Wątek: Call-Girl (21+)
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-08-2014, 20:18   #24
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Nałożyła pełen kostium do rzeczywistości wirtualnej i gogle. W pomieszczeniu działała klimatyzacja, która dostosowywała temperaturę do programu. Ruchoma taśma pozwalała się poruszać bez końca, a wysuwające się ze ścian przedmioty imitowały meble i inne elementy wyposażenia. Jess zaprogramowała sesję i włączyła urządzenie.
Sprzed jej oczy zniknęło sześcienne pomieszczenie, a w jego miejsce pojawiła się otwarta, ciemna przestrzeń, jakby kamienna pustynia, nad która błyszczały gwiazdy zupełnie niepodobne do tych świecących nad Ziemią. Biegła. Musiała uciekać. Ci straszni obcy, którzy napadli na statek kolonialny, którym leciała wraz z resztą ludzi deptali jej po piętach. Wyszła akurat by przyjrzeć się gwiazdom gdy to się stało. Patrzyła jak wywlekają kobiety ciągnąc je za włosy. Byli prymitywni. Jak ludzie przed tysiącami lat kiedy jeszcze nie marzyli nawet o podboju kosmosu. Byli wielcy, przynajmniej o głowę przerastali największych ludzkich mężczyzn i z tego co zdążyła zauważyć zanim pierwotny strach kazała jej uciekać, zbudowani bardzo proporcjonalnie. Jeden zauważył jej ucieczkę. Był coraz bliżej. Już prawie czuła jego oddech na plecach…

Nieważne jak szybko biegła, nie mogła uciec. Podświadomie zdawała sobie z tego sprawę. Grawitacja była tu nieco mniejsza niż na Ziemi, a ona nie była do niej przystosowana, w przeciwieństwie do tubylca. Prymitywne istoty miały na sobie tylko przepaski biodrowe, reszta wielkiego ciała była odsłonięta, zarośnięta i zbudowana chyba z samych mięśni. Poczuła jak coś ją podcina, jak leci do przodu. Tuż za sobą usłyszała zwierzęcy niemal warkot.
Upadła na ziemię, zderzenie z podłożem nie było tak bolesne jak na rodzinnej planecie. Z zaskoczeniem stwierdziła, że kamienie nie są też ani twarde, ani ostre. Były raczej jak pocięte kawałki naturalnej gąbki. Zaskoczenie kosztowało ją kilka bezcennych sekund, które mogłaby wykorzystać na podjęcie dalszej ucieczki.

Nie dostała na nią szansy. Potężne ciało, chociaż lżejsze niż się wydawało, przygniotło jej nogi. Tubylec rzucił się na nią, z prymitywną agresją i gwałtownością chwytając łapami bluzkę. Czuła jak ją rozrywa, jak ostre pazury drapią jednocześnie jej plecy. Nie ta część ubrania była jednakże głównym celem tej istoty, gatunku, który nie rozwinął nic prócz prostych instynktów. Złapał za jej spodnie, pragnąc dostać się do tego, co kryło się pod nimi. Warczał i węszył, jak gdyby to właśnie zapach kobiety wyzwalał u niego to zachowanie. Zaczęła się szarpać próbując kopać nogami które przytłaczał:
- Nie! Proszę nie! - Krzyknęła choć wiedziała, że nie ma to sensu. Inne kobiety też krzyczały lecz nie powstrzymało jego pobratymców. Widziała jak wciskają się między ich uda. Wielcy i dziwacznie ciemni. Nie jak czarnoskórzy ludzie. Mieli granatowo zielona, dziwnie połyskująca w świetle gwiazd skórę, teraz miała okazję się przekonać, że była gładka i ciepła jak jak skóra węża, którego kiedyś wzięła z terrarium.
Szarpnął brutalnie, cienki materiał nie był w stanie mu się przeciwstawić. Poczuła jak jeden z pośladków zaczyna piec, podrapany aż do krwi. To jednak nie było najgorsze. Szarpanie nic nie pomagało, kiedy brutalnie wciskał się pomiędzy jej uda, dopychał ją do ziemi. Czuła dokładnie jego dziwną skórę, ocierającą się o jej własną w wielu już pozbawionych ochrony materiału miejscach. Przepaska biodrowa wylądowała tuż obok głowy kobiety. Mogła się przyglądać temu skrawkowi z szeroko otwartymi oczami. Wiedziała co teraz nastąpi. Coś przerażająco wielkiego zaczęło naciskać na wejście wgłąb jej ciała. Bała się, drżała z przerażania, a jednocześnie ta zła część jej istoty, z którą musiała walczyć każdego dnia, czekała na to co musiało się stać z chorobliwą fascynacją. Musiała z nią walczyć. Podparła się na rękach w ostatniej rozpaczliwej walce o wolność.

Pchnął i znowu docisnął ją do ziemi. Wielki, obcy kutas zagłębił się w niej, wbił z całej siły. Tubylec zaryczał w tryumfie. Był olbrzymi. Zaskakująco ciepły, śliski i nie tak twardy jak ludzkie, chociaż czuła, że to się zmienia. Posiadł ją tak głęboko jak mógł. Rozepchał straszliwie, nie bacząc na nic. Złapał za włosy gwałconej kobiety, szarpiąc je w swoim kierunku. Ułamek sekundy cieszył się swoim zwycięstwem, zanim instynkt przejął kontrolę raz jeszcze i silne biodra zaczęły się poruszać.
Zawyła jak ranne zwierzę gdy ją wypełnił prawie rozrywając. Jednym, mocnym pchnięciem dotarł tak daleko jak nigdy nie byłby w stanie zrobić tego ludzki mężczyzna. Znieruchomiała natychmiast. Ten sam instynkt, który wcześniej kazał jej uciekać, teraz podpowiadał, że lepiej się nie ruszać. Że wtedy mniej będzie bolało, gdy tak ją wypełniał. Ale on zaczął to robić i ból znowu powrócił, choć już nie tak intensywny jak za pierwszym razem. Nie interesowało go co robi jego ofiara. Chciał dostać to, co mogła mu dać. Co mogło dać mu jej ciało. Trzymając za włosy, wbijając pazury drugiej łapy w pośladek, rżnął ją brutalnie, agresywnie zagłębiając się w ciasnym wnętrzu. Rozrywał ją prawie, był tak głęboko, że wydawało się to niemożliwe. I warczał. Jeden z jego pobratymców ukucnął nieopodal, patrząc na ten akt. Czekając być może na to, aż ten, którego teraz miała w sobie, zadowoli się i zostawi jej wycieńczone, zakrwawione ciało do ponownego użytku.
Była naprawdę zepsuta. Zawsze to wiedziała, nawet zanim wielebny zaczął wypędzać z niej diabła za pomocą swojego prącia. Teraz, kiedy jej ciało stało się pożywka dla chuci obcego dzikusa w zakamarkach jej odczuć powoli budziła się rozkosz. Przestała krzyczeć skupiając się na tych odczuciach, by wyłuskać je na powierzchnię bólu. Były jak lina, której mogła się trzymać by nie umrzeć ze strachu i niepewności. Przyjemność rosła i potężniała obejmując jej ciało niczym kokon i dopływając do najdalszych członków.

Czuła jak pracują mięśnie gwałciciela. Machnął łapą i warknął głośno, próbując w ten sposób odgonić konkurenta, który nie miał już na sobie przepaski. Widziała niemal trzydziestocentymetrowy organ. Podobny do tego, który posuwał ją brutalnie, sztywniejąc i stając się prawie jak mahoniowa pałka, ciepła i miękka na zewnątrz, za to o strasznie twardym rdzeniu. Czy to oznaczało, że obcy zbliżał się do spełnienia? Przyspieszył jeszcze, uderzając łapą w pośladek. Puścił jej włosy, za to poczuła, że się nachyla. Wielka ręka chwyciła ją za gardło, poczuła jak pazury pozostawiają delikatne rysy na skórze. Jak palce zaciskają się, przyduszając ją. Gwałcił ją zapamiętale, bez koordynacji, aby tylko szybciej i mocniej.
Dopóki nie zaczął jej dusić miała nadzieję, że nie skończy zanim ona nie dowie się jaka jest kulminacja ogarniającego ją uczucia. Potem jednak przestraszyła się. Nie chciała jeszcze umierać. Chwyciła go rękami za łapę, próbując odgiąć naciskające palce. Nie zwolnił. Nie panował nad sobą, próbując się zaspokoić. Może dzięki temu udało się jej odgiąć dwa z jego palców. Poczuł to. Warknął wściekle i puścił ją, zamiast tego brutalnie przygniatając głowę do podłoża. Korzystając z tego, że jest o wiele większy, trzymał ją tak, przyciśniętą policzkiem do ziemi i pracował biodrami, wpychając swój olbrzymi organ raz po razie.
Zamknęła oczy i chłonęła to co się z nią działo. Nigdy nie było tak wcześniej. Ciepło, prawie gorąco promieniujące od jego organu jakby łagodziło ból, a zamiast niego pojawiała się przyjemność. Coraz większa i potężniejsza. Choć mogło to się wydawać absurdalne zapragnęła nagle by poczuć go jeszcze bardziej, By zacisnąć się na jego narzędziu. Nie walczyła z tym odruchem. Obkurczone mięśnie nagle zmniejszyły pojemność otworu w którym poruszał się dzikus. Musiał poczuć tę nagła zmianę. Była zbyt intensywna. Tak jak ona poczuła. Moc, siłę i władzę, które wyzwoliły się w dzikim krzyku i gwałtownych skurczach.
Zaryczał głośno i tryumfalnie, dobijając do końca, wsuwając się tak, że zniknął w całości. Wtedy poczuła, jak strzela, potężnymi, długimi strumieniami śluzowatego, obcego nasienia. Wypełniał ją nim tak mocno, że część wypływała na zewnątrz zanim jeszcze z niej wyszedł. Puścił jej głowę i uderzył się pięścią w pierś. Jego pobratymiec uniósł się z kucek, prostując na całą wysokość.
Gdy tylko dzikus się z niej wysunął gwałtownie odwróciła się na plecy. Nie miała już zamiaru walczyć ani uciekać. To i tak nie miałoby sensu. Chciała jednak zobaczyć co się dzieje. Pełniej uczestniczyć w tym szaleństwie. Ten, który ją zgwałcił, także się wyprostował. Zbliżyli się do siebie i warcząc zderzyli torsami. Typowy przejaw prymitywnych, zwierzęcych samców. Ten, który nie posmakował jeszcze kobiecego ciała, uderzył pierwszy i po chwili już wymieniali się ciosami, zmagając o to, kto teraz posiądzie jej ciało. Wszędzie wokół inne kobiety ciągle krzyczały, choć znacznie słabiej. Mogła wykorzystać ich nieuwagę by uciekać, nie była już jednak pewna czy tego chce. Dokąd niby miałaby biec? Nie znała tej planety. Statek był uszkodzony i na pewno już stąd nie odleci, a to co przed chwila przeżyła było takie niezwykłe…

Bijatyka trwała przez chwilę, ale wreszcie jeden z nich wygrał. Byli tacy podobni, ale rozpoznała go po mokrym organie, zwisającym teraz w dół niczym sporej wielkości wąż. To był jej gwałciciel, teraz pokryty kilkunastoma zadrapaniami, jakie sprezentował mu oponent. Podszedł do swojej ofiary, ale chyba uznał, że tu może ją stracić. Chwycił ją więc za włosy i zaczął ciągnąć gdzieś, gdzieś z dala od statku i innych tubylców.
- Hej! - Krzyknęła chwytając go za rękę i próbując ratować owłosienie włosów. - Nie musisz mnie ciągnąć. Pójdę za tobą. - Nie rozumiał jej słów, wiec zaczęła uderzając drugą dłonią:
- Puść ty głupi bezmózgi brutalu!
Zatrzymał się i warknął. Pokręcił głową wskazując na statek i wskazał zupełnie inny kierunek.
Pokazała kierunek przeciwny do statku i pokiwała głową. Pokazała na jego rękę trzymającą jej włosy i pokręciła przecząco. Miała nadzieję, że w tym świecie te znaki nie znaczą czegoś wręcz przeciwnego niż u niej. Nawet jeśli znaczyły co innego, wydawał się zrozumieć. Puścił jej włosy, patrząc jak wstaje. Popchnął ją w wybranym przez siebie kierunku i szedł za nią, co jakiś czas poganiając, zirytowany wolnym tempem. Szybko doszli do zgrupowania większych skał. Wskazał na niezbyt szeroką dziurę w jednej z nich, przypominającą wejście do jaskini. Prowadziło nieco w dół, ale nawet ona musiała w nim poruszać się na czworakach.
Szła w dół ostrożnie, bo wszędzie panowały ciemności. Jedynie gdzieś daleko przed nią majaczyło słabe światło.
Niewątpliwie schodziła pod ziemię, a tubylec podążał za nią. Była jego zdobyczą. Czuł doskonale jej zapach, wypiętej w stronę nosa obcego, który kilka razy sięgał łapą do pupy kobiety. Ponownie stawał się agresywny i musiała się pospieszyć, jeśli nie chciała być wzięta w tym ciasnym, klaustrofobicznym korytarzu.
 
Eleanor jest offline