewnątrz. I mógłbym przysiąc, że każdy wagon był inny.
Pokiwałem głową. Moje wrażenia były bowiem podobne. - To nie był sen. Twoja świadomość po prostu połączyła się z tamtym miejscem. Nie patrz tak na mnie. Nie wiem czym ono jest, ale byłem tam dłużej i swoje wiem.
Thomas podszedł do regału i zdjął jakieś zdjęcie. Postawił je przede mną, odwracając głowę. Z pewnością miał łzy w oczach. Nic dziwnego. Dziewczynka na fotografii była jak z obrazka. Małe, słodkie dziewczątko. Co za chory psychopata mógłby skrzywdzić taką istotę?
Pozwalam O'Brainowi mówić. Czuję, że tego potrzebuje. - Idąc przez te wagony czułem się dziwnie. Realny sen, część czegoś większego. Myślałem, że obudzę się na końcu jednak tak się nie stało. W jednym z wagonów znalazłem.. Lucy. Umierającą, w kałuży krwi. Padłem na kolana i zacząłem ją tulić. Zabrano mi najcenniejszą osobę, Cooper? Rozumiesz ten ból? - Nie będę cię okłamywał. Trudno mi zrozumieć, gdyż sam nie jestem ojcem. Ale gdy cię spotkałem, czułem twój ból. Nie w sensie empatycznym. Tamto miejsce, rozumiesz, jest wielokrotnością osadzonych w nim emocji.
Biorę pustą butelkę i przykładam jej szyjkę do zapalonej lampki. Światło rozlewa się po szkle i resztkach płynu weń. - Rozczepia pragnienia, uczucia, instynkty - kontynuuję, obrazując swoje słowa - W ten sposób można je zobaczyć na własne oczy. Gdy zatem ujrzałem twój ból, wiedziałem że nie blefujesz.
Thomas spojrzał na mnie jakoś inaczej. W jego oczach ujrzałem na moment coś innego niż rezygnacja. Nadzieję? - Pomożesz mi zemścić się na człowieku, który zamordował moją kochaną córeczkę - chciał się upewnić, że potwierdzę swoją deklarację. - Tak. Dotrzymam słowa. Nie bez powodu się tam znalazłem. Jeśli mieliśmy się tam spotkać, abym ci pomógł, niech tak będzie. Niezbadane są ścieżki pana - kończąc te słowa, zerkam po regałach mieszkania w poszukiwaniu Biblii.
Podchodzę do okna. Otwieram je na rozcież. Do środka wpada świeże powietrze. Miła odmiana. - Musisz wziąć się w garść. Swoją córkę będziesz mógł opłakiwać, gdy to wszystko się skończy. No dobrze. Trzeba od czegoś zacząć - zataczam kółka w pokoju, przypominając sobie ostatnie zdarzenia oraz wizje - Widziałem go w tamtym świecie, ale pamiętam to jak przez mgłę. Czekaj. 7Pack! Firma kurierska. Zdaje się, że ten skurwiel tam pracował. |